Prowadzenie szkół
ponadpodstawowych jest jednym z niewielu zadań samorządu powiatowego, gdzie są
rzeczywiste, a nie pozorne, możliwości pozytywnych działań. W naszym powiecie
jest ich całkiem sporo. Sądzę jednak, że obecny starosta, wicestarosta i ich ekipa
bardzo unikają zasadniczego pytania- właściwie, po co nam szkoły
ponadpodstawowe? Do takiego przekonania doprowadziło mnie logiczne połączenie
dwóch zjawisk.
Z jednej strony,
kierując sporą firmą, na co dzień doświadczam dotkliwego braku specjalistów,
praktycznie w każdej dziedzinie. Potwierdzają ten stan rzeczy wszyscy pracodawcy,
jakich znam. Zgodnie wskazują, że niedobory wykwalifikowanej kadry są podstawową
barierą rozwoju gospodarczego powiatu. A przecież oczywiste jest, że sytuacja
istniejących tu firm decyduje o naszej zamożności.
Z drugiej strony, z
racji pełnienia obowiązków radnego dowiedziałem się rzeczy zdumiewających. Większość
szkół średnich kształcących w jakimś zawodzie ma ogromny kłopot z naborem choćby minimalnej
liczby uczniów. Tak dzieje się od dłuższego czasu, pomimo że profil kształcenia
zapewnia uzyskanie zawodów gwarantujących dobrze płatną pracę. Z jakiś powodów
młodzież garnie się raczej do liceów ogólnokształcących. I nie byłoby w tym nic
zdrożnego, gdyby nauka w nich była przepustką do dalszej edukacji na wysokim
poziomie. Jednak zbyt często tak nie jest. Powód? Po prostu, organizowanie nadmiernie
licznych naborów do ogólniaków przy braku sensownej selekcji kandydatów do nich,
powoduje, że trafia tam zbyt wielu uczniów słabych lub nie zainteresowanych
nauką. Dowód? Na jaw wyszły dane
dotyczące tzw. diagnozy potrzeb edukacyjnych w jednym z wiodących (!) liceów ogólnokształcących
naszego powiatu. Przeprowadzone badania
dowodzą, że 80 % uczniów wymaga „wyrównania szans edukacyjnych”, a 40 % ma „trudności
w nauce”. Jeśli tak jest w bardzo dobrym liceum, jak jest w tych posiadających
gorszą opinię?
Rezultat? Przede
wszystkim, zaniżanie średniego poziomu kształcenia. Nauczyciele mówili mi, że nie
da się właściwie prowadzić zajęć, gdy znacząca część klasy nie nadąża. Jeszcze ważniejsze
jest to, że młodzież, której dotyczą przytoczone liczby, zapewne ukończy szkołę,
ale co dalej? Część trafi do szkół pomaturalnych, z których większość nie zapewnia
uzyskania zawodów najbardziej deficytowych i potrzebnych na rynku pracy. Część po
maturze (zdanej lub nie) powiększy szeregi ludzi bez zawodu. Generalnie, w
grupie tej dość powszechna będzie frustracja z powodu przepaści pomiędzy aspiracjami
życiowymi i uzyskiwanym wynagrodzeniem za pracę. Dlatego wielu z nich z
konieczności, w poszukiwaniu godnego zarobku wyjedzie za granicę. Tylko
nieliczni skończą jakieś studia realnie zwiększające szanse na zawodowy sukces.
Żeby było jasne, nie
mam pretensji do młodzieży, która podejmuje takie, a nie inne decyzje życiowe. Natomiast,
mam ogromne zastrzeżenia do ludzi, którzy obecnie rządząc powiatem współtworzyli
i tolerują system, którego pierwszymi „ofiarami” są młodzi ludzie, a negatywne
skutki istniejącej sytuacji dotykają wszystkich mieszkańców.
Rozmawiałem z
kilkoma dyrektorami szkół średnich, więc wiem, że wcale nie jest proste
wprowadzenie zmian. Sam nie jestem ekspertem od prawa oświatowego, siatki
godzin, programów nauczania itp. Elementarna logika podpowiada mi jednak, że coś
tu nie gra i nie przyjmuję do wiadomości, że nic nie można poradzić.
Najbardziej dziwi mnie, że to wszystko nie przeszkadza staroście i
współpracownikom. W ubiegłym roku dwukrotnie, jako radny, składałem interpelacje
w tej sprawie. Niby przyznawano mi jakąś rację. Niemniej, dość pokrętnie tłumaczono,
że napięte finanse powiatu wymuszają walkę o każdą złotówkę z subwencji oświatowej.
Turblulencje wynikające z ewentualnej reformy, podobno niosą jakieś ryzyko uszczuplenia wysokości subwencji. Domyślam
się także, że rządzących zniechęca obawa przed reakcją „zaprzyjaźnionych”
dyrektorów liceów oraz lęk przed możliwym wejściem w konflikt ze związkami zawodowymi
reprezentującymi nauczycieli ogólniaków. Słowem, zasadnicze potrzeby rozwojowe
regionu przegrywają z doraźną ekwilibrystyką władzy zainteresowanej utrzymaniem
status quo. W każdym razie, ewentualne działania starosta odkłada na późniejszy
czas. Według mnie, trzeba się spieszyć. Tym bardziej, że w edukacji nic dobrego
nie można zrobić z dnia na dzień, a pozytywne skutki kroków czynionych dzisiaj
odczuwalne będą dopiero po latach.
Wiele rzeczy w
powiecie świdnickim wymaga nowego spojrzenia. Zapewnienie młodzieży zdobycia wykształcenia
gwarantującego wykonywanie użytecznej, dobrze płatnej pracy powinno stać się priorytetem.
Jeśli zdobędę mandat radnego, zamierzam przypilnować tej sprawy.