niedziela, 24 stycznia 2010

Zawał

Słowo „zawał”, jak wiele innych, ma kilka znaczeń. Dla mnie, od piątku doszło jeszcze jedno – „hazardowa” sejmowa komisja śledcza.

Zawał może oznaczać stan katastrofy, na przykład w górnictwie. Coś gwałtownie z ogromną siłą osuwa się, spada, powodując zniszczenia. Już wielokrotnie na naszych oczach z wielkim hukiem walił się w gruzy autorytet sejmu. Pomimo tego, wydawało mi się, że są granice, których żaden szanujący się poseł nie przekroczy. Bo co do tego, że pan Palikot może z jakiegoś powodu paradować na Wiejskiej choćby z gołym tyłkiem, przyjąłem do wiadomości już dawno. Ale – jak się okazuje – dalsze kompromitowanie parlamentu nie jest wyłączną domeną kilku znanych już postaci. Nigdy nie pomyślałbym, dopóki nie zobaczyłem na własne oczy, że zaliczać się będzie do tego grona także poseł Sekuła. Niestety, w taki sposób przewodniczy komisji śledczej, że moim zdaniem dotychczasowa jej praca to najprawdziwszy zawał. Przede wszystkim nie do przyjęcia są jego ingerencje w toku przesłuchiwania posła Chlebowskiego, ilekroć zachodziło podejrzenie, że śledczy złapią go na jakiejś sprzeczności lub niekonsekwencji w zeznaniach. Można się spierać, czy pan Chlebowski potrzebował takiej pomocy. Ewidentnie jednak w momencie potencjalnego zagrożenia przewodniczący spieszył mu z pomocą. Powtarzane przez niego wezwanie „proszę nie dręczyć świadka” przejdzie do historii naszego parlamentaryzmu. Zajmie w niej miejsce tuż obok innych znanych określeń: „kurwików w oczach”, „owsa” i „lewego czerwcowego”.

„Nie dręczyć świadka” nabiera jednak innego znaczenia, gdy uświadomimy sobie, że dzięki mediom świadków jest bardzo wielu. My, obywatele nimi jesteśmy. Z tego wynika, że także nam poseł Sekuła powinien okazywać miłosierdzie nie mniejsze niż swym partyjnym kolegom. Nie chcę wypowiadać się za innych, ale ze mną, niestety na pewno się nie liczy. Ponadto usprawiedliwiając nie stawienie się ministra Drzewieckiego przed komisją z powodu chrypki, przypomina mi, że „zawał” to także termin medyczny – zaburzenia w pracy serca. Stawiano różne diagnozy dotyczące schorzeń, na które cierpi centrum władzy. Objawów jest wiele. Dzisiaj najbardziej uderzający jest dla mnie ten, który powoduje, że ceniony dotychczas poseł, może w interesie swej partii postąpić tak, jak pan Sekuła w ostatni czwartek. Ogłosił przerwę w obradach komisji. Przed jej zakończeniem, zanim jeszcze do sali obrad powrócili pozostali członkowie, zajął swe miejsce. Potem, bardzo się spiesząc, zapytał pustych krzeseł, czy ktoś chce jeszcze zadać pytanie świadkowi Chlebowskiemu. A nie słysząc żadnej odpowiedzi, zamknął posiedzenie zanim zdumieni posłowie zdołali w jakikolwiek sposób zareagować.

