Czy może być dla polityka coś bardziej kompromitującego, niż
korupcja polityczna? Owszem, może. Ma to
miejsce, gdy polityk ujawni swe przeświadczenie, że wszystkich można
kupić. A najgorzej, gdy na oczach publiczności nie potrafi ukryć wściekłości,
że są ludzie odporni na pokusę sprzedania się.
Piszę o tym w związku ze sceną, jaka rozegrała się podczas
środowej sesji Rady Miejskiej w Świdnicy. Radny Lesław Podgórski przedstawił stanowisko
opozycyjnego klubu wobec wniosku o udzielenie absolutorium prezydent Beacie
Moskal-Słaniewskiej. Nawiasem mówiąc, oświadczenie to bardzo celnie punktowało
złe strony obecnej prezydentury. Co ważne, tezy tego wystąpienia w stu
procentach miały oparcie w danych liczbowych zaczerpniętych z dokumentów
wytworzonych przez miejskich urzędników. Inna rzecz, że wymowa tych liczb była
druzgocząca dla propagandy sukcesu uprawianej przez dwór pani prezydent.
Zwłaszcza w odniesieniu do deficytu budżetowego, skali zadłużenia miasta, a
także lawinowego wzrostu kosztów miejskiej biurokracji, będącego skutkiem nieuzasadnionego
zatrudniania dodatkowej rzeszy pracowników i mnożenia stanowisk kierowniczych.
To wystąpienie szefa klubu radnych Wspólnoty Samorządowej
wyraźnie nie spodobało się pani BMS. Wywiązała się dyskusja, w której po raz
kolejny prezydent pokazała, że fatalnie znosi krytykę swych działań. Nie miało dla
niej znaczenia, że argumenty oponentów były rzeczowe i bazowały na faktach oraz
precyzyjnych danych. Nie będąc w stanie podważyć ich prawdziwości, pani BMS podjęła
próbę dyskredytacji Lesława Podgórskiego. Zrobiła to w najgłupszy z możliwych sposobów.
Wobec wszystkich obecnych wypomniała radnemu, że skorzystał z miejskiego
systemu wspierania remontów zabytkowych budynków. Czy powinien się z tego
powodu wstydzić?
Miasto od lat stosuje przejrzystą procedurę udzielania dotacji
na zabytki. Jej finałem jest wniosek prezydenta do Rady Miejskiej, która podejmuje
ostateczną decyzję w jawnym głosowaniu. Akurat w ostatnich latach wszystkie
podmioty ubiegające się o wsparcie, uzyskały je. Dlatego nie jest niczym
niezwykłym fakt, że wśród nich była wspólnota mieszkaniowa z Rynku, gdzie pan Podgórski
ma mieszkanie, a także przychodnia zdrowia przy ul. Konponickiej, której współwłaścicielem jest żona radnego. Co zatem skłoniło panią BMS do posłużenia się tymi
informacjami podczas polemiki na temat
absolutorium? Przecież w żaden sposób nie naruszono prawa, a ona osobiście
firmowała listę beneficjentów.
I właśnie w tym rzecz! Frustracja pani prezydent bierze się
stąd, że uwierzyła w absolutną skuteczność stosowanej przez nią metody „kija i marchewki”.
Moim zdaniem, polega ona na sekowaniu, a
w łagodniejszej formie, ignorowaniu przeciwników oraz jednoczesnym obłaskawianiu
stronników. Według mnie, radni doskonale znają stosowane, choć niepisane reguły.
Zgodnie z nimi, jeśli chcesz coś załatwić dla siebie lub ważnego dla siebie środowiska
(np. klubu sportowego, stowarzyszenia, mieszkańców swojego okręgu wyborczego), jesteś
zobowiązany do przyjęcia odpowiedniej postawy. Wyklucza ona krytykę działań
prezydenta, a mile widziane są gesty poparcia. To banalnie proste – jeśli ci na
czymś zależy, bardzo grzecznie poproś i absolutnie, powstrzymaj się od
jakichkolwiek przejawów dezaprobaty. Niektórzy radni po cichu zżymają się na tę
sytuację. Uważają jednak, że jedynie pragmatyczny serwilizm umożliwia im reelekcję
w następnych wyborach.
W takim klimacie panującym w Radzie Miejskiej i przy takim „wytresowaniu”
większości jej członków, łatwo zrozumieć reakcję pani BMS na zachowanie pana Podgórskiego.
Sądzę, że w głowie pani prezydent nie mieści się, jak można być tak
niewdzięcznym. Przecież w praktyce, to
ona zdecydowała o dotacji. Choć to nie były jej prywatne pieniądze, według
własnego uznania, mogła ją przyznać lub nie. I oto radny, który z wdzięczności powinien
wręcz „jeść z ręki”, ośmiela się „stawiać”. Co najgorsze, ten przykład może być
inspirujący nie tylko dla innych radnych. Czarnym snem obecnej władzy jest przecież
przebudzenie się mediów lokalnych lub stowarzyszeń, z których pochodzi znaczna
część kadr świeżo zatrudnionych w instytucjach miejskich. A co jeśli i tym
ludziom zaświta w głowie myśl, że nie muszą koniecznie mizdrzyć się do swojej protektorki?
Pozostaje jeszcze pytanie, czy ujawniona mentalność pani BMS
i jej postępowanie mogą się podobać. Być może TW „Medyk” jest zachwycony sposobami
działania swej towarzyszki życia. Pozostali świdniczanie, raczej niekoniecznie.
Tekst oświadczenie Klubu Radnych WS jest dostępny pod linkiem: http://wspolnotasamorzadowa.org/stanowisko-klubu-radnych-wspolnota-samorzadowa-w-sprawie-wykonania-budzetu-miasta-swidnicy-za-2016-r/
Tekst oświadczenie Klubu Radnych WS jest dostępny pod linkiem: http://wspolnotasamorzadowa.org/stanowisko-klubu-radnych-wspolnota-samorzadowa-w-sprawie-wykonania-budzetu-miasta-swidnicy-za-2016-r/
Taka zasada wzajemnej wspolzaleznosci jest stosowana bardzo szeroko w kręgach związanych z Panią Prezydenta, inny znany lokalny polityczek Bolesław Władysław za swoje usługi swiadczone BMS otrzymał stanowisko przewodniczącego rady nadzorczej SPWIK i zaraz, kierując się ta sama zasada wspolzaleznosci, zatrudnił w SPWIK swoją pracownice ze swojej prywatnej i upadajacej firmy, cóż trzeba wiedzieć co się w środku dzieje.
OdpowiedzUsuńA tak nawiasem mówiąc, powierzyć nadzór nad firma mająca wielomilionowy majątek człowiekowi co zbankrutowal kierując malutka lokalna firemka, widać lojalność polityczna jest ważniejsza od zdrowego rozsądku.