Było w miarę
normalnie: miasto było właścicielem basenu, jednostka budżetowa pn. Ośrodek
Sportu i Rekreacji udostępniał go amatorom kąpieli, a spółka wodociągowa dostarczała do niego wodę i odbierała ścieki.
Jednak basen się zestarzał i teraz ma być nie normalnie ( miasto remontuje
basen), lecz fantastycznie.
A zatem, miasto wciśnie basen na własność
spółce wodociągowej, ponieważ samo nie chce wydać pieniędzy na jego remont.
Spółka ŚPWIK też ich nie ma, więc pożyczy. Nie wiadomo jak spłaci dług,
ponieważ ma ustawowy zakaz robienia tego przychodami ze swej podstawowej
działalności (tzw. subsydiowanie skrośne), a innych przychodów nie uzyskuje. Miasto nie kwapi się do przekazywania jej pieniędzy,
bo przecież nie po to pozbywa się kłopotliwego strupa. Ludzie w spółce nie mają zielonego pojęcia o prowadzeniu kąpieliska.
Dlatego po wykonaniu remontu ŚPWiK powierzy je w użytkowanie OSiR, który
dotychczas na zarządzaniu wykazywał znaczącą stratę finansową. Po modernizacji
obiektu koszty jego prowadzenia się zwiększą, więc deficyt wzrośnie. Z tego
powodu OSiR bez ogromnego wsparcia finansowego miasta nie będzie w stanie
płacić czynszu na rzecz ŚPWiK, który pokrywałby koszty eksploatacji, a tym
bardziej zapewniał zwrot nakładów inwestycyjnych. Jednak miasto postępuje, jak
napisałem wyżej i kółko się zamyka.
Pięknie? Będzie
tak „pięknie”, jeśli radni na piątkowej sesji dadzą się uwieść wizjom prezydent
Beaty Moskal-Słaniewskiej. Mnie najbardziej zastanawiają trzy rzeczy.
Dlaczego
około 30 mln zł wydaje się na modernizację
basenu letniego czynnego jedynie dwa miesiące w roku, jeśli za te pieniądze
można zbudować przyzwoity basen całoroczny? Tak postąpiło wiele samorządów na Dolnym
Śląsku, a gmina Świdnica, która rozpoczyna inwestycję w Witoszowie jest żywym
przykładem z ostatnich dni.
Kto ogarnie
skomplikowany układ powstających kosztów, wzajemnych zobowiązań, przepływów
finansowych, należności oraz kto potrafi ocenić racjonalność ekonomiczną
podejmowanych decyzji? Na pewno nie radni, którzy karnie podniosą rękę „za”
podczas głosowania, skoro dzisiaj nie domagają się od prezydent miasta choćby
elementarnej wiedzy o szczegółach finansowych proponowanych działań. Tym
bardziej, nie mieszkańcy, którzy wprawdzie chcieliby mieć fajny basen, ale zarządzanie
miasta powierzyli jego władzom. Obywatele, co najwyżej, dowiedzą się za dwa
lata, że zadłużenie na koniec obecnej kadencji pani BMS nie będzie wynosiło
planowane 118 mln (prognoza podana przez skarbnika miasta), lecz o 30 baniek
więcej.
Jak mogą wprowadzać
tak zagmatwany sposób realizacji inwestycji ludzie, którzy podczas prezydentury
Wojciecha Murdzka suchej nitki nie zostawili na projekcie powierzenia budowy i
zarządzania aquaparkiem spółce Inwestycje Świdnickie. Wtedy podział obowiązków
pomiędzy miasto i spółkę był absolutnie klarowny. Jednak, zdaniem krytyków,
zbyt kosztowny. Teraz będzie za darmo?
Według mnie,
to wersja dla naiwnych, w którą być może uwierzyłbym, gdybym nie słyszał o
przymiarkach do powołania inżyniera kontraktu. ŚPWiK zamierza powierzyć mu
prowadzenie inwestycji basenowej. Czas jego działania to około 2 lata. Szacowane koszty to 2-3 % wartości zadania,
czyli na okrągło około pół miliona zł. Żeby było jeszcze ciekawiej, chodzą
słuchy, że wielką ochotę na podjęcie się tej roli ma pan Bolesław Marciniszyn,
obecny przewodniczący rady nadzorczej spółki, który intensywnie forsuje udział
ŚPWiK w modernizacji basenu. To także przyczynek do rozważań o przejrzystości
całego procesu inwestycyjnego. Gdyby zrealizowano go w przedstawionej postaci,
szef organu kontrolnego spółki byłby stroną umowy z prezesem zarządu, któremu powinien
patrzeć na ręce. Poza tym pan BM, jako
inżynier kontraktu nie reprezentowałby wyłącznie interesów ŚPWiK, lecz także
przyszłego wykonawcy remontu basenu. Takie są, po prostu, standardy działania
inżyniera kontraktu. Brzmi zachęcająco?
Na mój gust,
sytuacja, gdy miasto nie chcąc wydać pieniędzy, dąży do realizacji wielomilionowej
inwestycji, przypomina przysłowiowe polowanie na jelenia. Inteligencji
czytelników pozostawiam rozstrzygnięcie, kto jest zwierzyną (mieszkańcy płacący
więcej za wodę i ścieki, spółka ŚPWiK, prezes Jacek Sochacki?), a kto wielkim
łowczym (pani BMS, pan BM, firma doradzająca w sprawie emisji obligacji?). To się wkrótce wyjaśni, a na polowaniu, jak
na polowaniu. Bywa niebezpiecznie. Można zginąć także od rykoszetu, czego
nikomu nie życzę.