Czy niektórzy dziennikarze, aż tak bardzo nie lubią pani Alicji Synowskiej, że nierzetelnie tworzą jej wizerunek w mediach?
To pytanie przyszło mi na myśl po zapoznaniu się z informacjami lokalnych redakcji dotyczącymi dzisiejszego startu kampanii wyborczej Alicji Synowskiej do Parlamentu Europejskiego. Dziennikarskie relacje zawierają tak wiele absurdów, że chyba tylko złośliwością wobec pani Alicji mogę wytłumaczyć ich nasilenie. Dlatego czuję się zobowiązany stanąć w jej obronie.
Po pierwsze, nie wierzę doniesieniom, że główną motywacją pani Alicji do podjęcia przez nią misji w europarlamencie jest troska o to, żeby dotacjami z UE nie degradować Świdnicy. I nie chodzi nawet o to, że przypisuje się kandydatce skrajnie krytyczną ocenę dotychczasowego sposobu wykorzystywania środków unijnych przez Świdnicę. Ważniejsze jest to, że jak powszechnie wiadomo, Parlament Europejski w żadnej mierze nie nadaje się na miejsce dyskusji o rzeczach, które, jeśli wierzyć dziennikarzom, są w centrum jej zainteresowań. Jasne jest przecież, że 51 (tylko tylu!) deputowanych z Polski decydować będzie o sprawach dotyczących całej Europy lub pozycji zajmowanej w niej przez Polskę. Skrajną głupotą byłoby sądzić, że do tej tematyki zaliczać się będzie także stan świdnickich parków. Nie wierze, żeby tej oczywistości nie rozumiała pani starosta. Dlatego nieufnie podchodzę do publikacji, które sugerują, że jej wyobrażenia o roli odgrywanej przez europosłów są tak mylne. Nie dopuszczam też, myśli, że Alicja Synowska traktuje świdniczan jak durniów, którzy nie dostrzegają różnicy pomiędzy zadaniami i kompetencjami posła do Parlamentu Europejskiego i radnego miejskiego. Najpewniej lokalni dziennikarze nie zrozumieli tego, co w hotelu Piast mówiła kandydatka. Innego wytłumaczenia nie znajduję.
Po drugie, moje wątpliwości budzi podawana przez media informacja, że Alicja Synowska pomimo jej deklaracji, że w Brukseli pilnować będzie spraw ważnych dla Polski i Świdnicy zamierza jesienią ubiegać się o stanowisko prezydenta miasta. Musi przecież zdawać sobie sprawę, że pomimo jej nadzwyczajnej pracowitości i ponadprzeciętnych zdolności trudno byłoby pogodzić pracę na obu frontach. A nawet gdyby się udało, czego ze względu na jej walory, do końca wykluczyć nie można, niestety, prawo zakazuje łączenia tych funkcji. Ja, po prostu, nie wierzę, żeby pani Alicja zataiła ten stan rzeczy przed swoimi wyborcami. Nie dam także wiary, że mogłaby cynicznie wykorzystywać udział w wyborach do Parlamentu Europejskiego wyłącznie, jako promocję przed wyborami samorządowymi. Jedyna sensowna opcja polega na tym , że pani starosta zamierza zdobyć mandat eurodeputowanej i pomiędzy momentem, w którym zakończy uzdrawianie sytuacji powiatu, a dniem, w którym z sukcesem zatroszczy się o stan miasta, jednak zdoła skutecznie przypilnować naszych interesów w Europie. Ze względu na terminy wyborów musiałoby się to stać pomiędzy końcem maja i listopada. Nie jest to łatwe. Dlatego mam pretensje do dziennikarzy, że z niezrozumiałych powodów nie podkreślają, jak bardzo ambitnego wyzwania jest gotowa się podjąć Alicja Synowska.
Po trzecie, mało wiarygodne wydaje mi się, żeby słowa wkładane przez dziennikarzy w usta pani starosty były wczoraj rzeczywiście wypowiedziane. Przecież na sali, w której inaugurowała swą kampanię wyborczą znajdowali się posłowie PO wielokrotnie komplementujący funkcjonowanie w mieście koalicji ich partii z ugrupowaniem prezydenta Wojciecha Murdzka. W spotkaniu brali też udział doświadczeni samorządowcy: Zygmunt Worsa, Sabina Cebula i Teresa Mazurek. Chociaż ostatnio zdystansowali się od Wspólnoty Samorządowej, znane są ich pozytywne wypowiedzi na temat prezydenta miasta, z którym współpracują od kilkunastu lat. Można było wręcz odnieść wrażenie, że w relacjach pomiędzy prezydentem i tymi osobami jest wiele autentycznego szacunku oraz uznania dla efektów jego pracy. Dlatego, albo ja kompletnie nie znam się na ludziach, albo publikacje prasowe są zmanipulowane, albo pani Alicja nie mogła powiedzieć, że np.
