Moja żona dostała dwa sms-y od przyjaciół, którzy
przekierowali do niej materiał zredagowany przez kogoś anonimowego. Autor to fachowiec
od propagandy, sprawnie posługujący się technikami manipulacji. Przyjaciele
zapewne byli przekonani, że uczestniczą w dziele wartym poparcia. Mają do tego
pełne prawo, które szanuję. Skoro jednak swoje zaangażowanie traktują serio, a
nie mam powodów sądzić, że jest inaczej, zasługują na poważną reakcję. Oto moja
odpowiedź na ich sms.
Zacznę od przypomnienia faktu, dobrze im znanego. W ostatnich wyborach samorządowych w Świdnicy zwyciężyła kandydatka
SLD i została prezydentem miasta. Od tego czasu robi rzeczy dobre, gorsze i
całkiem fatalne. Czasem mówi publicznie prawdę, czasem fałsz. Potrafi
postępować z klasą, ale także zdarza się jej zachować żenująco. Różnie jest
oceniana. Oprócz zwolenników, ma krytyków, do których ja także się zaliczam. Nigdy
jednak ani mnie, ani podobnie myślącym ludziom nie przyszło do głowy
nawoływanie do usunięcia siłą pani prezydent z urzędu, „donoszenie” na nią do
innych gmin lub blokowanie sali obrad rady miejskiej. Nie zmieniło naszego nastawienia
nawet niedawne ujawnienie kompromitującego faktu, że mąż szefowej miasta był
wieloletnim konfidentem bezpieki. Mimo tego uznajemy, że skoro prezydent swój mandat uzyskała
w uznanych za ważne wyborach, ma prawo go wypełniać przez całą kadencję. To
jest istotą demokracji, której nie może zniszczyć jakaś rewolta wywołana przez
ludzi przekonanych o bylejakości osoby lub partii sprawującej władzę. Czy ta zasada
dotyczy tylko ludzi identyfikowanych z lewicą, a nie dotyczy przedstawicieli
prawicy, w szczególności Prawa i Sprawiedliwości? Czy reguła ma obowiązywać
jedynie w naszym mieście, a w stolicy i innych metropoliach nie? Czy inną rangę
ma wola obywateli odnosząca się do władzy lokalnej, a inną do władzy w
państwie?
Zadaję te pytania, gdyż sms, o którym wspomniałem na wstępie
jest częścią kampanii na rzecz obalenia
większości parlamentarnej - legalnie działającej, wybranej zdecydowaną
większością głosów wyborców w demokratycznych, nie kwestionowanych przez nikogo
wyborach. Obecnie cel taki stawia sobie histeryczna opozycja. Jawnie i wprost mówił to pan Petru, pan Schetyna i inni. Także po dzisiejszym zawetowaniu przez
prezydenta Dudę ustaw o KRS i SN, żądanie „przegonienia precz” rządu PiS nie
ustało. Wyraźnie widać, że w części uzasadniona niezgoda na kierunek zmian w
sądownictwie nie była i nie jest głównym motywem aktywności organizatorów
protestów. W dalszym ciągu Polacy agitowani są na rzecz wywołania rebelii,
paraliżowania państwa, uczestnictwa w
aktach wrogości, a nawet przemocy wobec polityków PiS. Zdarzały się już
pierwsze incydenty o takim charakterze. Moim zdaniem, jeśli dotychczas nie
występują w szerszej skali, to tylko dlatego, że nie udało się jeszcze uzyskać na
nie wystarczającego stopnia społecznego przyzwolenia lub, co najmniej, stanu obojętności.
Dlatego, moim znajomym (i nie tylko im) zachęcanym do zaangażowania się w polityczne
działania marketingowe, proponuję rozważenie, czy posiadając dobre intencje, mimowolnie
nie przyczyniają się do budowania atmosfery usprawiedliwiającej zachowania
brutalne i awanturnicze. Bardzo łatwo, choćby poprzez prowokację, wywołać
lawinę zdarzeń, które toczyć się będą już zgodnie z własną logiką siły, odwetu,
zemsty. Dodatkowo media, które przestały informować, lecz stały się
uczestnikami polityki, mogą eskalować
napięcia społeczne, będące paliwem dla działań skrajnie konfrontacyjnych.
Niezależnie od tego, kto będzie w nich górą, na pewno przegra Polska. Wiem, że
nie o to chodziło nadawcom wiadomości do mojej żony.
W tym miejscu mógłbym postawić kropkę, ale chcę jeszcze
skomentować treść sms-a, bo zgodnie z zapowiedzią prezydenta Dudy, temat
reformy szybko wróci pod obrady Sejmu RP. Twórca sms-a twierdzi, że jakikolwiek
wpływ polityków na obsadę Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądowniczej
spowoduje powszechną stronniczość wyroków sądowych w sprawie alimentów,
przemocy w rodzinie, a nawet molestowania seksualnego dzieci. Teza absurdalna. Jeśli
jednak rzeczywiście, takie miałyby być konsekwencje obecnie wprowadzanych
zmian, dowodziły by one całkowitej deprawacji sędziów. Wszakże twierdzenie, że
wydawać będą oni niesprawiedliwe wyroki tylko dlatego, że np. minister wyznaczy
dyrektora administracyjnego sądu lub jego prezesa, jest potwarzą wobec sędziowskiego
środowiska. A przecież jednocześnie przeciwnicy zmian twierdzą, że tą grupę
zawodową cechuje wyjątkowo wysoki poziom etyczny.
Przekonywanie, że zmiany w Sądzie Najwyższym spowodują oszustwa
wyborcze, warto skonfrontować z naszą pamięcią o wyborach samorządowych w 2014
r. Wtedy wydarzył się jedyny od 1989 r.
przypadek uzasadnionych podejrzeń o „cuda nad urną”. Rządziła wtedy PO i PSL, a
Sąd Najwyższy, pomimo doniesień o nieprawidłowościach zatwierdził wyniki.
Grożenie Polakom, że obecne zmiany doprowadzą do brutalnych rządów PiS, dobrze jest zestawić z faktem, że jedyną ofiarą eskalacji nienawiści prowadzącej aż do mordu politycznego był działacz PiS z Łodzi. Zastrzelił go furiat krzyczący "precz z Kaczyńskim". Straszenie perspektywą nadciągającej dyktatury nie zawadzi, także porównać z czarnymi wizjami roztaczanymi przez opozycję podczas
„puczu grudniowego”. Usprawiedliwiała ona okupację sali sejmowej chęcią
uchronienia kraju przed katastrofą, która miała nastąpić wskutek uchwalenia
budżetu państwa. O fałszu tych argumentów świadczą wyniki finansowe za pierwsze
półrocze. Od upadku komuny nigdy nie były lepsze. Wpływy z samego VAT-u wzrosły
o ponad 20 mld zł. Rozsądek nakazuje się zastanowić, czy „ulicy i zagranicy”
naprawdę chodzi o demokrację, czy o to, żeby ogromne pieniądze nie wpływały do
kasy państwowej, lecz tam, gdzie trafiały dotychczas.
Rządząca partia nie jest bez skazy, a ustawy reformujące
wymiar sprawiedliwości nie były pozbawione wad. Uda się uchwalić lepsze. Polacy
mają pełne prawo ocenić bilans dokonań obecnej władzy. Powinni to zrobić po
zakończeniu pełnej kadencji, a nie podczas „kryteriów ulicznych”, jakich
domagają się totalni przeciwnicy PiS. Ufam,
że obywatele, którzy według wszystkich sondaży nadal w większości popierają
obóz rządzący, nie dadzą się ani zastraszyć, ani oszukać demagogom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz