niedziela, 2 września 2018

Dlaczego nie będę prezydentem.



Kilka osób zapytało mnie, czy wystartuję w wyborach na prezydenta miasta. Przepraszam rozczarowanych, ale odpowiedź brzmi „nie”. 

Po pierwsze, po poprzednich wyborach, i 12 latach pracy na stanowisku wiceprezydenta, powróciłem do swojej profesji- budownictwa. Cenię sobie, że teraz ponownie, jak przed laty, nie zarabiam na życie pełniąc funkcję publiczną. Jestem czwarty rok w zarządzie uznanej, prywatnej firmy budowlanej, a od niedawna jej szefem. Nie zawdzięczam tego polityce i politykom, lecz właścicielowi spółki. Zawsze na serio traktuję zawodowe obowiązki, więc tym bardziej byłoby nie fair wobec mojego pracodawcy i podwładnych, gdybym ubiegał się o inną pracę. Nie zamierzam szukać nowej drogi życiowej, zanim nie potwierdzę swej wartości tu, gdzie obecnie jestem potrzebny, więc zaufano mi.

Po drugie, nie boję się odpowiedzialnej, ciężkiej pracy i obecnie wykonywana do łatwych nie należy.  Jednak zupełnie innym wyzwaniem jest pełnienie roli prezydenta, w sposób, jaki ja uważam za właściwy. Czyli - minimum zainteresowania autopromocją i populizmem,   maksimum uwagi na podejmowanie realnych problemów i spraw. Zwłaszcza tych, które nie są dzisiaj jeszcze oczywiste, ale od nich zależy pomyślność Świdnicy w kolejnych latach. Takie podejście do zarządzania miastem bardzo wyczerpuje. Naprawdę, wiem o czym piszę, bo wystarczająco długo ten styl pracy praktykowałem, jako prawa ręka Wojciecha Murdzka. Żeby było jasne – nie czuję się wypalony i nie potrzebuję kwarantanny. Niemniej, dystans do spraw którymi długo się żyje jest bardzo wskazany, a nowe spojrzenie dobrych następców, może przynieść korzyści. O ile to będą właściwi ludzie. A że wszystko to nie jest wcale proste, świadczą informacje medialne o zmianach zakresu obowiązków obecnego wiceprezydenta. Odsyłam także do historii. Łatwo sprawdzić czas pełnienia funkcji przez innych wiceprezydentów po 1990 roku. 

Trzecia rzecz – umożliwienie mieszkańcom realnego wyboru. Jestem pewien, że gdybym dzisiaj zawalczył o prezydenturę, w powszechnym odczuciu moją motywacją byłaby prywatna „wojenka” lub chęć ”odwojowania” Świdnicy z rąk SLD. A takie postrzeganie moich intencji okazało by się szkodliwe dla miasta, bo uniemożliwiło rzeczową ocenę dokonań obecnej prezydentki. Dlatego lepiej, żebym to nie ja, lecz inni kontrkandydaci zaproponowali swą ofertę świdniczanom. A jeśli mieszkańcy teraz zdecydują o reelekcji, w przyszłości będą mieli szansę oceny skutków rządów BMS w dłuższej perspektywie czasowej. Na razie, korzystając z owoców pracy poprzedników, względnie łatwo było jej tworzyć złudzenie, że wszystko jest na najlepszej drodze. Jednak rośnie liczba świdniczan przeglądających na oczy, a jeszcze szybciej tych, którzy na razie tylko nabierają pierwszych wątpliwości. Następna kadencja trwa pięć lat, sporo czasu na weryfikację stanu faktycznego.

Po czwarte, jest coś, o czym z zasady nie piszę, bo chronię swą prywatność. W każdym razie, są istotne powody, abym miał nieco więcej czasu dla rodziny.

Po piąte, nie bardzo pasowałbym do przewidywanego przeze mnie stylu i klimatu najbliższej  kampanii wyborczej. Chyba słusznie mam opinię człowieka, który nie boi się starć na argumenty i potrafi twardo bronić swego stanowiska. Oceniam jednak, że jeszcze zwiększy się obecne natężenie  walki plemiennej pomiędzy PiS i antyPiS, co odsunie na dalszy plan próby poważnej rozmowy o Świdnicy. Nie widzę w takim zamęcie miejsca dla siebie i moich pomysłów na miasto. Najprawdopodobniej nikt nie będzie ich w stanie rozważyć, bo ważniejsze okażą się emocje dotyczące Sądu Najwyższego, wyłudzeń VAT-u itp.

Po szóste, władza mnie „nie kręci”. Przez lata miałem jej całkiem sporo i śmiało robiłem z niej praktyczny użytek. Raczej niezły - sądząc po tym, jak zmieniała się Świdnica. Jednak walką o władzę dla samej władzy, prestiżu lub podbudowy swojego ego  nie jestem zainteresowany. Zresztą, nawet moi najbardziej zaciekli wrogowie przyznają, że pomimo wieloletniego „bycia na urzędzie” nie nabyłem jakichkolwiek cech dygnitarza. Paradoksalnie, brak żądzy władzy to, być może, mój poważny atut w porównaniu z innymi kandydatami, ale mniejsza o to.

Pisząc ten tekst, nie chcę tworzyć wrażenia, jakbym prezydenturę właściwie miał w kieszeni, tylko nie chce mi się po nią sięgnąć. Przeciwnie, zdaję sobie sprawę, że bardzo trudno jest wygrać wybory. Zwłaszcza, że nie mógłbym liczyć na poparcie jakiejkolwiek partii politycznej. Tacy jak ja - krnąbrni, niezależni kandydaci nie są mile widziane przez liderów żadnej formacji, z rządzącą Polską włącznie. Dlatego pomimo zachęt do ze strony kilku ważnych, wpływowych  osób, odmówiłem kandydowania. Po prostu, dzisiaj to nie jest czas dla mnie. Postaram się wesprzeć innych kandydatów, których uważam za lepszych od obecnej prezydentki.

Nie wycofuję się całkowicie z aktywności w samorządzie. Będę ubiegał się o mandat radnego Powiatu Świdnickiego. Jest to do pogodzenia z obecną pracą zawodową. Moje plany to temat na oddzielny wpis.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz