Czy bez budżetu obywatelskiego Świdnica może się obejść? Pewnie
tak. Jednak w 2013 r. prezydent Wojciech Murdzek i współpracownicy uznali, że racjonalniej
jest wykorzystać potencjalne zalety b.o niż wojować z modą na jego wprowadzanie.
Naszym celem stał się wzrost realnego wpływu mieszkańców na życie miasta i
współdecydowanie o jego rozwoju.
Wzorując się na rozwiązaniach stosowanych w Sopocie
(użyteczna okazała się moja znajomość z prezydentem Jackiem Karnowskim), przyjęliśmy
jedną zasadę - skoro poważnie traktujemy świdniczan, b.o także musi być „poważny”.
Inaczej nie ma on sensu. „Powaga” wyrażała się w kilku rzeczach:
- mieszkańcy decydować mają o dużych pieniądzach (3.5 mln zł, co stanowiło 12 % wydatków majątkowych
budżetu miasta i 2 % wydatków ogółem)
- ich decyzje są nieodwołalne i realizowane w ciągu jednego
roku, uprawnieni do głosowania 16-latkowie
- można zgłaszać każdy „legalny” pomysł na inwestycję, a
rzeczą urzędników było pokonać trudności w realizacji
- głosowanie w rygorach quasiwyborczych – komisje wyborcze,
ścisłe rozliczanie kart do głosowania, rzetelne, szybkie ustalanie wyników oraz
podawanie ich do wiadomości.
Rezultat naszych starań ilustrują liczby: poddano pod głosowanie 218 projektów, wzięło
udział 6244 świdniczan.
Na potrzeby drugiej edycji b.o (kwota 3.6 mln) zakupiliśmy oprogramowanie informatyczne pozwalające
na bieżąco śledzić przebieg głosowania w Internecie. To był hit, bo trudno o
większą otwartość i wiarygodność. A potem…….Potem prezydentem została Beata
Moskal-Słaniewska i b.o stał się karykaturą szczytnej idei partycypacji
mieszkańców w rządzeniu miastem.
Przyznam, że przeżyłem pewien szok, gdy postanowiłem
zagłosować w trzeciej edycji b.o. Udałem się do lokalu w USC, gdzie zamiast
kilkuosobowej komisji wyborczej pieczołowicie pilnującej zasad, zastałem nieznaną
mi (najwyraźniej nowy zaciąg pani BMS) urzędniczkę zajętą swoimi papierami.
Wydała mi kartę do głosowania bez ustalenia mojej tożsamości (mogłem głosować
za kogokolwiek, a potem zrobić to samo w innym lokalu) i wróciła do pracy. Do
urny mogłem wrzucić cokolwiek, także wiele kart do głosowania. Najbardziej
groteskowe było jednak co innego. Na karcie
do głosowania wydrukowano rubryki, w które należało wpisać dane osobowe
głosującego. Czujecie to? Za głębokiej komuny zdarzała się agitacja na rzecz
głosowania bez skreśleń, nie korzystania z pomieszczeń za kotarą i inne wynalazki
demokracji ludowej. Jednak w żadnym głosowaniu komuniści nie posunęli się do
tego, aby tak ostentacyjnie zlikwidować jego tajność. Prezydntka BMS dała radę.
W kolejnych latach wprowadzano także inne zmiany. Przede
wszystkim złamano kardynalną zasadę, że projekt poparty przez największą liczbę
mieszkańców jest kierowany do realizacji. Niektóre z nich władza „skasowała”, tłumacząc,
że robi to z troski o ludzi. Inne zwycięskie pomysły znacznie zmieniono, bo „władza
wie lepiej”. Przesuwano w czasie
realizacje projektów, tak że niezależnie od wyników głosowania nikt nie był pewien co, kiedy i w
jakim zakresie będzie robione. W jednym
roku w ogóle nie przeprowadzono b.o. Opóźniano się z podawaniem wyników. Wprowadzono
ograniczenia w zakresie pomysłów inwestycyjnych, które mogą zgłaszać świdniczanie.
Pod pretekstem udogodnień dla głosujących, w praktyce zlikwidowano przejrzystość
sposobu weryfikacji uprawnień i rzetelności przeprowadzenia głosowania. Najlepsze, że do zajmowania się b.o prezydentka
BMS powołała specjalnego pełnomocnika - Krystiana Wereckiego, który zupełnie
przypadkowo okazał się działaczem SLD pobierającym za pracę w urzędzie miejskim
marne 62 tys zł rocznie.
Drastycznie ograniczano ilość środków, o których decydować
mają mieszkańcy. W 2018 roku było to
zaledwie 1.6 ml zł, co stanowi jedynie
2.3 % wydatków inwestycyjnych oraz niecałe 0.6 % wydatków ogółem budżetu. W
tej sytuacji trudno się dziwić, że „udoskonalenia” b.o wprowadzane przez obecne
władze skutecznie zniechęcają świdniczan do angażowania się w tą inicjatywę. W
tegorocznej edycji rywalizowało tylko 40
projektów, za którymi opowiedziało się 4932 świdniczan.
Porównanie z liczbami dotyczącymi 2014 roku jest wymowne,
ale nie dla wszystkich. Finansowana przez miasto w celu „rzetelnego informowania”
„Moja Świdnica” zamieściła wypowiedź wiceprezydenta Szymona Chojnowskiego
zawierający stwierdzenia o wzroście frekwencji.
I jeszcze jedno. Wspomniane wcześniej oprogramowanie po
niezbyt kosztownym rozszerzeniu pozwala na błyskawiczne przeprowadzenie
bezpośrednich, absolutnie wiarygodnych konsultacji społecznych, w których
udział mógłby wziąć każdy świdniczanin posiadający dostęp do sieci. Dlatego
zdecydowaliśmy o jego zakupie, by mieć sprawne narzędzie do kontaktu z
mieszkańcami. Prezydentka BMS przez 4
lata swych rządów nie skorzystała z tej możliwości., choć prosiło się to zrobić
wielokrotnie np. podczas wdrażania reformy szkół podstawowych. Jakby ktoś nie pamiętał, hasło wyborcze pani
BMS brzmiało „Zawsze bliżej ludzi”.
Tyle o faktach. Wnioski każdy sformułuje własne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz