środa, 29 sierpnia 2018

Sprinterzy i płaskoziemcy.


Polska prowincjonalna (tak o nas czasem mawiają w Warszawie) dotrzymuje kroku metropolii. W czym? W sprycie wykazywanym przez kandydatów do samorządu. 

Ogłoszono  termin wyborów samorządowych i rozpoczęła się kampania wyborcza. Właściwiej napisać „formalna kampania”, bo ta rzeczywista trwa już co najmniej od kilkunastu tygodni. Najbardziej spektakularny przykład wyborczego „falstartu” pochodzi z Warszawy. Pan Jaki i pan Trzaskowski dawno już przedstawili się, jako pretendenci do objęcia funkcji prezydenta stolicy i zawzięcie rywalizują, co widać i słychać w ogólnopolskich mediach. 

W Świdnicy też mamy rzutkich kandydatów. Jeszcze przed podaniem przez premiera daty głosowania, rozpowszechnili swe pierwsze materiały promocyjne. Miały formę „sprawozdania” z ich pracy samorządowej podczas mijającej kadencji. Przyznam, że nie mam nic przeciwko takim działaniom, a nawet aprobuję je. Po pierwsze, zawsze podobała mi się kreatywność bez naruszania prawa i dobrych obyczajów. Po drugie, radni ci sfinansowali ulotki z własnych pieniędzy.

Inaczej sprawa ma się z postępowaniem prezydent Świdnicy Beaty Moskal-Słaniewskiej.  Na kilka miesięcy przed wyborami powołała do życia nową gazetę miejską. Szacuje się roczny koszt jej wydawania na 200 tys. zł. Czy ktoś uwierzy, że nie ma to związku z wyborczą propagandą? Nie można wykluczyć. Skoro istnieje stowarzyszenie „płaskoziemców” twierdzących, że istnienie Australii jest iluzją (ciekawa rzecz, polecam  https://www.rp.pl/Kosmos/180529226-Konferencja-plaskoziemcow-w-Birmingham-Australia-nie-istnieje-zyja-tam-aktorzy-oplacani-przez-NASA.html), każda teoria znajdzie paru wyznawców. 

Tym bardziej, rację bytu ma rozpowszechniony w mieście pogląd, że prezydentka zadowoliłaby się swym dotychczasowym wpływem na media lokalne (znaczna część tego środowiska wzięła na garnuszek miasta), gdyby nie konflikt z portalem swidnica24.pl. Ujawnił on agenturalną przeszłość męża prezydentki, a potem zaczął nieco wnikliwiej opisywać działania władzy.  Stworzenie urzędowej gazety wywołuje w Świdnicy szczególny rezonans. Identyczna inicjatywa miała miejsce gdy SLD wcześniej rządziło Świdnicą, a obecna prezydenta była redaktorem „Kuriera Świdnickiego”. Po wyborach 2012 roku, jako wiceprezydent miasta „sprzątałem” ruiny po gazecie, która pochłonęła gigantyczne pieniądze, a żywot zakończyła  w atmosferze skandalu.  

Zdecydowanie bardziej finezyjne metody zdaje się stosować wicestarosta świdnicki. Pan Zygmunt Worsa, świetny analityk (znam to z autopsji, bo wielokrotnie grałem z nim w brydża) podobno doszedł do wniosku, że optymalną metodą na sukces wyborczy jest wykreowanie kilku podległych sobie komitetów wyborczych. Według tej hipotezy delegował zaufanych ludzi, aby stworzyli komitety pod szyldami odległymi od nazwy macierzystego ugrupowania wicestarosty – Wspólny Powiat. Sens tego pomysłu polega na tym, by ktokolwiek uzyska mandat radnego, zaliczał się do tej samej drużyny. Sądzę, że wiarygodność informacji o tych knowaniach jest zdecydowanie większa niż doniesień o płaskości naszej planety. Zainteresowanych tematem zachęcam do śledzenia losów na przykład pani Sabiny Cebuli, panów Tadeusza Grabowskiego lub Edmunda Frączaka. Żeby było jasne, nie doszukuję się czynów zabronionych. A czy mogą być naruszone zasady wyborczego fair play, zostawiam ocenie P.T Czytelników. 

Samych Czytelników w tej chwili też zostawiam i biegnę zająć się własną kampanią wyborczą. Przecież także kandyduję do Rady Powiatu. Skoro inni na serio wystartowali, nie powinienem dać się zdystansować. Jednak wkrótce pewnie znowu coś napiszę.