poniedziałek, 27 października 2014

Jeden rok, jak milion lat?



Podczas czwartkowej konwencji wyborczej Wspólnoty Samorządowej powiedziałem kilka zdań, stanowiących odpowiedź na głosy przeciwników zarzucających nam zawodowe wypalenie i zmęczenie dotychczasową pracą dla miasta. Wymyślili sobie oni, że ośmieszą nas nazywając z powodu długiego okresu sprawowania władzy samorządowymi dinozaurami.

Jednak nam to określenie zupełnie nie przeszkadza, traktujemy je z uśmiechem, chociaż zapewne nie takiej reakcji spodziewali się jego propagatorzy i nie takie były ich intencje. Mądrale, które to wymyśliły, okazały się nie być tak sprytne, jak im się wydawało. Porównując nas do dinozaurów, które muszą zginąć po 12 latach dominacji, nie pamiętały, że to czas śmiesznie krótki w porównaniu z 135 milionami lat nieprzerwanej obecności dinozaurów na Ziemi. Niechcący, więc konkurenci wróżą nam jeszcze wiele lat rządów. Natomiast, my- Wspólnota Samorządowa przyjmujemy ich proroctwo za dobrą monetę. Rzeczywiście, jeszcze wiele dobrego dla Świdnicy mamy do zrobienia i wystarczająco dużo energii i pomysłów by w dalszym ciągu nadawać ton rozwojowi miasta.

Żeby nie być gołosłownym, w kilku odcinkach opiszę nasze, co ciekawsze propozycje programowe. Najważniejszą ich cechą jest to, że są możliwe do realizacji, a nasze umiejętności, doświadczenie i kontakty dają wielkie szanse ich wdrożenia. Słowem- jesteśmy w stanie to zrobić. I to jest podstawowa różnica pomiędzy nami i naszymi konkurentami, także tymi, którzy są lub tylko uważają się za młodzieniaszków.

czwartek, 23 października 2014

"Ściema" i "zamulanie".



W wolnym kraju każdy może się zgłosić i każdy może zrezygnować ze startu w wyborach na prezydenta miasta. Dotyczy to także Rafała Ząbczyka. To jego dobre prawo i nie musi niczego tłumaczyć. Skoro jednak uznał, że warto, powinien unikać „ściemy”. Moim zdaniem, zdecydowanie nie unika. Do takiego wniosku skłania mnie jego wywiad dla lokalnej telewizji.

Rafał przedstawia się w nim, jako bezradna ofiara obraźliwej napaści, pod wpływem, której wycofał się z wyborów. Nie rozstrzygam, czy to możliwe, że tak bardzo dotknął go wpis na facebook’u dokonany przez człowieka, któremu już od trzech lat nie podaje ręki. Nie czytałem tego posta. Potrafię uwierzyć, że był obrzydliwy i mógł wywołać raniące komentarze. Nie zgadzam się jednak na to, żeby bez podania żadnych faktów, Rafał dyskredytował innych kandydatów sugestiami o ich współodpowiedzialości za powstałą sytuację. A to właśnie robi.

Snuje opowieść, jak to zamierzał szlachetnie dyskutować z konkurentami w wyborach prezydenckich, a spotkał się z ludzką podłością, tak wielką, że musiał odpuścić. I choć nie mówi tego wprost, stosując skomplikowaną retorykę sprawia wrażenie, że nieuczciwi rywale do prezydenckiego fotela obawiając się swej porażki, zrobili mu świństwo. Jednak ani słowem nie wspomina, że od plotek dotyczących jego życia osobistego bardziej niebezpieczne mogły się okazać plotki odnoszące się do spraw biznesowych.

Trudno zrozumieć również wyrażane pretensje, że nikt oficjalnie nie stanął w jego obronie. Pomijam drobny fakt, że nie ma specjalnie, przed kim go bronić, bo nie z każdym przystoi uprawiać polemikę. Właściwie, nie ma także gdzie podjąć się jego obrony- nie toczy się na ten temat żadna publiczna dyskusja. Pozostaje jednak pytanie, czy Rafał ma moralne prawo oczekiwać pomocy, o którą się upomina. Ile razy stawał w obronie innych osób publicznych atakowanych w najbardziej ordynarny sposób? Jaki był jego wkład w działania Świdnickiego Forum Rozwoju, którego jest liderem, gdy ludzie ci, delikatnie rzecz ujmując, tworzyli klimat pogardy dla inaczej myślących, zwłaszcza osób bliskich Kościoła?

