niedziela, 24 października 2010

Lepszy beton niż kamikadze

Gdy w ostatnich dniach śledzę informacje medialne (także dotyczące wydarzeń w Łodzi) najczęściej myślę sobie – jak to dobrze, że jesteśmy powiatowym miastem, w którym etykiety polityczne nie mają wielkiego znaczenia. Wzrastająca niechęć (może czasem nawet nienawiść) zwolenników PO, PiS i SLD w Świdnicy nie jest, aż tak bardzo, zauważalna. Z kilku powodów.

Po pierwsze, chociaż ogólnopolska histeria polityczna na pewno udziela się w pewnym stopniu świdniczanom, mamy własne, lokalne powody do różnicy zdań. Są one bliższe naszego życia. Możemy się na przykład spierać, czy remont ulicy Łukowej był udany. Są tacy, którzy wbrew opinii większości mieszkańców uważają, że Łukowa kiedyś wyglądała lepiej. Inni nie pamiętając, że podczas robót wymieniono także kompletnie sypiącą się infrastrukturę podziemną, mogą krytykować, ich zdaniem, wysokie koszty. Jednak dyskusja dotyczy konkretu – ważna jest architektura i pieniądze, a nie to, czy ktoś jest lepszym patriotą od innych.

Po drugie, lokalne media nie napuszczają samorządowców przeciwko sobie tak bardzo, jak robią to media centralne wobec najważniejszych w kraju polityków. Jeśli nawet publikuje się nieprawdę lub głupstwa, wynika to bardziej z niedbalstwa lub chwilowej złośliwości autora, niż z linii programowej redakcji.

Po trzecie, w Świdnicy ważną rolę odgrywa „Wspólnota Samorządowa”. Po prostu, przedstawiciele partii politycznych nie mają powodów skakać sobie tak bardzo do oczu, skoro istnieje wspólny przeciwnik w postaci samorządowego stowarzyszenia. Wystarczy prześledzić wydarzenia mijającej kadencji lub przebieg sesji Rady Miejskiej i Rady Powiatu. Wszyscy wiedzą, że dobrze funkcjonujące koalicje WS – PO – PiS zostały rozbite na rozkaz posłów, którzy po zaaklimatyzowaniu się w Warszawie przestali rozumieć, czym jest samorząd. Świdnicę zaczęli traktować, jak pole bitwy o partyjne wpływy. Jednak dzięki temu, że ugrupowanie prezydenta Wojciecha Murdzka zajmuje się pracą, nie politykowaniem, a zarządza miastem i powiatem dobrze, nasi partyjni konkurenci nie mają łatwego zadania. Pozostaje im licytacja, kto bardziej „dokopie” Wspólnocie. Czasem łączą siły. Na szczęście efekt ich działań jest taki, że póki, co, agresja polityków nie wylewa się na ulice.

Nie można udawać, że nie ma jej w ogóle. Jeśli ktoś ma wątpliwości, przekona się o jej istnieniu, zaglądając choćby na internetowe fora dyskusyjne. Czytając niektóre wpisy (zawsze anonimowe) na dowolny temat, nie mam wątpliwości, że ich autorzy ulegli psychozie politycznej nawalanki i nawet nie ukrywają swej wściekłości. Warto też zauważyć, że pojawiają się próby przeniesienia do nas bezsensownych konfliktów, rozpalających emocje w Polsce. Przykładem tego jest pomnik Jana Pawła II, który próbuje wybudować lokalne, apolityczne stowarzyszenie. Choć nic nie zapowiada, by użyte były do tego publiczne pieniądze, usiłuje się przeciwko pomnikowi protestować właśnie z powodu rzekomego zaangażowania środków miejskiego budżetu. Gołym okiem widać, że jest to cyniczna chęć wywołania antyklerykalnej krucjaty, która dobrze się sprzedaje w centralnych mediach.

W gruncie rzeczy od nas, świdniczan zależy, czy wirus nienawiści skutecznie zaatakuje nasze lokalne środowisko. Nie musi tak być. Dyskusje na tematy zastępcze, populizm i ideologia nie muszą zdominować naszego myślenia także podczas trwającej kampanii samorządowej. Żyjemy w mieście, w którym mamy mnóstwo twardych, niepodważalnych dowodów, że więcej dobrego udaje się zrobić, gdy nie prowadzimy politycznych wojen, lecz „robimy swoje”. Jeśli chcemy, żeby tak dalej się działo, stawiajmy nie na demagogów, lecz praktyków budujących fabryki, domy i ulice. Nawet, jeśli ktoś złośliwy dopatrzy się na nich zbyt dużo betonu, pewnie nie spotka tam sfrustrowanych polityką kamikadze, gotowych w swym zaślepieniu walczyć do upadłego, wszystko jedno, jaką metodą.

niedziela, 17 października 2010

Mistrzowie nicnierobienia

Publiczne przedstawienie koncepcji rewitalizacji Parku Centralnego wywołało, co zrozumiałe, dyskusję. Niestety, jej rzeczowość ogranicza trwająca kampania wyborcza. Jest ewidentne, że wiele formułowanych opinii jest luźno związanych z faktami, natomiast bardzo ściśle wiąże się z nastawieniem dyskutujących do obecnej władzy miejskiej. Można postawić retoryczne pytanie – jeśli nie teraz się spierać w tej sprawie, to kiedy? No, właśnie. W związku z tym przedstawię swój punkt widzenia.

Po pierwsze, prawdą jest, że dbałość o parki nie była w ostatnich 8 latach priorytetem. Obrazowo uzasadnił to prezydent Murdzek. Mówił, że lepiej, jeśli miasto inwestuje w tworzenie nowych miejsc pracy, niż w strzyżenie trawników, na których biwakują setki bezrobotnych, bez nadziei na pracę. Warto jednak przypomnieć sobie także, kiedy ostatni raz parki były oczkiem w głowie rządzących. Czy może wtedy, gdy wiceprezydentami miasta byli czołowi krytycy obecnego stanu rzeczy Janusz Solecki i Andrzej Protasiuk? Czy to nie bezpośrednio po okresie rządów SLD zmuszeni byliśmy ze względów bezpieczeństwa rozebrać resztki zrujnowanego amfiteatru na ul. Sikorskiego? Czy zabytkowa altana i kopiec, na którym stoi, w parku przy ul. Armii Krajowej rozpadły się wskutek zniszczeń powstałych podczas ostatnich lat, czy z powodu braku należytej konserwacji przez kilkadziesiąt poprzednich? Czy stalowe dennice cystern, pełniące dawno temu rolę siermiężnych fontann w Parku Centralnym przerobiono na kwietniki, dlatego, że towarzysze z SLD przestali lubić szmer tryskającej wody? A może stało się tak, bo jeszcze pod ich rządami przestała działać instalacja wodociągowa, więc urządzili w fontannach kwietniki, a potem żelastwo tak skorodowało, że pozostało tylko wywieźć je na złom?

Po drugie, zabierając głos w dyskusji, warto wiedzieć, jaki jest rzeczywisty stan parków dzisiaj. Zdumiałem się niezmiernie, gdy na którymś portalu przeczytałem, że w Parku Sikorskiego wszystkie ławki są zdewastowane. Podczas wakacji, gdy codziennie tam chodziłem, żeby poczytać książkę, nie były. Wybrałem się na spacer, żeby naocznie przekonać się, jak to wygląda. Stwierdzam: jedna ławka jest zdekompletowana. Jedna za dużo, ale jedna na kilkadziesiąt. Obszedłem inne parki – proporcje wyglądają podobnie. Zgoda, nasze parki są niedoinwestowane, tylko częściowo oświetlone, z nierównymi alejkami i rzadko koszoną trawą. Jednak można z nich korzystać i świdniczanie to robią.

Po trzecie, utrzymanie parków kosztuje. Przez 4 minione lata wydaliśmy na to ponad 3,6 mln. Jeśli prawdą jest, że to kropla w morzu potrzeb, a efektów nie widać, postawmy pytanie, ile trzeba zapłacić, żeby zmiany były odczuwalne. Może dwa, trzy razy więcej? A jeśli tak, to czy powinniśmy rewitalizować Park Centralny dopiero, gdy odpowiednio wysoki standard uzyskają wszystkie pozostałe? Moim zdaniem, nie, bo jeszcze długo nie będzie stać nas na to. A nawet, jeśli zwiększymy nieco nakłady na bieżące utrzymanie parków, bez inwestycji pozostaną one byle jakie, niezgodne z oczekiwaniami i aspiracjami mieszkańców. Nadal będziemy mieć 80 hektarów (!) zieleni, która nie zadowala prawie nikogo. Moim zdaniem, lepiej jest, utrzymywać większość parków podobnie jak dzisiaj, ale jednorazowym wysiłkiem urządzić przynajmniej jeden z nich na najwyższym poziomie. Będzie on atrakcją odwiedzaną, gdy chcemy zaspokoić swoje najbardziej wyszukane potrzeby. W innych przypadkach korzystać będziemy z parków pozostałych, zasługujących na ocenę dostateczną, choćby nawet z minusem. Jest to według mnie działanie racjonalne, służące wszystkim.

Po czwarte, wielu jest wśród nas mistrzów świata w „nierobieniu czegoś”. Tacy ludzie, gdy tylko pojawi się jakiś śmiały pomysł, potrafią bardzo przekonywująco argumentować, że jest to projekt fatalny lub niewykonalny. Ogromnie dużo wysiłku włożą w uzasadnienie zalet powstrzymania się od jakiegokolwiek działania. Co nie przeszkodzi im krytykować także bezczynności. Wbrew tym pesymistom mamy odwagę wyznaczania odważnych celów i realizacji przynajmniej części z nich. Żeby się o tym przekonać, cofnijmy się pamięcią kilka lat wstecz, gdy zapowiadaliśmy stworzenie strefy ekonomicznej i łącznika z autostradą A4. „Mistrzowie nicnierobienia” byli w euforii. Pytali: jak Murdzek i Wspólnota Samorządowa mogą pleść takie nierealne głupoty?

Po piąte, chyba wiem, co będzie dalej. Pomimo marudzenia oponentów, zrealizujemy w najbliższej kadencji I etap Parku Światła. Być może uzyskamy wsparcie ze środków UE po roku 2012. Jeśli nie, w ramach budżetu też damy radę pokryć koszt 5 mln netto (gdzieś przeczytałem, że chodzi o 33 mln?!) Najzagorzalsi przeciwnicy projektu, jako jedni z pierwszych przyjdą obejrzeć widowisko woda – światło – dźwięk i posiedzieć na grających ławkach. Zaraz potem na forach internetowych wyleją żale na temat, ich zdaniem, niewłaściwych barw fontanny i źle dobranej muzyki w ławkach. Ale do parku będą chodzić regularnie. Podobnie było niedawno z ul. Łukową. Świdnicka „gwiazda” dużej partii politycznej podczas festynu na otwarcie stwierdziła, że wolała ulicę przed przebudową (?!). Parę dni temu, być może z wielkim niesmakiem, ale pozowała do zdjęć wyborczych właśnie na nowym deptaku.

Wszystko, o czym napisałem, nie zniechęca mnie. Zresztą podatnicy płacą mi, właśnie za to, żebym był aktywny i pracował bez względu na humory malkontentów. Słuchać opinii mieszkańców warto, zwłaszcza tych krytycznych. Ale trzeba iść do przodu, do przodu…

sobota, 9 października 2010

Centrum przesiadkowe- coś się zmieniło?

Coś mi się wydaje, że kandydat Platformy Obywatelskiej na prezydenta Świdnicy strasznie „zakiwał się” w prowadzonej kampanii wyborczej. Dąży do tego, żeby w mediach ciągle o nim mówiono – jest to zrozumiałe. Jednak coraz bardziej nie jest zrozumiałe to, co mówi on sam i jego otoczenie. I nie jest to wyłącznie problem kołowania zdezorientowanych wyborców. Pan Zbigniew Szczygieł zajmuje przecież ważne stanowisko, a to zobowiązuje. Jego słowa, jeśli poważnie je traktować, powinny mieć znaczenie i wyrażać poglądy władz samorządu województwa. Czy wyrażają?

Przyjrzyjmy się temu, co mówił ostatnio na temat linii kolejowej Wrocław- Świdnica. Podczas konferencji prasowej poinformował o wpisaniu wydatków na modernizację tej linii do wojewódzkiego wieloletniego planu inwestycyjnego. Jest to informacja konkretna i ciesząca nas nawet, jeśli się wie, że WPI wielokrotnie bywa zmieniany. (Na przemian pojawiające się i znikające pieniądze na „małą” obwodnice są tego wymownym przykładem). Czy jednak stanowiskiem władz województwa jest wypowiedziany na tej konferencji pogląd, że szynobusy mogły już od dwóch lat kursować tą trasą, gdyby nie niechęć Świdnicy do współfinansowania modernizacji linii? Pomijam niepomijalny fakt, że jest to całkowita nieprawda, a kłamstwo zawsze jest obrzydliwe. Natomiast zastanawiam się, jakie wnioski, będąc wiceprezydentem odpowiedzialnym za komunikację, powinienem wyciągnąć z tej wypowiedzi. Czy mam rozumieć, że przestały obowiązywać ustalenia, na mocy których zarząd województwa przejął na siebie obowiązek zajęcia się torami, a gminy utrzymaniem dworców?

Przecież z tego podziału obowiązków bezpośrednio wynikało przejęcie przez nas od PKP stacji Świdnica Miasto, żeby urządzić centrum przesiadkowe integrujące transport kolejowy i autobusowy. Nie potrafię także zrozumieć, o co chodziło Zbigniewowi Szczygłowi, gdy podczas konferencji powiedział: Bez tej linii centrum przesiadkowe nie ma sensu. Najpierw ta linia, a dopiero potem centrum. Czy autor tych słów dopiero teraz odkrył związek pomiędzy reaktywacją połączenia kolejowego z Wrocławiem a modernizacją dworca? Dla władz Miasta jest to oczywiste od zawsze. Dlatego wszystkie informacje niezbędne do zaprojektowania centrum uzyskiwaliśmy w Urzędzie Marszałkowskim. Stamtąd pochodzą dane dotyczące ilości kursów szynobusu, liczby przewożonych pasażerów oraz pozamiejskich linii autobusowych. Na podstawie podanego przez urzędników marszałka harmonogramu przejmowania przez niego od PKP torów, przyjęliśmy termin zakończenia budowy centrum. Ponadto data ta była zbieżna z terminami dostarczenia przez producenta zamówionych przez samorząd województwa szynobusów. Czy członek zarządu województwa nie ma o tym wszystkim pojęcia? Kiedyś wydawało mi się, że ma. Na przykład wiosną, gdy wobec dziennikarzy komplementował nasz projekt, zapowiadał jego wspieranie i potwierdzał, że jego atutem jest spójność z zamierzeniami władz województwa. Dokładnie z tego powodu eksperci dokonujący wstępnej oceny wniosków o dofinansowanie unijne przyznali nam największą ilość punktów. Czy coś się zmieniło? Czy bezsensowne działania Miasta niepotrzebnie wyprzedzają prace województwa? A może ślamazarność służb podległych Zbigniewowi Szczygłowi powoduje, że przemyślany, logiczny plan współdziałania obu samorządów na naszych oczach całkowicie się rozpada? Żeby łatwiej znaleźć odpowiedź na to pytanie, warto pamiętać jeszcze o jednym. Zbigniew Szczygieł zapowiada, że pociągi do Wrocławia kursować będą z końcem 2013 roku. Ale nieprzekraczalny termin realizacji zadań w działaniu „Transport miejski i podmiejski”, zgodnie z ogłoszonymi przez Urząd Marszałkowski zasadami naboru wniosków przypada na październik 2012. Logiczne jest więc, że centrum przesiadkowe z powodu reguł gry ustalonych przez zarząd województwa ze Zbigniewem Szczygłem w składzie, musi powstać ponad rok wcześniej niż pojadą pierwsze pociągi do Wrocławia. Co zatem miał na myśli członek zarządu twierdząc, że kolejność będzie inna? Czy nie jest to zakamuflowana informacja, że na unijną dotację nie powinniśmy liczyć?

Podczas wspomnianej konferencji prasowej szef sztabu wyborczego PO Rafał Ząbczyk uznał, że dworzec Świdnica Miasto jest za duży. Powiedział: My wolimy stawiać na sprawne połączenia, a nie na rozbudowę dworców kolejowych. My, czyli on i Zbigniew Szczygieł? W takiej sytuacji my, czyli ja i czytelnicy bloga chcielibyśmy poznać pomysły panów, jak „zmniejszyć” dworzec będący pod opieką konserwatora zabytków. Nieśmiało dodam, że dworca nie powiększamy. Gdyby panowie zapoznali się z projektem lub przynajmniej ze zrozumieniem czytali informacje prasowe na temat centrum przesiadkowego, wiedzieliby o tym. Zamierzamy zmodernizować budynek stacji, przedłużyć tunel pod torami i w miejscu magazynów zorganizować stanowiska odjazdowe autobusów. Część budynku głównego niepotrzebna do obsługi podróżnych będzie przeznaczona na inne cele. Na przykład przeniesiemy tu Biuro Strefy Płatnego Parkowania. Być może Zbigniew Szczygieł nie ma pojęcia, że o przejęcie część wolnych powierzchni ubiega się także firma, która na zlecenie Urzędu Marszałkowskiego chce tam urządzić zapasowe Centrum Zarządzania Dolnośląską Siecią Szkieletową. Z pisma, jakie otrzymaliśmy wynika, że dzieje się to w ramach Indywidualnego Projektu Kluczowego dla województwa. Jeśli wiedza na ten temat jest równa znajomości stanu świdnickiej infrastruktury sportowej (niedawno Zbigniew Szczygieł zaproponował budowę od podstaw boisk oddanych do użytku w okresie ostatnich dwóch lat), przestaję się dziwić temu, co jest mówione podczas konferencji prasowych. Nie przestaje się jednak martwić, że publiczne wypowiedzi osoby piastującej tak eksponowaną funkcję wprowadzają tak wiele zamętu. Nie usprawiedliwia tego prowadzenie kampanii wyborczej.

Jeżeli natomiast dziwaczne komentarze dotyczące centrum przesiadkowego są zapowiedzią, że zamierza się pozbawić finansowania unijnego pomysł, o którym dotychczas wypowiadano się w samych superlatywach, niech zostanie to powiedziane wprost. Tak będzie uczciwiej.

Z projektem centrum przesiadkowego wiążą się ogromne nadzieje świdniczan. Włożyliśmy wiele wysiłku w przygotowanie bardzo dobrego wniosku o dofinansowanie inwestycji ze środków UE. Zresztą po raz drugi, gdyż w przeddzień wyznaczonego na 30 maja poprzednio terminu poinformowano o przesunięciu go na koniec września. W Świdnicy zrobiliśmy w tej sprawie wszystko, co można było zrobić. Czekamy na rozstrzygnięcia Zarządu Województwa. Pomimo zdumiewających wypowiedzi pana Zbigniewa Szczygła mamy nadzieję, że polityka i względy wyborcze nie będą miały prymatu nad racjami merytorycznymi.