I uczynił to wobec wielu zgromadzonych dziennikarzy, mając pełną świadomość, że jego postępowanie zarejestrują kamery telewizyjne. Nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Ważny był cel – zakończyć przesłuchanie. Ta zuchwałość kojarzy mi się z określeniem „pójść na zawał”. Czasem posługują się nim absolutnie bezwzględni ludzie, na przykład przestępcy. Oznacza ono działanie, w którym nie liczą się stosowane metody i ich konsekwencje. Nie są ważne skutki, świadkowie, a nawet ewentualne ofiary. Wszystko podporządkowane jest osiągnięciu pożądanego rezultatu. Jeśli w tym przypadku jest nim obrona rządzącej partii przed zarzutami o niedozwolone powiązania ze światem hazardu, najważniejsi politycy Platformy Obywatelskiej najwyraźniej gotowi są zrobić wszystko, aby sparaliżować działanie komisji śledczej. W ich interesie wszakże jest, aby nic sensownego nie udało się ustalić. I naprawdę przerażająca jest bezwzględność z jaką realizują swój plan. Mówi ona więcej o rzeczywistej naturze czołowych postaci tej partii niż tysiące powtarzanych przez nich sloganów o demokracji i budowie społeczeństwa obywatelskiego. Nawet stosowane przez nich, dla odwrócenia uwagi, straszenie „kaczorami” i „siepaczami z CBA” nie może zmienić ich ujawnionego, prawdziwego oblicza. Nie da się zatrzeć wrażenia, że zdobycie i utrzymanie władzy warte jest zapłacenia każdej ceny, popełnienia każdej niegodziwości.

Najgorsze jest to, że trudno uwolnić się od myśli, że metody działania żadnej partii walczącej o najwyższe cele, aż tak bardzo od siebie się nie różnią. Polityka nie jest na pewno zajęciem dla absolutnych pięknoduchów. Nie chcę jednak, pogodzić się z myślą, że nieludzkie tryby w partyjnych strukturach są w stanie zmielić na proch zasady etyczne, jakimi powinni kierować się przyzwoici ludzie angażujący się w politykę. Tak nie może być. Nie wolno się na to zgodzić, być obojętnym. Bo jeśli tak się stanie, będzie to ostateczny i nieodwracalny zawał.

Po budżecie

Nie spodziewałem się, że mój żartobliwy opis sesji budżetowej z udziałem pana Pikusia (wpis z dnia 16 stycznia) spowoduje jakieś żywsze reakcje czytelników bloga. Ich znaczna ilość mile mnie zaskoczyła, chociaż nie wszystkie były sympatyczne. (Nawet trudno się dziwić ;-)) Przeważały pytania o znaczenie tego, co się wydarzyło. Poniżej kilka myśli na ten temat. Tym razem zupełnie serio.

Przede wszystkim ważne jest, że nie powiodły się próby sprowadzenia budżetu – najważniejszej uchwały w roku, do roli bezwartościowego świstka papieru, użytecznego jedynie do prowadzenia politycznych podchodów. Całe bezsensowne zamieszanie związane z terminem i trybem rozpatrywania projektu związane było przecież z gierkami prowadzonymi przez SLD, PO i PiS. Jednak prezydent Murdzek i Wspólnota Samorządowa wytrzymali wywieraną presję. Byliśmy mentalnie przygotowani, oswojeni z myślą, że większość Rady może projekt odrzucić. Zdawaliśmy sobie sprawę, że skomplikuje nam to pracę. Jednak nie podjęliśmy targów. Budżet na rok 2010 jest niełatwy. Nie może zaspokoić wszystkich aspiracji, bo i czasy są trudne. Ale to dokument dobry, prawdopodobnie najlepszy, na jaki Świdnicę stać. Nie zdeprecjonowaliśmy jego wartości, szukając poparcia za wszelką cenę.

W rezultacie budżetowych przepychanek, nawet dla osób niechętnych Wspólnocie Samorządowej, stało się jasne, że jest to jedyne ugrupowanie w Radzie Miasta, które naprawdę bierze na siebie odpowiedzialność za Świdnicę. To rezultat oczywistego faktu, że prezydent i jego zastępcy sprawują władzę wykonawczą. Wszystko, do czego przekonujemy radę, musimy w praktyce realizować. Dlatego nie proponujemy rozwiązań „z kosmosu”, nie licząc realnych pieniędzy lub udając, że na wszystko nas stać. Inne ugrupowania postępują dokładnie przeciwnie. Choćby zdarzenie z ostatniej sesji. Radni PiS pomimo ogromnych kłopotów w zrównoważeniu budżetu, zgłosili ultrapopulistyczną propozycję rozdania mieszkańcom kwoty 750 tys. zł tytułem dopłat do cen wody. Sformułowali ten pomysł bez żadnej konsultacji z prezydentem odpowiedzialnym przecież za stan finansów miasta. Mieli wstępne poparcie SLD i PO. Jednak ostatecznie nie rozpatrywano stosownej uchwały. I wcale nie dlatego, że ktoś poszedł po rozum do głowy. Po prostu PiS z zaskoczenia przedstawił gotowy projekt, podpisany wyłącznie przez jego członków. Wzbudziło to obawy pozostałych uczestników spisku, że ich troska o tzw. szarego obywatela nie będzie dla mieszkańców wystarczająco czytelna. Taka (za przeproszeniem) duperela decyduje o ewentualnym wydaniu z kasy miejskie ogromnej kwoty ¾ miliona. Co wydarzy się na następnej sesji? Nie wiadomo. Nie zdziwię się, jeśli tym razem podobna propozycja będzie przyjęta, bo radni wcześniej uzgodnią podział chwały z tego osiągnięcia. Rzecz jasna stanie się to przy oczywistym dla nich założeniu, że prezydent Murdzek jakoś da sobie radę. Skoro od 7 lat dobrze zarządza miastem (nie szkodzi, że tego za nic publicznie nie potwierdzą), sprawi i to, że woda dalej lecieć będzie z kranu, i to, że nie zabraknie pieniędzy na inwestycje, łatanie dziur w jezdniach i pensje dla nauczycieli.

Warto tez uświadomić sobie, że skoro za budżetem głosowali wyłącznie radny Gondek z PiS i radni Wspólnoty Samorządowej, wszyscy pozostali wyrazili swój dystans do niego. Nieuchronne kłopoty nie będą, więc ich zmartwieniem. Ale też ewidentne osiągnięcia, a ich nie zabraknie, nie będą ich sukcesami. Moim zdaniem, zdecydowanie lepsze, także dla publicznego wizerunku radnych, byłoby ich współuczestniczenie we wszystkich aspektach życia samorządu. Zachęcałem już do tego na swym blogu. Być może obecny stan rzeczy nie jest jeszcze ostatecznym zaprzepaszczeniem szans współdziałania. Przed nami, w tym roku, jeszcze wiele ważnych decyzji. Jakaś niewielka nadzieja na zmianę atmosfery w Radzie Miasta wynika z pierwszych rozmów prezydenta Murdzka z szefami klubów na temat oświaty. Chciałbym wierzyć, że będzie lepiej.