Sprawa ta w pewnym stopnie obchodzi mnie także ze względów osobistych.  Rafał do tego stopnia „zamulił” swoją wypowiedź w telewizji, że postawił mnie w jednym szeregu z autorem przywoływanego wpisu. Zrobił tak, gdyż nie spodobało mu się to, co napisałem na swoim blogu, chociaż nie ma to żadnego związku z Rafałem. Umieściłem tam (dla jasności- było to już po rezygnacji) ironiczny tekst na temat kandydatki SLD na prezydenta miasta. Ponieważ Marek Dyduch porównał ją do panny młodej, ostrzegałem świdniczan przed lewicową rodziną: szwagrem Millerem, ciotką Senyszyn, wujem Oleksym i kuzynką Anną Grodzką. Zdaniem niedoszłego prezydenta, zrobiłem rzecz straszną. Tylko, nie wiem dlaczego? Przecież często słyszymy, że płeć jest sprawą względną i osoby, które przeszły drogę życiową podobną do Anny Grodzkiej, po prostu są kobietami. Dlatego, jak w życiu - jedne się podobają, inne nie. Dlaczego zatem nie mogę nie mieć ochoty na spoufalanie się z którąś z nich, a nawet wszystkimi? (właśnie tak napisałem!)? Czy, gdybym tak wyraził się o innej kobiecie, byłoby w porządku, a o pani Annie nie jest? A może to Rafał nie traktuje tej pani tak, jak ona tego oczekuje?

A może jest jeszcze inaczej? Może Rafał zrezygnował z wyborów, bo realistycznie ocenił, że nie ma szans? Może orędownicy „postępu”, uważają, że poza nimi, wszyscy pozostali mają prawo tylko milczeć i przyjmować ich dyktat, nawet bez mrugnięcia okiem lub żartu?  Ze współpracy z Rafałem mam i dobre i złe doświadczenia. Nigdy nie interesowały mnie jego prywatne sprawy i tak pozostanie, niezależnie od tego, czy zachowamy swe funkcje po wyborach.

czwartek, 16 października 2014

Miller twoim szwagrem?!



Podczas konwencji wyborczej SLD w Świdnicy były baron tej partii Marek Dyduch zachwycał się swą protegowaną na stanowisko prezydenta miasta. Użył przenośni, że Beata Słaniewska- Moskal jest obecnie, jak narzeczona czekająca na ślub z miastem.
Na ile pani Beata przypomina pannę młodą, każdy oceni sam. Przyznam, że mnie nie zachwyca, ale to kwestia gustu. W każdym razie, nie jestem zainteresowany tą ofertą matrymonialną. Przy czym, oprócz jej osobistych cech niepokoi mnie także, jaką rodziną zamierza mnie uszczęśliwić pani Beata.

 Dzisiejsza wizyta w naszym mieście towarzysza Leszka Millera potwierdza przypuszczenia, że możemy pozyskać niesłychanie barwną familię. Bo oprócz samego szefa SLD zaliczyć do niej można wujaszków Kalisza i Oleksego oraz cioteczkę Senyszyn. Krewnym jest patron rodu, znany „człowiek honoru” generał Kiszczak oraz wzór prawdomówności, dobrego smaku i wysublimowanego dowcipu Jurek Urban. Są też krewni, do których rodzina przyznaje się mniej chętnie: poseł Pęczak, ministrowie Sobotka i Łapiński, producent Rywin i inni. Pamiętać też trzeba o koligacjach wypróbowanych towarzyszy z samej Świdnicy. Panowie Markiewicz i Rataj to przecież esencja lewicowości lokalnej.

Pani Beata mówi, że chce być bliżej ludzi. Wiem to z banerów wyborczych, na których wypowiada ten slogan ktoś odrobinę do niej podobny- może młodsza siostra? Problem w tym, że jeśli zbliżymy się do niej nadmiernie, automatycznie skazani będziemy na bliskie kontakty z jej rodziną. A przynajmniej ja, nie mam ochoty na spoufalanie się z kuzynkami typu Anna Grodzka.
Być może są w Świdnicy ludzie, którym nie przeszkadza, że będą mieli Leszka Millera za szwagra. Myślę jednak, że większość z nas woli się trzymać z daleka od czerwonej dynastii. Mam nadzieję, że pani Beata niepotrzebnie przymierza ślubny welon. Nie przyda się. Wierzę, że świdniczanie dadzą jej kosza.




sobota, 4 października 2014

Nie chcą rewolucji?



Rozpoczęła się ofensywa propagandowa Beaty Słaniewskiej-Moskal kandydatki SLD na prezydenta miasta. Moją uwagę zwrócił tytuł relacji z jej konwencji wyborczej- „Lewica nie chce rewolucji”.  

Dlaczego nie chce? Nie chce, bo pani Beata głosi, że stawia na stabilny rozwój. Czyli zasadniczo ma być prawie tak jak teraz, tylko że wszystkiego więcej i lepiej. Jeden szczegół - prezydentem będzie ona, a nie jak dotychczas, Wojciech Murdzek. Problem polega na tym, że ów „drobiazg” rzutuje na wszystko, bo obecny stan, pozycja i szanse na dobrą przyszłości Świdnicy są w wielkim stopniu zasługą obecnego prezydenta. Jeśli przestanie pełnić swą funkcję, a wraz z nim odejdzie zespół, z którym współpracuje, nic nie będzie takie samo. Nie ma ludzi niezastąpionych, to fakt. Jednak z reklamy piwa wiemy, że „prawie” robi wielką różnicę. Wypowiadanie gładkich słów o zarządzaniu (chociaż z koszmarnymi błędami rzeczowymi!) to „prawie” zarządzanie. Cóż, „prezydent” Słaniewska-Moskal to „prawie” prezydent Murdzek.

Ale dlaczego nie zapowiada rewolucji? Słuchając w telewizji kablowej wywiadu z kandydatką można dowiedzieć się, że wszystko jest źle. Remont dworca kolejowego i centrum przesiadkowe- niepotrzebne. Festiwal Reżyserii Filmowej (w tym roku 17 tys. wejściówek) - niska ranga. Wsparcie finansowe klubów sportowych- nieodpowiednie, a osiągane wyniki- nieistotne, (bo liczy się wyłącznie ilość trenujących). Miliony z Unii Europejskiej- za małe. Remonty szkół (gigantyczny postęp wykonany w tej kadencji) - niewystarczające. Jeśli pani Beata rzeczywiście wierzy w to, co mówi, powinna zapowiadać trzęsienie ziemi. Jednak  to się źle sprzedaje. Dlatego woli deprecjonować obecnego prezydenta, jednocześnie uspakajając, że pod jej i SLD rządami zapanuje harmonia, pokój i sielanka.

Rzecz w tym, że tak nie będzie. I nie tylko w Świdnicy. Nie jest przypadkiem, że podczas spotkania wyborczego promował kandydatkę Marek Dyduch -wpływowy polityk SLD. Nie sądzę, żeby robił to ze szczególnej sympatii do Świdnicy. Po prostu, partia przygotowuje się do ogólnopolskiego marszu po władzę, a nasze miasto jest drobnym elementem ich strategii. Dlatego niezależnie od tego, jak bardzo nad zdjęciami pani Beaty napracują się specjaliści od fotoshopu, jej wizerunek polityczny zawiera także lisi uśmieszek Leszka Milera i towarzyszy.

A rewolucja? Jakby, co to się zrobi, ale po co nią straszyć? Chytrzej jest zmanipulować łatwowiernych działkowców, a potem mizdrzyć się do nich, ewentualnie przygarnąć część biznesu, obrażonego, że pilnując interesu miasta nie zgadzamy się na jego dyktat lub wykorzystać dla swoich celów "występy" osób pokroju Bolesława Marciniszyna, Roberta Garsteckiego i Alicji Synowskiej. Tak SLD zrobiło w poprzednich wyborach. Naprawdę, dzisiaj nie proponuje nic nowego.