W Świdnicy
odbył się wiec wyborczy, którego centralną postacią był premier Mateusz
Morawiecki. Jak to bywa w każdym miejscu w Polsce przy takich okazjach,
opowiadał o dokonaniach PiS i
wynikających z tego korzyściach dla lokalnej społeczności.
Słowa premiera skrytykowała prezydent Świdnicy Beata
Moskal-Słaniewska. Rozumiałbym ją, gdyby ograniczyła się do wypunktowania błędu
przy podawaniu nazwy ulicy, której remont jest współfinansowany przez rząd.
Nawet byłbym rad, że nieco utarła nosa mądralom z „warszawki”, którzy przygotowując
swego szefa do wystąpienia, odwołali się do własnej (nie)wiedzy, zamiast
polegać, na przykład, na znajomości rzeczy przez kandydującego do Sejmu
obecnego posła, a wcześniej długoletniego prezydenta miasta Wojciecha Murdzka.
Niestety,
prezydentka z SLD zamiast drobnego wytyku sformułowała totalną krytykę. Jej
sens jest taki: rządzący PiS jest głuchy na potrzeby świdniczan i nic dobrego
dla nas się nie wydarzy, a jeśli nawet cokolwiek uzyskamy, to wyłącznie dzięki
aktywności perfekcyjnej prezydentki i jej umiejętności współpracy z innymi. No
i cóż powiedzieć? Chyba to, że jej megalomania sięgnęła szczytów. Przykład?
Proszę bardzo.
Według BMS,
dotację na renowację katedry w wysokości 17 mln zawdzięczamy jej wezwaniom, a
nie zabiegom parlamentarzystów i ministrów z PiS. Ich starania skwitowała słowami
„dobrze, że w końcu”, usiłując wmówić niezorientowanym, jakoby w tej sprawie
faktyczną moc sprawczą miała jej korespondencja z parlamentarzystami. Zresztą,
to nie pierwszy raz. Rok temu w rezultacie zgodnych starań posłów Michała Dworczyka,
Anny Zalewskiej i Wojciecha Murdzka
wpisano katedrę na tzw. listę prezydencką zabytków. W rezultacie udało
się pozyskać 1.5 mln wsparcia. Wtedy BMS także sugerowała publicznie, że to
jej zasługa, bo napisała list… Jakie realne znaczenie mają jej wystąpienia
doniosły lokalne media w tym tygodniu.
Okazało się, że zamiast niezbędnej modernizacji przebiegającej przez
miasto drogi krajowej, jej zarządca zlikwidował istniejący od lat żywopłot, w
części przynajmniej ograniczający negatywne oddziaływanie arterii. Faktycznie,
wszyscy stają na baczność otrzymując pismo od BMS!
Zresztą o
drogach w wystąpieniu prezydentki było więcej. Zdecydowanie zarzuciła
premierowi nieprawdę, że coś się
wreszcie ruszyło w sprawie włączenia Świdnicy w system dróg ekspresowych.
Ogromna jest w ostatnim czasie ilość informacji udowadniających, że nie miała
racji. Odsyłam do nich zainteresowanych.
Spory tupet
wykazała także BMS sugerując, że miasto świetnie sobie radzi „bez łaski” ze
strony rządzących w sprawie dróg lokalnych. Niesamowitym osiągnięciem jest, według niej,
zdobycie w tym roku 3.7 mln na przebudowę ul. Kraszowickiej. Tyle tylko, że w
tym samym czasie liczne samorządy skutecznie pozyskały dofinansowanie na kilka
zadań. Zapewne dla świdniczan najważniejsze są inwestycje na terenie naszego
powiatu. W 2019 uzyskał on w ramach rządowego programu łącznie prawie 8 mln zł
na pięć inwestycji. Dlaczego taka ilość, choć przez lata obowiązywała zasada: jeden
samorząd – jedna droga? Dlatego, że rząd i popierająca go większość sejmowa z
PiS zwielokrotnili środki na te cele.
I cóż z tego
– BMS wzrusza ramionami z poczuciem wyższości, strzelając focha w kierunku
urzędującego ( prawdopodobnie także przyszłego) premiera. Przecież, jak
zauważyła, on oraz inne „pisiory” zaśpiewały podczas wiecu tylko dwie zwrotki
Mazurka Dąbrowskiego. A za jej rządów w Świdnicy śpiewa się wszystkie cztery.
Bo przecież nikt tak nie kocha Świdnicy i Polski jak BMS oraz popierani przez nią kandydaci na posłów z SLD
i Platformy. I nikt też bardziej nie kocha prezydentki niż ona sama.