niedziela, 30 marca 2014

Rozumiem Indianę Jonesa

Po piątkowej sesji Rady Miejskiej przypomniał mi się Indiana Jones- bohater serii kinowych hitów. Dokładniej mówiąc, stanęła mi przed oczami jedna scena z filmu „Poszukiwacze zaginionej arki”. Bohater po kolei rozprawił się z kilkoma napastnikami. Wtedy stanął oko w oko z arabskim wojownikiem popisującym się niezwykłą sprawnością we władaniu wielkim mieczem. Odznaczający się mistrzostwem w obezwładnianiu rywali za pomocą pejcza Indiana zaskoczył wszystkich gapiów. Zrezygnował z efektownych chwytów, nie kombinował, tylko wyciągnął rewolwer i odstrzelił agresora. Najwidoczniej uznał, że w kontakcie z pewnymi typami nie warto się posługiwać finezją, bo do relacji z nimi kompletnie nie przystają nadmiernie wyrafinowane metody postępowania.



Choć nie dorównuję w niczym Indianie Jonesowi, od wczoraj zdecydowanie lepiej go rozumiem. Przechodząc od filmowej fikcji do samorządowych realiów, muszę uznać, że czasem po prostu nie sprawdza się ani rzeczowa, taktowna wymiana argumentów, ani cięta riposta, ani ironiczny komentarz. Trzeba zastosować środki najbardziej proste, a jednocześnie najbardziej jednoznaczne. Proszę się jednak nie spodziewać się po mnie przejawów żądzy krwi, ani jakiejkolwiek przemocy. Chcę tylko w sposób, jaki jeszcze do wczoraj uznawałem za zbyt mało wyszukany, powiedzieć, że radna Beata Słaniewska- Moskal, choć aspiruje do tego, kompletnie nie nadaje się do pełnienia funkcji prezydenta miasta.



Wyjaśnię, co sprawiło, że tak jawnie i zdecydowanie odbieram jej prawa do bycia prezydentem. Otóż, podczas dyskusji nad korektą budżetu została przez jednego z radnych zgłoszona zaskakująca poprawka. Wyjaśniłem radnym, że skutkiem jej wprowadzenia będzie rezygnacja z zakupu systemu komputerowego umożliwiającego świdniczanom internetowe głosowanie nad budżetem obywatelskim. Bez tego systemu nie sposób zabezpieczyć się przed niebezpieczeństwem fałszerstw polegających np. na głosowaniu za inną osobę bez jej wiedzy. Pani radna zabierając głos krótko potem, zgodziła się ze mną, zdecydowanie zaprotestowała przeciwko tej poprawce, obszernie uzasadniając swe negatywne wobec niej stanowisko. Wszyscy na sali oraz telewidzowie śledzący transmisję z obrad usłyszeli, że Beata Staniewska-Moskal opowiada się za odrzuceniem złej propozycji, bo zależy jej na wykorzystaniu Internetu w budżecie obywatelskim. Byłem zdumiony, gdy dosłownie za chwilę głosowała wraz z klubem SLD za przyjęciem spornej poprawki. W rezultacie zakup aplikacji został skreślony.



Przez prawie 16 lat pracy w samorządzie widziałem już różne rzeczy. Mogę się z tym nie zgadzać, ale rozumiem nawet to, że czasem kalkulacje ściśle polityczne determinują odrzucanie racjonalnych rozwiązań. Nie przypominam sobie jednak sytuacji, żeby w tak demonstracyjny sposób zaprzeć się własnego zdania i postąpić wbrew publicznie wygłoszonej chwilę wcześniej deklaracji. Jeśli można to zrobić w sprawie stosunkowo niedużej wagi (pewnie w końcu znajdziemy sposób, jak wbrew stanowisku SLD wyjść naprzeciw oczekiwaniom ludzi używających Internet), tym bardziej jest to prawdopodobne przy innych, poważniejszych zagadnieniach. Dlatego zerowej wiarygodności osoby posiadającej tak giętki kręgosłup i tak nisko ceniącej swoje słowo nie zrekompensują żadne inne jej cechy. A lewica, która promuje panią radną w wyborach pokazuje, jak należy traktować jej zapewnienia o poważnym podejściu do zwiększenia udziału obywateli w życiu miasta.



O stanowisko prezydenta miasta bezskutecznie, czasem w kiepskim stylu, ubiegało się sporo osób. Niektóre nie posiadały zbliżonego do Beaty Słaniewskiej-Moskal statusu materialnego, czy towarzyskiego. Mimo tego, nie pamiętam, żebym starania którejkolwiek z nich tak bezpośrednio i bezdyskusyjnie dyskwalifikował. Sadzę, że gdyby Indiana Jones zawitał do świdnickiego samorządu, także nie postąpiłby inaczej.

niedziela, 23 marca 2014

...albo wszyscy zginiemy!

„Jeśli nie podpiszecie, wszyscy będziecie martwi”. Te słowa ministra Sikorskiego wypowiedziane do liderów ukraińskiej rewolucji obiegły świat i wielokrotnie były komentowane. Często podkreślano, że jego dosadna wypowiedź pomogła zatrzymać rozlew krwi w Kijowie. W tym konkretnym momencie okazała się, więc działaniem rozumnym i skutecznym.



Jednak niepokoi mnie myśl, że wypowiedziane przez niego zdanie jest zdecydowanie czymś więcej niż tylko reakcją na wahania opozycjonistów z Majdanu. Można znaleźć sporo argumentów, że Radosław Sikorski nieopatrznie, choć szczerze wypowiedział formułę, która stanowi kwintesencję polityki prowadzonej od kilku lat przez elitę rządzącą Polską. Zgodnie z nią niedopuszczalne jest konsekwentne trzymanie się własnych, nawet najbardziej istotnych racji i obrona absolutnie żywotnych interesów, jeśli istnieje obawa, że trzeba będzie zapłacić za to jakąkolwiek cenę. Niekoniecznie tak wielką, jak życie. Czasem będzie to dyskomfort, że wpływowi ludzie uśmiechając się nie będą ściskać nam rąk i z aprobatą klepać po plecach. Niekiedy ceną może być spadek popularności lub przegranie wyborów.



W takim systemie sprawowania władzy nie są podejmowane w interesie Polski właściwe decyzje ani doraźne, ani długofalowe. Dominuje mentalność bojaźliwych kunktatorów zapatrzonych w wyniki badań swojej popularności i nadmiernie dyspozycyjnych wobec cynicznie postępujących sojuszników. I właściwie nie wiadomo nawet, jak rządzący definiują sytuację naszego kraju.



Kilka faktów uzasadniających moją opinię. Wczoraj premier podczas konwencji wyborczej swej partii budował wręcz atmosferę zagrożenia wojennego ze strony Rosji, histeryzując, że „te wybory europejskie są być może o tym, czy 1 września dzieci w Polsce w ogóle pójdą do szkoły”. Jednak do niedawna traktował Rosję, jako wiarygodnego partnera, a nawet konsekwentnie bronił słuszności swej decyzji pozostawienia jej wyłączności na prowadzenie śledztwa smoleńskiego, mimo ewidentnych argumentów, że organy tego państwa mataczą w sprawie.

Kilka dni temu usprawiedliwiał żałośnie małe sankcje UE wobec rosyjskiego agresora dążeniem do jednomyślności przywódców unijnych, przekonując, że jest ona wartością samą w sobie. Ale co miał do powiedzenia na temat tej jedności, gdy budowano rurociąg North Stream pogłębiający uzależnienie Europy od rosyjskiego gazu i zdecydowanie niekorzystny dla naszej suwerenności energetycznej?

Ile jest warta dla premiera zgodność poglądów z szefami innych państw, skoro zaakceptował skrajnie krzywdzące nas ustalenia europejskiego pakietu klimatyczno- energetycznego. Pod pretekstem walki z globalnym ociepleniem, Polska w porównaniu z innymi państwami zmuszona będzie wydać szczególnie gigantyczne kwoty na modernizację swej energetyki. I Donald Tusk nie zająknie się nawet, że to są być może pieniądze, których trzy miesiące temu bezskutecznie szukał minister Sikorski. Gdy ukraiński wątek jeszcze nie był tak „trendy”, jak dzisiaj, zadał ironiczne pytanie: ”Ile polskich miliardów PiS chce wpompować w skorumpowaną gospodarkę Ukrainy?”. Zupełnie jakby (nawet wymagająca poniesienia jakiś kosztów) obrona przed całkowitym podporządkowaniem tego kraju przez rosyjskie imperium nie była dla nas ważniejsza niż urojenia, że okiełznamy siły natury.



Ukraińcy, chociaż czasem traktujemy ich z góry, pokazali, że zdolność do poświęceń wcale nie wyklucza się z pragmatyzmem i rozwagą w działaniu. Przeciwnie, stu z nich oddało swe życie na Majdanie. Jednak dzisiaj, choć nie osłabła w nich wola zwycięstwa, cierpliwie znoszą upokorzenia ze strony najeźdźcy. Dopóki nie muszą, nie dają się sprowokować i nie podejmują bezpośredniej walki.

