Ty mnie Styka nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze! Podobno
tak miał się zwrócić Najwyższy Suweren do krakowskiego malarza, który tworząc niezbyt
udany obraz, wykazywał ekstremalną egzaltację religijną. Anegdota ta
wielokrotnie przywoływana jest, gdy ktoś niedoróbki w swej pracy tłumaczy
wyjątkowo szlachetnymi motywami podejmowanego działania. Jak ulał, pasuje ona
także do obecnej sytuacji z zawetowanymi przez prezydenta Andrzeja Dudę
ustawami dotyczącymi wymiaru sprawiedliwości.
Podzielam krytyczną ocenę stanu sądownictwa i pogląd o
konieczności zarówno systemowych, jak i personalnych zmian. Wierzę w najlepsze
intencje polityków promujących w ostatnim czasie ustawy dotyczące Sądu
Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa. Niemniej, jako malutka część Suwerena
Narodowego proszę: reformujcie dobrze!
Celem do osiągnięcia nie jest zadowolenie środowisk
zainteresowanych jedynie pozornymi zmianami. Nic nie przekona histerycznej
opozycji dążącej do wywołania rewolty i obalenia rządu. Jednak naprawdę, nie ma
żadnego powodu, aby nie wymagać, ustaw przygotowanych starannie, a przez to wolnych od wad
dotyczących choćby zasad prawidłowej legislacji. Ponadto uchwalanie nowego
prawa, nawet wobec totalnej obstrukcji przeciwników, musi respektować procedury
obowiązujące w parlamencie. Nie jest nadmiernie wygórowanym żądanie, aby zmodyfikowane
rozwiązania brały pod uwagę doświadczenia historyczne naszej młodej demokracji
i były skrojone nie tylko na potrzeby obecnego obozu rządzącego, który przecież
nie będzie miał władzy wiecznie. pasowały do Wśród
ludzi popierających „dobrą zmianę” uzasadnione jest też oczekiwanie, że nowe
przepisy prawa dopracowane będą także pod względem politycznym, czyli
uzgodnione w obozie władzy. Czy to nie za dużo pobożnych życzeń?
Przekonamy się o tym jesienią. Nie mam pewności, ale mimo
wszystko, jestem raczej optymistą. Liczę
na rozsądek polityków prawicy i nie gorszą
mnie doniesienia o indywidualnych ambicjach i występujących różnicach zdań. Wszakże
nie są to perfekcyjnie zaprogramowane cyborgi,
lecz żywi ludzie podobni do swoich wyborców, więc niedoskonali. Dla obywateli dobrze
życzącym Polsce nie powinna być problemem jednoczesna, choćby minimalna, akceptacja
wiodących postaci: Andrzeja Dudy, Beaty Szydło, Jarosława Kaczyńskiego, a nawet
Zbigniewa Ziobry. Pełną listę i kolejność nazwisk niech każdy ustali według swoich preferencji. Pamiętając przy
tym, że różnorodność osobowości nie musi być naszą słabością, lecz bogactwem,
jak w ostatnich zwycięskich kampaniach wyborczych.
Nie wymądrzając się nadmiernie, chcę tylko przestrzec, że
trwałe poparcie społeczne wyrażane nie jest ani wynikami sondaży, ani
determinacją polityków w obronie swych racji podczas dyskusji toczonych w parlamencie
lub telewizyjnych studiach. Miarą społecznej aprobaty, jest znajomość i
akceptacja konkretnej reformy w takim stopniu, żeby nie „było obciachem”
opowiedzenie się za nią w swym najbliższym otoczeniu, środowisku codziennego życia
i pracy. Wiem, że wielu moich znajomych i ja sam miałem z tym problem w odniesieniu
do ustawy o SN. Okazało się, że na całkiem podobne trudności wskazywali
niektórzy posłowie Zjednoczonej Prawicy.
A zatem, reformujmy dobrze! – co w moim zakresie
odpowiedzialności i możliwości działania odbieram, jako wezwanie mnie
dotyczące. A rozumieniu co znaczy „dobrze”, według mnie, służy także przyjęcie postawy klęczącej.
Dlatego do wielu absolutnie zasadniczych racji i masy osobistych powodów pielgrzymowania
na Jasna Górę dokładam intencję dotyczącą Polski. Wyruszam dzisiaj z modlitewną
pamięcią zarówno o tych, którzy zgadzają się, jak i kontestujących treść moich
wpisów na blogu. Jedni i drudzy mogą odetchnąć przez co najmniej 10 dni, w
których na pewno nic nowego nie napiszę.