Być może znakiem pewnego przełomu jest także, mimo wszystko, sam wynik głosowania uchwały budżetowej. Co prawda tylko 10 głosów „za’’, jednak całkiem sporo radnych wstrzymało się. Uczynili tak radni niezależni, ale także ci, działający pod kuratelą partii. Na oczach wszystkich podjęta została próba całkowitego upokorzenia radnych PiS, poprzez próbę narzucenia im przez politycznego pryncypała obowiązku głosowania „przeciw”. Jednak nie do końca się ona powiodła. To prawda, że nie ma jawniejszego sposobu złamania umowy koalicyjnej, niż brak poparcia budżetu. Tym bardziej, głosownie za jego odrzuceniem. Jednak na uwagę zasługuje też, choćby częściowe, oparcie się presji polityka, który uzurpuje sobie prawo ingerencji w suwerenne decyzje radnych. Prawie dwa lata temu, przy aprobacie posła Chlebowskiego radni PO, bez żadnego uzasadnienia, opuścili koalicję ze Wspólnotą Samorządową i PiS. Nie przyniosło to Świdnicy żadnej korzyści. Jakich dobrych rezultatów dla naszego miasta można się więc spodziewać po rozbiciu koalicji WS-PiS, dokonywanego pod patronatem poseł Zalewskiej? A jeżeli to wszystko, co widzieli i słyszeli obecni na sesji budżetowej było wyłącznie wynikiem „nieporozumienia” wywołanego postępowaniem dwojga radnych PiS (podobno gdzieś tak pani poseł tłumaczyła całą sytuację), to wyjście jest bardzo proste. Usuwano już z szeregów PiS zdecydowanie ważniejsze postacie, którym zarzucano nielojalność i prowadzenie intryg wewnątrz ugrupowania. Klub radnych PiS nawet w trzyosobowym składzie może tworzyć trwałą większość w połączeniu z dziewięcioma radnymi Wspólnoty Samorządowej. Wybór jest jasny. Albo inspiruje się i akceptuje szkodliwe dla miasta i wrogie wobec koalicjanta działania radnych, co jest wypowiedzeniem umowy koalicyjnej, albo jest się zainteresowanym trwaniem koalicji i usuwa się przeszkody w jej funkcjonowaniu. Wspólnota Samorządowa i mieszkańcy Świdnicy mają pełne prawo szybko poznać, jakie rozstrzygnięcie tej alternatywy wybiera poseł Zalewska.

Na tym zakończę swe przemyślenia o tym, co dalej, po uchwaleniu budżetu. Lepiej zrobię to, zanim ktoś zarzuci mi brak realizmu i nadmierny optymizm.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Sprostowanie

Choć poprzedni wpis o Stirlitzu itd. miał formę raczej lekką, nie ustrzegłem się poważnego błędu. Błędnie napisałem, że radny Janusz Kalinowski głosował przeciwko uchwale budżetowej. W rzeczywistości pan radny opuścił salę obrad, żeby nie brać udziału w głosowaniu. Po zorientowaniu się, że popełniłem omyłkę, rano zadzwoniłem do Janusza Kalinowskiego. Poprosiłem o wybaczenie z powodu tego nieumyślnego błędu i zadeklarowałem zamieszczenie na blogu stosownego sprostowania, co niniejszym czynię.

sobota, 16 stycznia 2010

Towarzysz Stirlitz, telefony i pan Pikuś

Wczoraj, po wielu perturbacjach, odbyła się sesja budżetowa Rady Miejskiej. Miała zaskakujący przebieg. Pewnie dlatego kilka osób pytało mnie już o szczegóły i dzieliło się swoimi uwagami. Padały różne określenia: thriller, komedia, show estradowy, kabaret, tragedia, dziecinada. Uwzględniając oceny rozmówców i ja skomentuję przebieg wypadków. Może trochę nietypowo, zrobię to w formie quasi kalendarium. Coś na kształt skrzyżowania scenariuszy filmów: „17 mgnień wiosny”, „Szklana pułapka”, „Psy” i kreskówek „Przygody Misia Colargola” i radzieckiej historii o wilku gnębiącym zająca.

Godz. 10.14
Prezydent Murdzek otrzymuje informację od PiS, że ich radni dotrzymają umowy koalicyjnej i poprą budżet. Cieszy się: – Uchwalenie budżetu to pikuś! Zachrypnięty głos w słuchawce telefonu: – Pan Pikuś!

Godz. 15.04
Obraduje klub radnych Wspólnoty Samorządowej. Radny Ossowski, najlepszy matematyk, liczy spodziewane głosy „za”: – WS 9 plus PiS 5. Wszystkich radnych jest 23. Mamy większość!
Radna Murdzek troszczy się o opozycję: – Czy nie będzie im przykro?
Radna Ciążeńska gasi ją grepsem z filmowego klasyka: – Boguś(a), co ty wiesz o zabijaniu?

Godz. 16.00
Rozpoczyna się sesja Rady Miejskiej.

