sobota, 1 lipca 2017

Kij i marchewka po świdnicku.



Czy może być dla polityka coś bardziej kompromitującego, niż korupcja polityczna? Owszem, może. Ma to  miejsce, gdy polityk ujawni swe przeświadczenie, że wszystkich można kupić. A najgorzej, gdy na oczach publiczności nie potrafi ukryć wściekłości, że są ludzie odporni na pokusę sprzedania się. 

Piszę o tym w związku ze sceną, jaka rozegrała się podczas środowej sesji Rady Miejskiej w Świdnicy. Radny Lesław Podgórski przedstawił stanowisko opozycyjnego klubu wobec wniosku o udzielenie absolutorium prezydent Beacie Moskal-Słaniewskiej. Nawiasem mówiąc, oświadczenie to bardzo celnie punktowało złe strony obecnej prezydentury. Co ważne, tezy tego wystąpienia w stu procentach miały oparcie w danych liczbowych zaczerpniętych z dokumentów wytworzonych przez miejskich urzędników.  Inna rzecz, że wymowa tych liczb była druzgocząca dla propagandy sukcesu uprawianej przez dwór pani prezydent. Zwłaszcza w odniesieniu do deficytu budżetowego, skali zadłużenia miasta, a także lawinowego wzrostu kosztów miejskiej biurokracji, będącego skutkiem nieuzasadnionego zatrudniania dodatkowej rzeszy pracowników i mnożenia stanowisk kierowniczych.  

To wystąpienie szefa klubu radnych Wspólnoty Samorządowej wyraźnie nie spodobało się pani BMS. Wywiązała się dyskusja, w której po raz kolejny prezydent pokazała, że fatalnie znosi krytykę swych działań. Nie miało dla niej znaczenia, że argumenty oponentów były rzeczowe i bazowały na faktach oraz precyzyjnych danych. Nie będąc w stanie podważyć ich prawdziwości, pani BMS podjęła próbę dyskredytacji Lesława Podgórskiego. Zrobiła to w najgłupszy z możliwych sposobów. Wobec wszystkich obecnych wypomniała radnemu, że skorzystał z miejskiego systemu wspierania remontów zabytkowych budynków. Czy powinien się z tego powodu wstydzić?
Miasto od lat stosuje przejrzystą procedurę udzielania dotacji na zabytki. Jej finałem jest wniosek prezydenta do Rady Miejskiej, która podejmuje ostateczną decyzję w jawnym głosowaniu. Akurat w ostatnich latach wszystkie podmioty ubiegające się o wsparcie, uzyskały je. Dlatego nie jest niczym niezwykłym fakt, że wśród nich była wspólnota mieszkaniowa z Rynku, gdzie pan Podgórski ma mieszkanie, a także przychodnia zdrowia przy ul. Konponickiej, której  współwłaścicielem jest żona radnego.  Co zatem skłoniło panią BMS do posłużenia się tymi informacjami  podczas polemiki na temat absolutorium? Przecież w żaden sposób nie naruszono prawa, a ona osobiście firmowała listę beneficjentów. 

I właśnie w tym rzecz! Frustracja pani prezydent bierze się stąd, że uwierzyła w absolutną skuteczność  stosowanej przez nią metody „kija i marchewki”.  Moim zdaniem, polega ona na sekowaniu, a w łagodniejszej formie, ignorowaniu przeciwników oraz jednoczesnym obłaskawianiu stronników. Według mnie, radni doskonale znają stosowane, choć niepisane reguły. Zgodnie z nimi, jeśli chcesz coś załatwić dla siebie lub ważnego dla siebie środowiska (np. klubu sportowego, stowarzyszenia, mieszkańców swojego okręgu wyborczego), jesteś zobowiązany do przyjęcia odpowiedniej postawy. Wyklucza ona krytykę działań prezydenta, a mile widziane są gesty poparcia. To banalnie proste – jeśli ci na czymś zależy, bardzo grzecznie poproś i absolutnie, powstrzymaj się od jakichkolwiek przejawów dezaprobaty. Niektórzy radni po cichu zżymają się na tę sytuację. Uważają jednak, że jedynie pragmatyczny serwilizm umożliwia im reelekcję w następnych wyborach. 

W takim klimacie panującym w Radzie Miejskiej i przy takim „wytresowaniu” większości jej członków, łatwo zrozumieć reakcję pani BMS na zachowanie pana Podgórskiego. Sądzę, że w głowie pani prezydent nie mieści się, jak można być tak niewdzięcznym.  Przecież w praktyce, to ona zdecydowała o dotacji. Choć to nie były jej prywatne pieniądze, według własnego uznania, mogła ją przyznać lub nie. I oto radny, który z wdzięczności powinien wręcz „jeść z ręki”, ośmiela się „stawiać”. Co najgorsze, ten przykład może być inspirujący nie tylko dla innych radnych. Czarnym snem obecnej władzy jest przecież przebudzenie się mediów lokalnych lub stowarzyszeń, z których pochodzi znaczna część kadr świeżo zatrudnionych w instytucjach miejskich. A co jeśli i tym ludziom zaświta w głowie myśl, że nie muszą koniecznie mizdrzyć się do swojej protektorki?

Pozostaje jeszcze pytanie, czy ujawniona mentalność pani BMS i jej postępowanie mogą się podobać. Być może TW „Medyk” jest zachwycony sposobami działania swej towarzyszki życia. Pozostali świdniczanie, raczej niekoniecznie.

Tekst oświadczenie Klubu Radnych WS jest dostępny pod linkiem: http://wspolnotasamorzadowa.org/stanowisko-klubu-radnych-wspolnota-samorzadowa-w-sprawie-wykonania-budzetu-miasta-swidnicy-za-2016-r/

1 komentarz:

  1. Taka zasada wzajemnej wspolzaleznosci jest stosowana bardzo szeroko w kręgach związanych z Panią Prezydenta, inny znany lokalny polityczek Bolesław Władysław za swoje usługi swiadczone BMS otrzymał stanowisko przewodniczącego rady nadzorczej SPWIK i zaraz, kierując się ta sama zasada wspolzaleznosci, zatrudnił w SPWIK swoją pracownice ze swojej prywatnej i upadajacej firmy, cóż trzeba wiedzieć co się w środku dzieje.
    A tak nawiasem mówiąc, powierzyć nadzór nad firma mająca wielomilionowy majątek człowiekowi co zbankrutowal kierując malutka lokalna firemka, widać lojalność polityczna jest ważniejsza od zdrowego rozsądku.

    OdpowiedzUsuń