Również nasze doświadczenia historyczne uczą, że nie należy szafować polską krwią. Dowodzą jednak także, że zawsze, nawet w najtrudniejszym położeniu, konieczne i równie ważne są: poczucie odpowiedzialności, odwaga racjonalnego myślenia i trzeźwej oceny sytuacji, cierpliwa konsekwencja działania, ale także rozważna gotowość do ofiary. Bez tych cech można być gwiazdą Twittera lub ulubieńcem europejskich salonów. Na pewno, nie można być jednak przywódcą postępującym zgodnie z polską racją stanu. Warto to sobie uświadomić zanim, pozostanie nam do wyboru tylko alternatywa podobna do sformułowanej przez ministra Sikorskiego: poddajcie się, albo zginiecie.



sobota, 15 marca 2014

Budowa galerii w Zaułku Świętokrzyskim- zrobiono kolejny krok.

W środę prezydent Wojciech Murdzek podpisał dwa ważne dokumenty dotyczące budowy galerii handlowej w Zaułku Świętokrzyskim. Tym samym przełamany został kolejny impas w trwających już od kilku lat przygotowaniach spółki Blackrock Properties do realizacji inwestycji.



Pierwszy dokument to umowa określająca obsługę komunikacyjną obiektu. Jej zasady przyjęto na podstawie badań obecnego ruchu kołowego oraz prognozy ruchu po wybudowaniu galerii, przy założeniu, że w jej podziemiu powstanie parking dla 120 aut. Umowa stanowi, że na własny koszt spółka przebuduje ulicę Różaną, wcześniej z upoważnienia Miasta wykonując dokumentację projektową. Działania te będą prowadzone w porozumieniu i pod nadzorem Miasta. W przypadku, gdyby inwestor zaniechał robót po ich rozpoczęciu lub wykonywał je niewłaściwe, Miasto przejmie inicjatywę i na koszt firmy sfinalizuje sprawę, naliczając dodatkowo karę pieniężną. Ze swej strony zobowiązaliśmy się do maksymalnych ułatwień w wypełnianiu wszelkich procedur administracyjnych i innych towarzyszących budowie czynności. Gdyby sporządzone przez spółkę analizy przyszłego ruchu okazał się nietrafione i dochodziłoby do „korkowania się” przyległych do galerii ulic, umowa przewiduje procedurę naprawczą.



Drugim dokumentem jest porozumienie dotyczące zagospodarowania całego kwartału zabudowy pomiędzy ulicami: Łukowa, Różana i Trybunalską. Od czasu, gdy przed laty po raz pierwszy Blackrock Properties ujawniła pomysł budowy galerii, zgłaszała gotowość kompleksowego uporządkowania terenów do niej przyległych. Identycznie sprawa była przedstawiana w styczniu b.r podczas publicznych prezentacji projektu galerii. Realizacja celu wymaga współdziałania wszystkich właścicieli gruntów tj. inwestora, wspólnot mieszkaniowych i Miasta. Wstępne opinie zainteresowanych dają powody do optymizmu (obecnie z udziałem inwestora i Miasta odbywają się zebrania poszczególnych wspólnot). Żeby być jednak pewnym, że nie skończy się na deklaracjach bez pokrycia, zależało nam na uzyskaniu od spółki pisemnych gwarancji, że wszystko potoczy się zgodnie z planem. Porozumienie stanowi, że Blackrock Properties na własny koszt wykona prace, które Miasto dofinansuje kwotą 600 tys zł. Zakres prac obejmuje budowę nowej kotłowni zastępującej przeznaczoną do wyburzenia na zapleczu budynków przy ul. Łukowej. Od strony tej ulicy stworzony będzie efektowny deptak „zapraszający” do odwiedzenia galerii. Jeśli wspólnoty mieszkaniowe się zgodzą, ich tereny zostaną utwardzone oraz powstanie dla ich mieszkańców około 70 miejsc parkowania samochodów. Wykonane zostaną także trze zestawy podziemnych zbiorników na komunalne odpady zmieszane i zbierane selektywnie. Modernizacja dotyczyć będzie sieci podziemnych. Poza tym, zaspokojone mają być drobniejsze, specyficzne dla kilku wspólnot wymagania.

Podobnie, jak w umowie dotyczącej dróg, także w tym wypadku stworzono zapisy, na podstawie których Miasto może w krytycznej sytuacji przejąć obowiązki inwestora na jego koszt i dodatkowo dochodzić od niego kar umownych. Mamy nadzieję, że nie będzie powodu do podejmowania takich kroków.