Godz. 16.05
Wykład na temat praworządności wygłasza radny Solecki. Sens jest taki: nie zgadza się na uchwalanie budżetu w ten piątek, chociaż ma przygotowane oświadczenie na temat budżetu. W piątek sprzed dwóch tygodni także się nie zgadzał, bo akurat nie miał przygotowanego oświadczenia. Prawdopodobnie zgodzi się na głosowanie w piątek za dwa tygodnie. Chyba, że jeszcze zmieni zdanie albo oświadczenie.

Godz. 17.10
Rozpoczyna się debata na temat budżetu. Prezydent Murdzek wyjaśnia szczegóły, prezentuje diagramy i wykresy. Kilku radnych dyskretnie ziewa. Ależ nuda!

Godz. 17.11
Z letargu wybija wszystkich dzwonek telefonu. Szef biura posłanki Zalewskiej wybiega na korytarz. Stoi na baczność. Nie wiadomo, z kim rozmawia, ale słychać: – Tak pani Aniu, oczywiście pani Aniu.
Po chwili w postawie zasadniczej rozmawia z kimś radny Barcicki. Rozmowa chyba ważna, bo telefon rozgrzewa się do czerwoności.

Godz. 17.15
Radni PiS debatują nad czymś w holu. Prezydent Murdzek także odbiera telefon. Słyszy znajomy, zachrypnięty głos: – Tu pan Pikuś, rano żartowałem. He, He, He.

Godz. 17.16
Szefowie klubów wygłaszają oświadczenia na temat budżetu. Jako pierwszy radny Solecki. Wszyscy zauważają zmienione, eleganckie emploi i żadnych zmian w stosowanej retoryce. Jego zdaniem budżet fatalny z mnóstwem minusów. Zero plusów. Grzmi: Nie poprzemy budżetu.

Godz. 17.26
Na mównicę wkracza rady Michalik, szef Platformy Obywatelskiej. Na pożegnanie kolega radny strongman Grudziński rzuca mu: – Twardy bądź!
I rzeczywiście radny Michalik jest twardy. Niczym killer, bez mrugnięcia oka wygłasza totalną krytykę. Łudząco podobną do wystąpienia poprzednika. Budzą się podejrzenia wśród radnych nauczycieli.
Radny Kulig do radnej Skowrońskiej-Wisniewskiej: – Czyżby pisali razem lub ściągali od tego samego prymusa?
Pozostali radni także objawiają niepokój. Radny Barcicki pyta dyskretnie radną Bakalarczyk: – Are they really „Brothers in arms”?
Oh, yes. Podobno już w czasach Unii Wolności mówiono o nich „Blues brothers” – odpowiada pani Lidia.

Godz. 17.27
Prezydent Murdzek się dziwi i niepokoi: – Hm, coś tu nie gra. Dwóch poważnych gości widzi w budżecie same wady i żadnych pozytywów. Może ktoś rozdał radnym jakieś inne, nie moje projekty?

Godz. 17. 36
Na mównicy pojawia się radny Podgórski ze Wspólnoty Samorządowej. Razem wzięci Chuck Norris i Brudny Harry nie rozprawili by się skuteczniej z zarzutami opozycji wobec budżetu.
Prezydent Murdzek oddycha z ulgą: – Uff, jednak radnym dostarczono właściwe wersje projektu.

Godz. 17.46
W imieniu PiS głos zabiera radny Lewandowski. Spośród wszystkich występujących mówi najmniej dziarsko. Coś w nim wyraźnie się szamocze. Treść dosyć dziwna, jak na klub jeszcze rano zapewniający prezydenta o poparciu budżetu. Niczym w reklamie Żywca „prawie” popiera projekt. Jako pierwszą jego cechę wymienia zły rozdział pieniędzy na sport. Dyrektor biura pani poseł, który wielokrotnie pieklił się o pieniądze dla klubu pływackiego zachowuje kamienną twarz. Podawanie kolejnych wad doprowadza obserwatorów nieomal do rozpaczy i depresji. Na szczęście jest także jakaś konstruktywna propozycja, budząca nadzieje na przyszłość. Pan Lewandowski apeluje, żeby następnych budżetów już nie układali prezydent i jego urzędnicy. Niech zrobią to fachowi radni. Być może pod jego kierownictwem.
Padają słowa: – Nie poprzemy budżetu.

Godz. 17.56
Zarządzone zostaje głosowanie projektu. Atmosfera gęstnieje. Słychać trzask naginanych kręgosłupów. Napięcie rośnie tak bardzo, że w laptopie wiceprezydenta Pałaca nagle gaśnie ekran. On sam traci świadomość, czy za chwilę ma relacjonować radzie „Akcję zima”, „Lato w mieście” czy „Powiewiórka na wiosnę”. Przy okazji zanotowano rekord sali w nieśmiałości głosowania. Pewna radna głosując „przeciw”, zdołała to uczynić podnosząc palce zaledwie 3 centymetry i 6 milimetrów ponad krawędź stołu.

Godz. 18.00
Ogłoszono wyniki. Cisza. Konsternacja. Wynik 10:8 za budżetem. Wspólnota głosowała „za”. Spośród radnych PiS poparł budżet radny Gondek, wstrzymał się radny Lewandowski. Radni Barcicki, Bakalarczyk i Kalinowski byli przeciw. Od głosu wstrzymali się radni niezależni Bielawska i Protasiuk oraz radna Gadzińska z PO. Pozostali radni PO i lewicy głosowali przeciw. Ogłoszono przerwę. W telewizji Tele Top Sudety wyemitowano reklamę płynu do prania. Na ekranie pluszak śpiewał radośnie: „Colargol się kłania wam, dla was na arenie gram, wszystkich tutaj bawić chcę, byście polubili mnie”.

Godz. 19.20

Zakończenie sesji. Radni opuszczają salę obrad. Pan Szalkiewicz cichutko podśpiewuje refren „Chłopaki nie płaczą”. Do prezydenta znowu zadzwonił Pikuś. Powiedział: – Nu, pogodi. (Kurcze, nie wiem jak to napisać cyrylicą).

Po anomaliach dnia poprzedniego, rano świat wrócił do normalności. Radio „Złote przeboje” podało, że posłanka Senyszyn rozważa występ w telewizyjnym programie „Taniec z gwiazdami”. Jeśli ktoś zapytałby, czy wiernie odtworzyłem przebieg sesji budżetowej odpowiedziałbym: – Nie jestem pewien absolutnej dokładności podawanych godzin.

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Uczestniczyć, nie przeszkadzać!

W miniony piątek zorganizowaliśmy w Urzędzie Miejskim konferencję prasową poświęconą inwestycjom drogowym i komunikacyjnych realizowanym we współpracy z samorządem wojewódzkim. Było o czym mówić, bo długa jest lista dokonań. I przyznać trzeba, że chociaż nie zawsze jest to proste, na przestrzeni minionych lat zwykle udaje się uzyskać współfinansowanie naszych wartościowych inicjatyw. Jeszcze łatwiej to robić od około dwóch lat, gdy w Zarządzie Województwa odpowiedzialność za drogi i kolej powierzono panu Zbigniewowi Szczygłowi. Pan marszałek był współgospodarzem konferencji, o której piszę, a w związku z jego obecnością, ktoś zadał mi znamienne pytanie. Chodziło o to, czy nie jest błędem ze strony prezydenta Wojciecha Murdzka, że publicznie z uznaniem wypowiada się o współpracy miasto-województwo, a ponadto stwarza Zbigniewowi Szczygłowi okazję do korzystnej autoprezentacji. Wszakże coraz głośniej mówi się, że będzie on kandydatem Platformy Obywatelskiej na prezydenta miasta. Sądzę, że jest to pytanie na czasie, bo wyraźnie widać, że chociaż wybory dopiero jesienią, nasi konkurenci z różnych partii rozpoczęli już grę wyborczą. Odpowiedź jest ważna, bo może ona wpłynąć na kształt i jakość kampanii samorządowej.