„Wszystko to, z czego Świdnica była znana, czyli między innymi zieleni jest niszczone. Czy to jest rewitalizacja, czy raczej degradacja?”.
Nie wyobrażam sobie, żeby nikt z obecnych nie zareagował, gdyby faktycznie padły takie słowa. A skoro dziennikarze na ten temat zgodnie milczą, jestem przekonany, że Alicja Synowska nie mogła pleść takich bzdur.
Wniosek z tego jest taki, że jednak należy mieć ograniczone zaufanie do publikacji prasowych. A chcąc dysponować pewnymi informacjami, warto docierać do ich źródła. Szczęśliwie się składa, że pani Alicja Synowska stale podkreśla wagę bezpośrednich kontaktów z potencjalnymi wyborcami. Jestem przekonany, że w ramach swej kampanii do Parlamentu Europejskiego zorganizuje publiczne spotkania z mieszkańcami, podczas których będzie sposobność zadania kilku pytań. Bardzo na to liczę i już cieszę się z tej możliwości.
wtorek, 29 kwietnia 2014
sobota, 12 kwietnia 2014
Najkrótsze przemówienia.
W miniony wtorek i czwartek miały miejsce dwa wydarzenia przypominające kolejną rocznicę zbrodni katyńskiej. Spróbowaliśmy w tym roku wyjść poza standardowe formy obchodów. Warto organizować oficjalne apele poległych przy dębach katyńskich, oddawać honory sztandarom i dowartościowywać żywych uczestników i świadków historii.
Mam przekonanie, że to jednak nie wystarcza i trzeba zrobić coś znacznie więcej. Zresztą, dotyczy to nie tylko pamięci o Katyniu. Chodzi o stałe, świadome kształtowania postawy oddania Polsce. Tutaj konieczne są inne metody dotarcia do serc współczesnego Polaka. I trzeba jasno postawić sprawę: albo naprawdę cenimy sobie te wartości i bardziej wysilamy się, aby je krzewić, albo traktujemy je, jako mało istotne i zadowalamy się wyłącznie tym, co robiliśmy dotychczas.
Wybór dokonany przez prezydenta Wojciecha Murdzka spowodował, że po raz pierwszy zorganizowaliśmy Świdnicki Marsz Katyński, z przekonaniem, że to przedsięwzięcie w kolejnych latach będzie się rozwijało. Ponieważ nie jest tak prosto wypromować nowe wydarzenie, postanowiliśmy zwrócić na nie uwagę poprzez wybór miejsca i czasu jego odbycia. Grupa rekonstrukcyjna ubrana w mundury żołnierzy Września’39 eskortowana przez eskortę NKWD, z towarzyszeniem rodzin w strojach z epoki i młodzieży z biało-czerwonymi flagami wkroczyła w sam środek miasta w godzinie największego ruchu. Wielu zajętych swoimi sprawami ludzi przechodziło obojętnie obok pochodu. Jednak każdy mógł zauważyć, liczne osoby stojące jak „wryte”, z przejęciem obserwujące, co się dzieje. Podobnie było na pl. św. Małgorzaty, gdzie miała miejsce krótka, kondensująca emocje inscenizacja. Jej obserwatorzy byli naprawdę poruszeni. I o to, dokładnie nam chodziło.
Podobnie było na koncercie katyńskim w teatrze miejskim. Wybrane utwory, komentowane odpowiednimi obrazami i tekstem narratora tworzyły spójną całość. Żeby nie przerywać ciągłości narracji, publiczność została poproszona o powstrzymanie się od oklasków po kolejnych piosenkach. Panowała atmosfera powodująca wrażenie, że obecni na sali zostali wręcz wciśnięci w krzesła. Bardzo wiele osób nie próbowało nawet kryć wzruszenia. Skupienie słuchaczy trwało także, gdy prezentowane były treści bardziej współczesne, dotyczące osobistych pytań o znaczenie Ojczyzny.
Czy te dwie propozycje zapowiadają trwałe dążenie do nowej jakości w obchodach ważnych dla Polski wydarzeń? Mam nadzieję, że tak, choć pewnie nie da się tak „z marszu” przestawić się w naszym rutynowym działaniu. Marsz i koncert poprzedzone były długimi przygotowaniami. Przekonany jednak jestem, że po tych dwóch pierwszych zwiastunach nowości, poprzeczka oczekiwań wobec kolejnych rocznic pójdzie wyraźnie wyżej. Tak naprawdę, wszystko zależy od społecznej oceny tego, co udało się teraz stworzyć i gotowości do podejmowania kolejnych wyzwań przez ludzi w to już zaangażowanych oraz innych, podobnie myślących.
Co do tego drugiego, jestem optymistą. Odnośnie pierwszej kwestii, nie zabiorę głosu, gdyż współtworzyłem opisane przedsięwzięcia. Jaki był odbiór świdniczan uczestniczących w tych wydarzeniach może jednak świadczyć pewien szczegół. Po inscenizacji na pl. św. Małgorzaty oraz po koncercie poproszony został o zabranie głosu prezydent Wojciech Murdzek. Wiadomo, że jest dobrym mówcą i dlatego zwykle, zwłaszcza w znaczących momentach jego wypowiedzi są obszerne. Tym razem było zupełnie inaczej. Uznał, że słowa są zbędne, nie ma już potrzeby dopowiadania prawie niczego. Przez kilkanaście lat współpracy z prezydentem, nie pamiętam tak krótkich wystąpień. Potem usłyszałem od niego, że zastanawiał się, czy wskutek poruszenia, jakie wywarło na nim to, czego był świadkiem, będzie w stanie powiedzeń cokolwiek.
Mam przekonanie, że to jednak nie wystarcza i trzeba zrobić coś znacznie więcej. Zresztą, dotyczy to nie tylko pamięci o Katyniu. Chodzi o stałe, świadome kształtowania postawy oddania Polsce. Tutaj konieczne są inne metody dotarcia do serc współczesnego Polaka. I trzeba jasno postawić sprawę: albo naprawdę cenimy sobie te wartości i bardziej wysilamy się, aby je krzewić, albo traktujemy je, jako mało istotne i zadowalamy się wyłącznie tym, co robiliśmy dotychczas.
Wybór dokonany przez prezydenta Wojciecha Murdzka spowodował, że po raz pierwszy zorganizowaliśmy Świdnicki Marsz Katyński, z przekonaniem, że to przedsięwzięcie w kolejnych latach będzie się rozwijało. Ponieważ nie jest tak prosto wypromować nowe wydarzenie, postanowiliśmy zwrócić na nie uwagę poprzez wybór miejsca i czasu jego odbycia. Grupa rekonstrukcyjna ubrana w mundury żołnierzy Września’39 eskortowana przez eskortę NKWD, z towarzyszeniem rodzin w strojach z epoki i młodzieży z biało-czerwonymi flagami wkroczyła w sam środek miasta w godzinie największego ruchu. Wielu zajętych swoimi sprawami ludzi przechodziło obojętnie obok pochodu. Jednak każdy mógł zauważyć, liczne osoby stojące jak „wryte”, z przejęciem obserwujące, co się dzieje. Podobnie było na pl. św. Małgorzaty, gdzie miała miejsce krótka, kondensująca emocje inscenizacja. Jej obserwatorzy byli naprawdę poruszeni. I o to, dokładnie nam chodziło.
Podobnie było na koncercie katyńskim w teatrze miejskim. Wybrane utwory, komentowane odpowiednimi obrazami i tekstem narratora tworzyły spójną całość. Żeby nie przerywać ciągłości narracji, publiczność została poproszona o powstrzymanie się od oklasków po kolejnych piosenkach. Panowała atmosfera powodująca wrażenie, że obecni na sali zostali wręcz wciśnięci w krzesła. Bardzo wiele osób nie próbowało nawet kryć wzruszenia. Skupienie słuchaczy trwało także, gdy prezentowane były treści bardziej współczesne, dotyczące osobistych pytań o znaczenie Ojczyzny.
Czy te dwie propozycje zapowiadają trwałe dążenie do nowej jakości w obchodach ważnych dla Polski wydarzeń? Mam nadzieję, że tak, choć pewnie nie da się tak „z marszu” przestawić się w naszym rutynowym działaniu. Marsz i koncert poprzedzone były długimi przygotowaniami. Przekonany jednak jestem, że po tych dwóch pierwszych zwiastunach nowości, poprzeczka oczekiwań wobec kolejnych rocznic pójdzie wyraźnie wyżej. Tak naprawdę, wszystko zależy od społecznej oceny tego, co udało się teraz stworzyć i gotowości do podejmowania kolejnych wyzwań przez ludzi w to już zaangażowanych oraz innych, podobnie myślących.
Co do tego drugiego, jestem optymistą. Odnośnie pierwszej kwestii, nie zabiorę głosu, gdyż współtworzyłem opisane przedsięwzięcia. Jaki był odbiór świdniczan uczestniczących w tych wydarzeniach może jednak świadczyć pewien szczegół. Po inscenizacji na pl. św. Małgorzaty oraz po koncercie poproszony został o zabranie głosu prezydent Wojciech Murdzek. Wiadomo, że jest dobrym mówcą i dlatego zwykle, zwłaszcza w znaczących momentach jego wypowiedzi są obszerne. Tym razem było zupełnie inaczej. Uznał, że słowa są zbędne, nie ma już potrzeby dopowiadania prawie niczego. Przez kilkanaście lat współpracy z prezydentem, nie pamiętam tak krótkich wystąpień. Potem usłyszałem od niego, że zastanawiał się, czy wskutek poruszenia, jakie wywarło na nim to, czego był świadkiem, będzie w stanie powiedzeń cokolwiek.
Subskrybuj:
Posty (Atom)