Podpisanie dwóch wymienionych dokumentów w praktyce oznacza, że spółka może skutecznie ubiegać się o pozwolenie na budowę. W tekście jest mowa, że realizacja inwestycji nastąpi nie później, niż na początku 2017 roku. Jednak przedstawiciele Blackrock Properties nieoficjalnie mówią o terminie wcześniejszym. Nie powinienem go ujawniać. Być może inwestor poinformuje o nim w wybranym przez siebie, stosownym momencie.





sobota, 1 marca 2014

Koniec „dziury” przy ul. Spółdzielczej.

Do finału dobiega sprawa zakupu przez miasto rozpoczętej budowy przy ul. Spółdzielczej. Poprzedni właściciel tej nieruchomości zbankrutował, pozostawiając „dziurę w ziemi”, która zagraża okolicznym budynkom. Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego nałożył na inwestora obowiązek wykonania odpowiednich zabezpieczeń. Jednak jego wyegzekwowanie od upadłej firmy lub syndyka masy upadłościowej jest w praktyce bardzo trudne.



Biorąc pod uwagę względy bezpieczeństwa oraz nie chcąc dopuścić do długotrwałego istnienia w centrum miasta opuszczonego placu budowy, zainteresowaliśmy się sprawą. Nasza spółka miejska Świdnickie Towarzystwo Budownictwa Społecznego nawiązało kontakt z syndykiem i inżynierami, którzy projektowali budynek przy ul. Spółdzielczej oraz nadzorowali pierwszy etap jego realizacji.

Nadmiernie nie „paliliśmy się” do przejęcia tej inwestycji, obawiając się ewentualnych niespodzianek. Poza tym, TBS ma możliwość działania w innych, łatwiejszych pod względem realizacyjnym rejonach miasta.

Zakup działki wraz z projektem technicznym i rozpoczętą budową traktowaliśmy, jako ostateczność na wypadek, gdyby nikt inny nie zgłosił oferty jej nabycia i sprawnego poprowadzenia prac. Niestety, pomimo podejmowanych przez syndyka i przez miasto prób znalezienia dewelopera, żaden z nich nie wystartował w ogłaszanym dwukrotnie przetargu. Jedynie nasz TBS złożył ofertę.



Dodatkowe problemy powstały, gdy okazało się, że opis nieruchomości sporządzony przez rzeczoznawcę jest nie do końca rzetelny. Pracujący na rzecz syndyka autor wyceny błędnie uznał, że wykonana jest już płyta fundamentowa budynku (wartość ponad 100 tys. zł), co okazało się nieprawdą. Z tego powodu rozważaliśmy nawet wycofanie się z transakcji. Groziło to jednak długotrwałym sporem o legalność prowadzonej przez syndyka procedury i o zwrot wpłaconego przez nas wadium. Co najważniejsze, w konsekwencji przedłużającego się opuszczenia budowy, coraz realniejsze byłyby obawy o ewentualność katastrofy budowlanej.



W tej sytuacji w piątek zdecydowałem, że jednak kupimy działkę przy ul. Spółdzielczej. Pomimo wszystko, jej nabycie trzeba uznać za korzystne. Realna wartość samego gruntu (na podstawie posiadanej przez miasto wyceny) oraz udokumentowane, nie budzące wątpliwości nakłady poniesione już na budowę dają w sumie kwotę około 950 tys. zł. Cena zakupu wynosi 460 tys. zł. Bardzo gruntowna analiza projektu technicznego i kosztorysów wskazuje, że ŚTBS jest w stanie uzyskać atrakcyjną cenę metra kwadratowego. Do wznowienia prac budowlanych dojdzie już wiosną, gdyż nasza spółka jest do tego przygotowana finansowo. Najprawdopodobniej jeszcze w marcu przedstawimy szczegóły dotyczące planowanej inwestycji tj. struktury mieszkań i sposoby ich udostępniania mieszkańcom, wyglądu budynku itp.



Wszystko wskazuje na to, że z końcem przyszłego roku budynek mieszkalny z usługami w parterze i podziemnym garażem będzie oddany do użytku. Równolegle z jego powstawaniem wykonamy modernizację jezdni i chodników. Były one planowane już wcześniej, gdyż budowa ta miała być zakończona w podobnym czasie, co inwestycja na rogu ulic Trybunalskiej i Spółdzielczej. Opóźnienia spowodowały odłożenie realizacji tego zamysłu z obawy, że prowadzone roboty przy budynku spowodują uszkodzenia drogi. Teraz zdołamy skoordynować działania. W rezultacie powstanie kolejny fajny „kawałek” Starego Miasta, co w pewnym stopniu przyczyni się do jego ożywienia.