Chyba każdy się zgodzi, że dla dokonania dobrego wyboru prezydenta lub radnych warto szczególnie wziąć pod uwagę, co kandydaci już zrobili dla Świdnicy i co realnie mogą dla niej jeszcze zrobić w najbliższym czasie. Z tego punktu widzenia promowanie się partii i kandydatów przez informowanie o swoim pozytywnym zaangażowaniu na rzecz miasta, jest dobre. Niech komitety wyborcze i osoby aspirujące do stanowisk w samorządzie pochwalą się swoimi konstruktywnymi osiągnięciami. Niech się wręcz prześcigają w udowadnianiu, kto zrobił więcej i lepiej. Choćby miało to przybrać formy tak zabawne, jak w kolportowanym niedawno pisemku. Grupa radnych sugeruje w nim, że jej zasługą jest powstanie kilkunastu inwestycji miejskich, choć rzeczywisty udział w realizacji polegał właściwie tylko na zaaprobowaniu projektów przygotowanych przez prezydenta i jego urzędników. Jednak jakiś był i dobrze, że chcą tym się chwalić. Bo nawet gdyby wkład pracy okazuje się dyskusyjny, to zdecydowanie lepiej, jeśli kandydaci w wyborach będą się reklamować rzeczami wykonanymi, niż tymi do powstania, których nie dopuścili. Pamiętamy przecież z ostatnich tygodni przykłady torpedowania dobrych pomysłów ze względów politycznych. Podobnie rzecz wygląda w odniesieniu do ostatnich miesięcy obecnej kadencji. Można je wykorzystać twórczo włączając się w inicjatywy dotyczące różnych dziedzin. Przed nami choćby decyzje dotyczące aquaparku, gospodarki odpadami, racjonalizacji wydatków oświatowych lub rewitalizacji Parku Centralnego. Ale ciągle pozostaje wybór: uczestniczyć i akcentować swą pozytywną rolę , czy przeszkadzać, żeby inni nie mogli także mieć powodu do satysfakcji. Między innymi taki dylemat stoi przed radnymi, gdy 15 stycznia głosować będą budżet miasta na 2010 rok.

Moim zdaniem pan Zbigniew Szczygieł jest zdecydowanym zwolennikiem pierwszej postawy. W czasie konferencji prasowej otwarcie potwierdził termin uruchomienia szynobusu na trasie do Wrocławia. Zadeklarował, że usilnie będzie wspierał nasze starania o dofinansowanie ze środków unijnych budowy centrum przesiadkowego na bazie dworca Świdnica Miasto, bo jest to dobry projekt o znaczeniu regionalnym. Stosowny wniosek już złożyliśmy, a sprawa rozstrzygnie się w najbliższych tygodniach. Słuchając słów pana marszałka, jasne staje się, że w granicach jego możliwości i kompetencji jest pozytywne załatwienie tych spraw. Biorąc to wszystko pod uwagę, piątkowa konferencja prasowa była dobrym pomysłem. Jej sensu nie powinny podważać żadne polityczne kalkulacje. Nie wiem, czy Zbigniew Szczygieł rzeczywiście będzie startował w wyborach prezydenckich. Ale nawet jeśli tak, a wiedza o dotychczasowym sprzyjaniu naszym działaniom lub realizacja obietnic dotyczących kolei i dworca zjednają mu wyborców, to dobrze, niech się tak stanie. Świdnica tylko na tym zyska. Bo niezależnie od ilości zdobytych głosów, dobre rezultaty rywalizacji, kto skuteczniej działa na rzecz rozwoju, będą wyłącznie wzbogacać nasze miasto. A gdyby na tym koncentrowała się kampania wyborcza, mieszkańcy mieliby komfort wyboru pomiędzy dobrymi i jeszcze lepszymi kandydatami do samorządowych funkcji.