Podczas krótkiego urlopu z premedytacją całkowicie
odizolowałem się od mediów. Nie czytałem gazet, nie włączałem telewizora, nie
zaglądałem na portale internetowe. Świetnie mogłem się bez nich obyć. Newsy ze
świata całkowicie zastępowały mi informacje o
temperaturze wody w Jeziorze Rożnowskim, a jedynymi interesującymi relacjami
były te, które budowałem z przyjaciółmi, uczestnikami wakacji Ruchu Komunia i
Wyzwolenie.
Niestety, nieuchronny był powrót do normalności, chociaż nie
wiem, czy to dobre słowo. Natychmiast zostałem, bowiem zbombardowany wiadomościami,
publikacjami, relacjami korespondentów, które przekonują, że świat
zdecydowanie zmierza do nienormalności.
Gwiazdą mediów stało się podobne
do mężczyzny stworzenie boże imieniem Rafalala, które twierdzi, że jest kobietą
i co prawda nie nosi wąsów, jak niedawny zwycięzca festiwalu Eurowizji, ale ma
bicepsy na tyle duże, że sprawiło łomot gościowi wątpiącemu w kobiecość owego
dziwoląga.
Jak donosił jeden z portali internetowych, hitem wśród
gadżetów sprzedawanych na krakowskim Rynku są, czekoladowe figurki towarzyszy
Lenina i Putina. W dwóch wymiarach i trzech smakach. Portal nie donosił o
ewentualnych przypadkach niestrawności wśród nabywców tych cudeniek.
Natomiast, według tzw. poważnej prasy naszym autentycznym przysmakiem
narodowym mają stać się jabłka jedzone na złość Putinowi. Podobno owoce te
dobrze wpływają na pamięć, więc jem je zawzięcie. Dzięki temu znakomicie
pamiętam zapewnienia premiera Tuska, że putinowska Rosja radzi sobie ze
smoleńskim śledztwem, a właściwie jedynym problemem wartym uwagi Polaków jest
ciepła woda w kranie. Równie dobrze zapamiętałem słowa naszego ukochanego
przywódcy o tym, jak bardzo liczą się z nami w UE oraz wypowiedzi prasowe
ministra Sikorskiego, uzasadniające podporządkowanie naszej polityki zagranicznej
Niemcom. Niedawno nasz eksportowy elegant zapowiadał
rozlokowanie w kraju dwóch brygad NATO. Dzisiaj okazuje się, że w odpowiedzi na
agresywna politykę Rosji pozostało nam gryzienie jabłek i słuchanie rządowej
propagandy, że wszystkiemu i tak winien jest Kaczyński.
Świetnie, że nieco więcej normalności dostrzegam w mediach
lokalnych. Jednak i tutaj unoszą się opary absurdu, wynikające przede wszystkim
z bliskości wyborów samorządowych. Pewnie będzie jeszcze gorzej, bo niektóre
redakcje najwidoczniej czerpią niewytłumaczalną
satysfakcję z bezkrytycznego udostępniania swych łam osobom wypowiadających
nawet największych niedorzeczności. Dla mnie to oznacza jedno- definitywny
koniec wakacji. Jedyna korzyść mają z tego ci, którzy lubią zaglądać na mój blog.
Po prostu, będę musiał częściej pisać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz