piątek, 19 października 2018

Po co nam szkoły?


Prowadzenie szkół ponadpodstawowych jest jednym z niewielu zadań samorządu powiatowego, gdzie są rzeczywiste, a nie pozorne, możliwości pozytywnych działań. W naszym powiecie jest ich całkiem sporo. Sądzę jednak, że obecny starosta, wicestarosta i ich ekipa bardzo unikają zasadniczego pytania- właściwie, po co nam szkoły ponadpodstawowe? Do takiego przekonania doprowadziło mnie logiczne połączenie dwóch zjawisk. 

Z jednej strony, kierując sporą firmą, na co dzień doświadczam dotkliwego braku specjalistów, praktycznie w każdej dziedzinie. Potwierdzają ten stan rzeczy wszyscy pracodawcy, jakich znam. Zgodnie wskazują, że niedobory wykwalifikowanej kadry są podstawową barierą rozwoju gospodarczego powiatu. A przecież oczywiste jest, że sytuacja istniejących tu firm decyduje o naszej zamożności.

Z drugiej strony, z racji pełnienia obowiązków radnego dowiedziałem się rzeczy zdumiewających. Większość szkół średnich kształcących w jakimś zawodzie ma ogromny kłopot z naborem choćby minimalnej liczby uczniów. Tak dzieje się od dłuższego czasu, pomimo że profil kształcenia zapewnia uzyskanie zawodów gwarantujących dobrze płatną pracę. Z jakiś powodów młodzież garnie się raczej do liceów ogólnokształcących. I nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nauka w nich była przepustką do dalszej edukacji na wysokim poziomie. Jednak zbyt często tak nie jest. Powód? Po prostu, organizowanie nadmiernie licznych naborów do ogólniaków przy braku sensownej selekcji kandydatów do nich, powoduje, że trafia tam zbyt wielu uczniów słabych lub nie zainteresowanych nauką. Dowód?  Na jaw wyszły dane dotyczące tzw. diagnozy potrzeb edukacyjnych w jednym z wiodących (!) liceów ogólnokształcących naszego powiatu.  Przeprowadzone badania dowodzą, że 80 % uczniów wymaga „wyrównania szans edukacyjnych”, a 40 % ma „trudności w nauce”. Jeśli tak jest w bardzo dobrym liceum, jak jest w tych posiadających gorszą opinię? 

Rezultat? Przede wszystkim, zaniżanie średniego poziomu kształcenia. Nauczyciele mówili mi, że nie da się właściwie prowadzić zajęć, gdy znacząca część klasy nie nadąża. Jeszcze ważniejsze jest to, że młodzież, której dotyczą przytoczone liczby, zapewne ukończy szkołę, ale co dalej? Część trafi do szkół pomaturalnych, z których większość nie zapewnia uzyskania zawodów najbardziej deficytowych i potrzebnych na rynku pracy. Część po maturze (zdanej lub nie) powiększy szeregi ludzi bez zawodu. Generalnie, w grupie tej dość powszechna będzie frustracja z powodu przepaści pomiędzy aspiracjami życiowymi i uzyskiwanym wynagrodzeniem za pracę. Dlatego wielu z nich z konieczności, w poszukiwaniu godnego zarobku wyjedzie za granicę. Tylko nieliczni skończą jakieś studia realnie zwiększające szanse na zawodowy sukces. 

Żeby było jasne, nie mam pretensji do młodzieży, która podejmuje takie, a nie inne decyzje życiowe. Natomiast, mam ogromne zastrzeżenia do ludzi, którzy obecnie rządząc powiatem współtworzyli i tolerują system, którego pierwszymi „ofiarami” są młodzi ludzie, a negatywne skutki istniejącej sytuacji dotykają wszystkich mieszkańców. 

Rozmawiałem z kilkoma dyrektorami szkół średnich, więc wiem, że wcale nie jest proste wprowadzenie zmian. Sam nie jestem ekspertem od prawa oświatowego, siatki godzin, programów nauczania itp. Elementarna logika podpowiada mi jednak, że coś tu nie gra i nie przyjmuję do wiadomości, że nic nie można poradzić. Najbardziej dziwi mnie, że to wszystko nie przeszkadza staroście i współpracownikom. W ubiegłym roku dwukrotnie, jako radny, składałem interpelacje w tej sprawie. Niby przyznawano mi jakąś rację. Niemniej, dość pokrętnie tłumaczono, że napięte finanse powiatu wymuszają  walkę o każdą złotówkę z subwencji oświatowej. Turblulencje wynikające z ewentualnej reformy, podobno niosą jakieś  ryzyko uszczuplenia wysokości subwencji. Domyślam się także, że rządzących zniechęca obawa przed reakcją „zaprzyjaźnionych” dyrektorów liceów oraz lęk przed możliwym wejściem w konflikt ze związkami zawodowymi reprezentującymi nauczycieli ogólniaków. Słowem, zasadnicze potrzeby rozwojowe regionu przegrywają z doraźną ekwilibrystyką władzy zainteresowanej utrzymaniem status quo. W każdym razie, ewentualne działania starosta odkłada na późniejszy czas. Według mnie, trzeba się spieszyć. Tym bardziej, że w edukacji nic dobrego nie można zrobić z dnia na dzień, a pozytywne skutki kroków czynionych dzisiaj odczuwalne będą dopiero po latach. 

Wiele rzeczy w powiecie świdnickim wymaga nowego spojrzenia. Zapewnienie młodzieży zdobycia wykształcenia gwarantującego wykonywanie użytecznej, dobrze płatnej pracy powinno stać się priorytetem. Jeśli zdobędę mandat radnego, zamierzam przypilnować tej sprawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz