czwartek, 24 listopada 2016

Polowanie na jelenia.



Było w miarę normalnie: miasto było właścicielem basenu, jednostka budżetowa pn. Ośrodek Sportu i Rekreacji udostępniał go amatorom kąpieli, a spółka wodociągowa  dostarczała do niego wodę i odbierała ścieki. Jednak basen się zestarzał i teraz ma być nie normalnie ( miasto remontuje basen), lecz  fantastycznie.

 A zatem, miasto wciśnie basen na własność spółce wodociągowej, ponieważ samo nie chce wydać pieniędzy na jego remont. Spółka ŚPWIK też ich nie ma, więc pożyczy. Nie wiadomo jak spłaci dług, ponieważ ma ustawowy zakaz robienia tego przychodami ze swej podstawowej działalności (tzw. subsydiowanie skrośne), a innych przychodów nie uzyskuje. Miasto  nie kwapi się do przekazywania jej pieniędzy, bo przecież nie po to pozbywa się kłopotliwego strupa.  Ludzie w spółce nie mają  zielonego pojęcia o prowadzeniu kąpieliska. Dlatego po wykonaniu remontu ŚPWiK powierzy je w użytkowanie OSiR, który dotychczas na zarządzaniu wykazywał znaczącą stratę finansową. Po modernizacji obiektu koszty jego prowadzenia się zwiększą, więc deficyt wzrośnie. Z tego powodu OSiR bez ogromnego wsparcia finansowego miasta nie będzie w stanie płacić czynszu na rzecz ŚPWiK, który pokrywałby koszty eksploatacji, a tym bardziej zapewniał zwrot nakładów inwestycyjnych. Jednak miasto postępuje, jak napisałem wyżej i kółko się zamyka. 

Pięknie? Będzie tak „pięknie”, jeśli radni na piątkowej sesji dadzą się uwieść wizjom prezydent Beaty Moskal-Słaniewskiej. Mnie najbardziej zastanawiają trzy rzeczy. 

Dlaczego około 30 mln zł  wydaje się na modernizację basenu letniego czynnego jedynie dwa miesiące w roku, jeśli za te pieniądze można zbudować przyzwoity basen całoroczny? Tak postąpiło wiele samorządów na Dolnym Śląsku, a gmina Świdnica, która rozpoczyna inwestycję w Witoszowie jest żywym przykładem z ostatnich dni. 

Kto ogarnie skomplikowany układ powstających kosztów, wzajemnych zobowiązań, przepływów finansowych, należności oraz kto potrafi ocenić racjonalność ekonomiczną podejmowanych decyzji? Na pewno nie radni, którzy karnie podniosą rękę „za” podczas głosowania, skoro dzisiaj nie domagają się od prezydent miasta choćby elementarnej wiedzy o szczegółach finansowych proponowanych działań. Tym bardziej, nie mieszkańcy, którzy wprawdzie chcieliby mieć fajny basen, ale zarządzanie miasta powierzyli jego władzom. Obywatele, co najwyżej, dowiedzą się za dwa lata, że zadłużenie na koniec obecnej kadencji pani BMS nie będzie wynosiło planowane 118 mln (prognoza podana przez skarbnika miasta), lecz o 30 baniek więcej. 

Jak mogą wprowadzać tak zagmatwany sposób realizacji inwestycji ludzie, którzy podczas prezydentury Wojciecha Murdzka suchej nitki nie zostawili na projekcie powierzenia budowy i zarządzania aquaparkiem spółce Inwestycje Świdnickie. Wtedy podział obowiązków pomiędzy miasto i spółkę był absolutnie klarowny. Jednak, zdaniem krytyków, zbyt kosztowny. Teraz będzie za darmo?
Według mnie, to wersja dla naiwnych, w którą być może uwierzyłbym, gdybym nie słyszał o przymiarkach do powołania inżyniera kontraktu. ŚPWiK zamierza powierzyć mu prowadzenie inwestycji basenowej. Czas jego działania to około 2 lata.  Szacowane koszty to 2-3 % wartości zadania, czyli na okrągło około pół miliona zł. Żeby było jeszcze ciekawiej, chodzą słuchy, że wielką ochotę na podjęcie się tej roli ma pan Bolesław Marciniszyn, obecny przewodniczący rady nadzorczej spółki, który intensywnie forsuje udział ŚPWiK w modernizacji basenu. To także przyczynek do rozważań o przejrzystości całego procesu inwestycyjnego. Gdyby zrealizowano go w przedstawionej postaci, szef organu kontrolnego spółki byłby stroną umowy z prezesem zarządu, któremu powinien  patrzeć na ręce. Poza tym pan BM, jako inżynier kontraktu nie reprezentowałby wyłącznie interesów ŚPWiK, lecz także przyszłego wykonawcy remontu basenu. Takie są, po prostu, standardy działania inżyniera kontraktu. Brzmi zachęcająco?

Na mój gust, sytuacja, gdy miasto nie chcąc wydać pieniędzy, dąży do realizacji wielomilionowej inwestycji, przypomina przysłowiowe polowanie na jelenia. Inteligencji czytelników pozostawiam rozstrzygnięcie, kto jest zwierzyną (mieszkańcy płacący więcej za wodę i ścieki, spółka ŚPWiK, prezes Jacek Sochacki?), a kto wielkim łowczym (pani BMS, pan BM, firma doradzająca w sprawie emisji obligacji?).  To się wkrótce wyjaśni, a na polowaniu, jak na polowaniu. Bywa niebezpiecznie. Można zginąć także od rykoszetu, czego nikomu nie życzę.

czwartek, 17 listopada 2016

Bezmiar miłości.



Podobno są ludzie, którzy wszystkich kochają. Nie należy ich mylić z innymi osobami które, kierując się wyrachowaniem, pozorują bliskość wobec każdego, o ile dzięki temu mogą osiągnąć jakąś korzyść. Po prostu, żeby coś dla siebie ugrać, „uprawiają” miłość, sympatię, bycie razem. Tych pierwszych nazywamy ludźmi o wielkim sercu. Tych drugich określamy inaczej. Nieraz bardzo dosadnie.

Zwykle nie zaprzątam sobie głowy rozważaniami, kto szczerze „kocha, lubi, szanuje”, a kto nie. Jednak czasem okoliczności wręcz prowokują do zastanowienia się nad tym.

Z płomiennego wystąpienia pani prezydent Beaty Moskal-Słaniewskiej podczas Czarnego Protestu zrozumiałem, że jest ona blisko kobiet, które nie chcą prawa zmuszającego do rodzenia dzieci dotkniętych ciężką chorobą i poczętych w wyniku przestępstwa. Generalnie uważają jednak, że aborcja jest złem.

 Wczoraj przeczytałem, że pani BMS weszła w skład komitetu honorowego na rzecz referendum w sprawie liberalizacji aborcji. Skoro tak, to chyba żywi przyjazne uczucia do towarzystwa, którego celem jest upowszechnienie aborcji na życzenie. Z publikacji prasowych wynika, że dążeniem tej grupy jest zalegalizowanie zabijania nienarodzonych, którzy nie przekroczyli 12 tygodni życia gdyż ( dokładny cytat): „Embrion nie jest osobą, nie odczuwa lęku ani radości”.

 Media odnotowały także publiczne składanie przez panią BMS podczas mszy św. życzeń urodzinowych biskupowi świdnickiemu Ignacemu Decowi, który znany jest z absolutnie konsekwentnych poglądów na temat ochrony życia. Taki publiczny gest na pewno oznacza okazywanie względów człowiekowi, który nie tylko przeciwstawia się aborcji, ale ma opinię pozytywnie nastawionego do obecnie rządzących Polską. 

Słowem, w tym zakresie ma poglądy zupełnie przeciwstawne niż panowie Michnik i Frasyniuk, z którymi śliczną fotografię pani BMS opublikowała na Facebook’u. Towarzysze ze wspólnego zdjęcia, które raczej dowodzi bliskości przedstawionych osób, nieustannie obsobaczają PiS, którego przedstawicielem jest między innymi wicewojewoda dolnośląski  pan Zieliński.
Czy pocieszeniem i przejawem sympatii ze strony pani BMS była dla niego dość nieoczekiwana inicjatywa prezydentki, gdy niedawno podczas oficjalnego spotkania przymilnie ustawiła się obok niego do czegoś w rodzaju sweet foci? Nie chcę spekulować.

Czyżbym sugerował, że pani BMS jest cyniczna lub wyrażając się bardzo oględnie, wykazuje nieco nadmierną gotowość do „kochania” i bycia „kochaną” przez wszystkich? Skądże. Po prostu, wierzę w bezmiar miłości. I dlatego nawet trochę współczuję pani BMS.

niedziela, 6 listopada 2016

Wyliczanka



Jeśli pęd do władzy doda się do braku uczciwości, wynikiem bywa kłamstwo.

Jeśli kłamstwo doda się do bzdury, sumą jest mega idiotyzm.

 Jeśli mega idiotyzm doda się do wściekłości, nierzadko wychodzi żądza zemsty.

Jeśli żądzę zemsty doda się do rządzącej kliki, często rezultatem staje się donos do prokuratury.

Ot, taka wyliczanka. Przyszła mi do głowy, gdy przeczytałem, że do prokuratury skierowano kolejny donos o popełnieniu przeze mnie przestępstwa. Poinformowała o tym redaktor Agnieszka Szymkiewicz. Naprawdę, robi wrażenie tempo jej działania. Swój artykuł na swidnica24.pl opublikowała już około 13 w dniu złożenia zawiadomienia. Co więcej, zdaje się cytować nawet jego fragment.  Można zażartować, że prawdopodobnie składający doniesienie nie zdołałby szybciej puścić tej informacji w eter. Jednak ten żart, myślących ludzi raczej nie skłania do uśmiechu.

Co mi się zarzuca? To samo, co wcześniej (patrz mój poprzedni wpis na blogu), tylko jeszcze bardziej. Podejrzenie o „usunięciu i ukryciu” autorstwa prezydent Beaty Moskal-Słaniewskiej zastąpiło oskarżenie o kradzież dokumentu z urzędu miejskiego. Donosiciel lub donosicielka nie podpisał się. Specjalnie mnie to nie dziwi. Przecież gra w jednej drużynie z panią BMS wcale nie musi oznaczać gotowości do wspólnego z nią kompromitowania się. A brak odwagi cywilnej u autora tego paszkwilu stał się inspiracją do opisu jeszcze jednego zdania w ramach wyliczanki: 

Jeśli mentalność donosiciela dodaje się do tchórzostwa, zawsze powstaje donos anonimowy.