poniedziałek, 24 lipca 2017

Sms-y do mojej żony.



Moja żona dostała dwa sms-y od przyjaciół, którzy przekierowali do niej materiał zredagowany przez kogoś anonimowego. Autor to fachowiec od propagandy, sprawnie posługujący się technikami manipulacji. Przyjaciele zapewne byli przekonani, że uczestniczą w dziele wartym poparcia. Mają do tego pełne prawo, które szanuję. Skoro jednak swoje zaangażowanie traktują serio, a nie mam powodów sądzić, że jest inaczej, zasługują na poważną reakcję. Oto moja odpowiedź na ich sms. 

Zacznę od przypomnienia faktu, dobrze im znanego. W ostatnich wyborach samorządowych w Świdnicy zwyciężyła kandydatka SLD i została prezydentem miasta. Od tego czasu robi rzeczy dobre, gorsze i całkiem fatalne. Czasem mówi publicznie prawdę, czasem fałsz. Potrafi postępować z klasą, ale także zdarza się jej zachować żenująco. Różnie jest oceniana. Oprócz zwolenników, ma krytyków, do których ja także się zaliczam. Nigdy jednak ani mnie, ani podobnie myślącym ludziom nie przyszło do głowy nawoływanie do usunięcia siłą pani prezydent z urzędu, „donoszenie” na nią do innych gmin lub blokowanie sali obrad rady miejskiej. Nie zmieniło naszego nastawienia nawet niedawne ujawnienie kompromitującego faktu, że mąż szefowej miasta był wieloletnim konfidentem bezpieki. Mimo tego uznajemy, że skoro prezydent swój mandat uzyskała w uznanych za ważne wyborach, ma prawo go wypełniać przez całą kadencję. To jest istotą demokracji, której nie może zniszczyć jakaś rewolta wywołana przez ludzi przekonanych o bylejakości osoby lub partii sprawującej władzę. Czy ta zasada dotyczy tylko ludzi identyfikowanych z lewicą, a nie dotyczy przedstawicieli prawicy, w szczególności Prawa i Sprawiedliwości? Czy reguła ma obowiązywać jedynie w naszym mieście, a w stolicy i innych metropoliach nie? Czy inną rangę ma wola obywateli odnosząca się do władzy lokalnej, a inną do władzy w państwie?

Zadaję te pytania, gdyż sms, o którym wspomniałem na wstępie jest częścią kampanii  na rzecz obalenia większości parlamentarnej - legalnie działającej, wybranej zdecydowaną większością głosów wyborców w demokratycznych, nie kwestionowanych przez nikogo wyborach. Obecnie cel taki stawia sobie histeryczna opozycja. Jawnie i wprost mówił to pan Petru, pan Schetyna i inni. Także po dzisiejszym zawetowaniu przez prezydenta Dudę ustaw o KRS i SN, żądanie „przegonienia precz” rządu PiS nie ustało. Wyraźnie widać, że w części uzasadniona niezgoda na kierunek zmian w sądownictwie nie była i nie jest głównym motywem aktywności organizatorów protestów. W dalszym ciągu Polacy agitowani są na rzecz wywołania rebelii, paraliżowania państwa,  uczestnictwa w aktach wrogości, a nawet przemocy wobec polityków PiS. Zdarzały się już pierwsze incydenty o takim charakterze. Moim zdaniem, jeśli dotychczas nie występują w szerszej skali, to tylko dlatego, że nie udało się jeszcze uzyskać na nie wystarczającego stopnia społecznego przyzwolenia lub, co najmniej, stanu obojętności. Dlatego, moim znajomym (i nie tylko im) zachęcanym do zaangażowania się w polityczne działania marketingowe, proponuję rozważenie, czy posiadając dobre intencje, mimowolnie nie przyczyniają się do budowania atmosfery usprawiedliwiającej zachowania brutalne i awanturnicze. Bardzo łatwo, choćby poprzez prowokację, wywołać lawinę zdarzeń, które toczyć się będą już zgodnie z własną logiką siły, odwetu, zemsty. Dodatkowo media, które przestały informować, lecz stały się uczestnikami polityki,  mogą eskalować napięcia społeczne, będące paliwem dla działań skrajnie konfrontacyjnych. Niezależnie od tego, kto będzie w nich górą, na pewno przegra Polska. Wiem, że nie o to chodziło nadawcom wiadomości do mojej żony.

W tym miejscu mógłbym postawić kropkę, ale chcę jeszcze skomentować treść sms-a, bo zgodnie z zapowiedzią prezydenta Dudy, temat reformy szybko wróci pod obrady Sejmu RP. Twórca sms-a twierdzi, że jakikolwiek wpływ polityków na obsadę Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądowniczej spowoduje powszechną stronniczość wyroków sądowych w sprawie alimentów, przemocy w rodzinie, a nawet molestowania seksualnego dzieci. Teza absurdalna. Jeśli jednak rzeczywiście, takie miałyby być konsekwencje obecnie wprowadzanych zmian, dowodziły by one całkowitej deprawacji sędziów. Wszakże twierdzenie, że wydawać będą oni niesprawiedliwe wyroki tylko dlatego, że np. minister wyznaczy dyrektora administracyjnego sądu lub jego prezesa, jest potwarzą wobec sędziowskiego środowiska. A przecież jednocześnie przeciwnicy zmian twierdzą, że tą grupę zawodową cechuje wyjątkowo wysoki poziom etyczny. 
  
Przekonywanie, że zmiany w Sądzie Najwyższym spowodują oszustwa wyborcze, warto skonfrontować z naszą pamięcią o wyborach samorządowych w 2014 r. Wtedy wydarzył się  jedyny od 1989 r. przypadek uzasadnionych podejrzeń o „cuda nad urną”. Rządziła wtedy PO i PSL, a Sąd Najwyższy, pomimo doniesień o nieprawidłowościach zatwierdził wyniki.

Grożenie Polakom, że obecne zmiany doprowadzą do brutalnych rządów PiS, dobrze jest zestawić z faktem, że jedyną ofiarą eskalacji nienawiści prowadzącej aż do mordu politycznego był działacz PiS z Łodzi.  Zastrzelił go furiat krzyczący "precz z Kaczyńskim". Straszenie perspektywą nadciągającej dyktatury nie zawadzi, także porównać z czarnymi wizjami roztaczanymi przez opozycję podczas „puczu grudniowego”. Usprawiedliwiała ona okupację sali sejmowej chęcią uchronienia kraju przed katastrofą, która miała nastąpić wskutek uchwalenia budżetu państwa. O fałszu tych argumentów świadczą wyniki finansowe za pierwsze półrocze. Od upadku komuny nigdy nie były lepsze. Wpływy z samego VAT-u wzrosły o ponad 20 mld zł. Rozsądek nakazuje się zastanowić, czy „ulicy i zagranicy” naprawdę chodzi o demokrację, czy o to, żeby ogromne pieniądze nie wpływały do kasy państwowej, lecz tam, gdzie trafiały dotychczas.

Rządząca partia nie jest bez skazy, a ustawy reformujące wymiar sprawiedliwości nie były  pozbawione wad. Uda się uchwalić lepsze. Polacy mają pełne prawo ocenić bilans dokonań obecnej władzy. Powinni to zrobić po zakończeniu pełnej kadencji, a nie podczas „kryteriów ulicznych”, jakich domagają się totalni przeciwnicy PiS.  Ufam, że obywatele, którzy według wszystkich sondaży nadal w większości popierają obóz rządzący, nie dadzą się ani zastraszyć, ani oszukać demagogom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz