W wolnym kraju każdy może się zgłosić i każdy może
zrezygnować ze startu w wyborach na prezydenta miasta. Dotyczy to także Rafała Ząbczyka.
To jego dobre prawo i nie musi niczego tłumaczyć.
Skoro jednak uznał, że warto, powinien unikać „ściemy”. Moim zdaniem, zdecydowanie
nie unika. Do takiego wniosku skłania mnie jego wywiad
dla lokalnej telewizji.
Rafał przedstawia się w nim,
jako bezradna ofiara obraźliwej napaści, pod wpływem, której wycofał się z
wyborów. Nie rozstrzygam, czy to możliwe, że tak bardzo dotknął go wpis na
facebook’u dokonany przez człowieka, któremu już od trzech lat nie podaje ręki.
Nie czytałem tego posta. Potrafię uwierzyć, że był obrzydliwy i mógł wywołać
raniące komentarze. Nie zgadzam się jednak na to, żeby bez podania żadnych
faktów, Rafał dyskredytował innych kandydatów sugestiami o ich współodpowiedzialości
za powstałą sytuację. A to właśnie robi.
Snuje opowieść, jak to zamierzał szlachetnie dyskutować z
konkurentami w wyborach prezydenckich, a spotkał się z ludzką podłością, tak
wielką, że musiał odpuścić. I choć nie mówi tego wprost, stosując skomplikowaną
retorykę sprawia wrażenie, że nieuczciwi
rywale do prezydenckiego fotela obawiając się swej
porażki, zrobili mu świństwo. Jednak ani słowem nie wspomina, że od plotek
dotyczących jego życia osobistego bardziej niebezpieczne mogły się okazać
plotki odnoszące się do spraw biznesowych.
Trudno zrozumieć również wyrażane
pretensje, że nikt oficjalnie nie stanął w jego obronie. Pomijam drobny fakt,
że nie ma specjalnie, przed kim go bronić, bo nie z każdym przystoi uprawiać
polemikę. Właściwie, nie ma także gdzie podjąć się jego obrony- nie toczy się na
ten temat żadna publiczna dyskusja. Pozostaje jednak pytanie, czy Rafał ma
moralne prawo oczekiwać pomocy, o którą się upomina. Ile razy stawał w obronie
innych osób publicznych atakowanych w najbardziej ordynarny sposób? Jaki był
jego wkład w działania Świdnickiego Forum
Rozwoju, którego jest liderem, gdy ludzie ci, delikatnie rzecz ujmując, tworzyli
klimat pogardy dla inaczej myślących, zwłaszcza osób bliskich Kościoła?
Sprawa ta w pewnym stopnie obchodzi mnie także ze względów
osobistych. Rafał do tego stopnia „zamulił”
swoją wypowiedź w telewizji, że postawił mnie w jednym szeregu z autorem przywoływanego
wpisu. Zrobił tak, gdyż nie spodobało mu się to, co napisałem na swoim blogu, chociaż
nie ma to żadnego związku z Rafałem. Umieściłem tam (dla jasności- było to już
po rezygnacji) ironiczny tekst na temat kandydatki SLD na prezydenta miasta. Ponieważ
Marek Dyduch porównał ją do panny młodej, ostrzegałem świdniczan przed lewicową
rodziną: szwagrem Millerem, ciotką Senyszyn, wujem Oleksym i kuzynką Anną Grodzką.
Zdaniem niedoszłego prezydenta, zrobiłem rzecz straszną. Tylko, nie wiem dlaczego?
Przecież często słyszymy, że płeć jest sprawą względną i osoby, które przeszły
drogę życiową podobną do Anny Grodzkiej, po prostu są kobietami. Dlatego, jak w
życiu - jedne się podobają, inne nie. Dlaczego zatem nie mogę nie mieć ochoty
na spoufalanie się z którąś z nich, a nawet wszystkimi? (właśnie tak napisałem!)?
Czy, gdybym tak wyraził się o innej kobiecie, byłoby w porządku, a o pani Annie
nie jest? A może to Rafał nie traktuje tej pani tak, jak ona tego oczekuje?
A może jest jeszcze inaczej? Może Rafał zrezygnował z
wyborów, bo realistycznie ocenił, że nie ma szans? Może orędownicy „postępu”, uważają,
że poza nimi, wszyscy pozostali mają prawo tylko milczeć i przyjmować ich
dyktat, nawet bez mrugnięcia okiem lub żartu? Ze współpracy z Rafałem mam i dobre i złe doświadczenia.
Nigdy nie interesowały mnie jego prywatne sprawy i tak pozostanie, niezależnie
od tego, czy zachowamy swe funkcje po wyborach.