środa, 10 października 2018

Budżet obywatelski- jak się "ulepsza" w Świdnicy


Czy bez budżetu obywatelskiego Świdnica może się obejść? Pewnie tak. Jednak w 2013 r. prezydent Wojciech Murdzek i współpracownicy uznali, że racjonalniej jest wykorzystać potencjalne zalety b.o niż wojować z modą na jego wprowadzanie. Naszym celem stał się wzrost realnego wpływu mieszkańców na życie miasta i współdecydowanie o jego rozwoju. 

Wzorując się na rozwiązaniach stosowanych w Sopocie (użyteczna okazała się moja znajomość z prezydentem Jackiem Karnowskim), przyjęliśmy jedną zasadę - skoro poważnie traktujemy świdniczan, b.o także musi być „poważny”. Inaczej nie ma on sensu. „Powaga” wyrażała się w kilku rzeczach:
- mieszkańcy decydować mają o dużych pieniądzach (3.5 mln zł, co stanowiło 12 % wydatków majątkowych budżetu miasta i 2 % wydatków ogółem)
- ich decyzje są nieodwołalne i realizowane w ciągu jednego roku, uprawnieni do głosowania  16-latkowie
- można zgłaszać każdy „legalny” pomysł na inwestycję, a rzeczą urzędników było pokonać trudności w realizacji
- głosowanie w rygorach quasiwyborczych – komisje wyborcze, ścisłe rozliczanie kart do głosowania, rzetelne, szybkie ustalanie wyników oraz podawanie ich do wiadomości. 

Rezultat naszych starań ilustrują liczby: poddano pod głosowanie 218 projektów, wzięło udział 6244 świdniczan.
Na potrzeby drugiej edycji b.o (kwota 3.6 mln) zakupiliśmy oprogramowanie informatyczne pozwalające na bieżąco śledzić przebieg głosowania w Internecie. To był hit, bo trudno o większą otwartość i wiarygodność. A potem…….Potem prezydentem została Beata Moskal-Słaniewska i b.o stał się karykaturą szczytnej idei partycypacji mieszkańców w rządzeniu miastem.

Przyznam, że przeżyłem pewien szok, gdy postanowiłem zagłosować w trzeciej edycji b.o. Udałem się do lokalu w USC, gdzie zamiast kilkuosobowej komisji wyborczej pieczołowicie pilnującej zasad, zastałem nieznaną mi (najwyraźniej nowy zaciąg pani BMS) urzędniczkę zajętą swoimi papierami. Wydała mi kartę do głosowania bez ustalenia mojej tożsamości (mogłem głosować za kogokolwiek, a potem zrobić to samo w innym lokalu) i wróciła do pracy. Do urny mogłem wrzucić cokolwiek, także wiele kart do głosowania. Najbardziej groteskowe było jednak co innego.  Na karcie do głosowania wydrukowano rubryki, w które należało wpisać dane osobowe głosującego. Czujecie to? Za głębokiej komuny zdarzała się agitacja na rzecz głosowania bez skreśleń, nie korzystania z pomieszczeń za kotarą i inne wynalazki demokracji ludowej. Jednak w żadnym głosowaniu komuniści nie posunęli się do tego, aby tak ostentacyjnie zlikwidować jego tajność. Prezydntka BMS dała radę.

W kolejnych latach wprowadzano także inne zmiany. Przede wszystkim złamano kardynalną zasadę, że projekt poparty przez największą liczbę mieszkańców jest kierowany do realizacji. Niektóre z nich władza „skasowała”, tłumacząc, że robi to z troski o ludzi. Inne zwycięskie pomysły znacznie zmieniono, bo „władza wie lepiej”.  Przesuwano w czasie realizacje projektów, tak że niezależnie od wyników  głosowania nikt nie był pewien co, kiedy i w jakim zakresie będzie robione.  W jednym roku w ogóle nie przeprowadzono b.o. Opóźniano się z podawaniem wyników. Wprowadzono ograniczenia w zakresie pomysłów inwestycyjnych, które mogą zgłaszać świdniczanie. Pod pretekstem udogodnień dla głosujących, w praktyce zlikwidowano przejrzystość sposobu weryfikacji uprawnień i rzetelności przeprowadzenia głosowania.  Najlepsze, że do zajmowania się b.o prezydentka BMS powołała specjalnego pełnomocnika - Krystiana Wereckiego, który zupełnie przypadkowo okazał się działaczem SLD pobierającym za pracę w urzędzie miejskim marne 62 tys zł rocznie. 

Drastycznie ograniczano ilość środków, o których decydować mają mieszkańcy. W 2018 roku było  to zaledwie 1.6 ml zł, co stanowi jedynie 2.3 % wydatków inwestycyjnych oraz niecałe 0.6 % wydatków ogółem budżetu. W tej sytuacji trudno się dziwić, że „udoskonalenia” b.o wprowadzane przez obecne władze skutecznie zniechęcają świdniczan do angażowania się w tą inicjatywę. W tegorocznej edycji rywalizowało tylko 40 projektów, za którymi opowiedziało się 4932 świdniczan.

Porównanie z liczbami dotyczącymi 2014 roku jest wymowne, ale nie dla wszystkich. Finansowana przez miasto w celu „rzetelnego informowania” „Moja Świdnica” zamieściła wypowiedź wiceprezydenta Szymona Chojnowskiego zawierający stwierdzenia o wzroście frekwencji.
  
I jeszcze jedno. Wspomniane wcześniej oprogramowanie po niezbyt kosztownym rozszerzeniu pozwala na błyskawiczne przeprowadzenie bezpośrednich, absolutnie wiarygodnych konsultacji społecznych, w których udział mógłby wziąć każdy świdniczanin posiadający dostęp do sieci. Dlatego zdecydowaliśmy o jego zakupie, by mieć sprawne narzędzie do kontaktu z mieszkańcami. Prezydentka BMS  przez 4 lata swych rządów nie skorzystała z tej możliwości., choć prosiło się to zrobić wielokrotnie np. podczas wdrażania reformy szkół podstawowych.  Jakby ktoś nie pamiętał, hasło wyborcze pani BMS brzmiało „Zawsze bliżej ludzi”.

Tyle o faktach. Wnioski każdy sformułuje własne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz