Polska
prowincjonalna (tak o nas czasem mawiają w Warszawie) dotrzymuje kroku metropolii.
W czym? W sprycie wykazywanym przez kandydatów do samorządu.
Ogłoszono termin wyborów samorządowych i rozpoczęła się kampania
wyborcza. Właściwiej napisać „formalna kampania”, bo ta rzeczywista trwa już co
najmniej od kilkunastu tygodni. Najbardziej spektakularny przykład wyborczego „falstartu”
pochodzi z Warszawy. Pan Jaki i pan Trzaskowski dawno już przedstawili się,
jako pretendenci do objęcia funkcji prezydenta stolicy i zawzięcie rywalizują,
co widać i słychać w ogólnopolskich mediach.
W Świdnicy też
mamy rzutkich kandydatów. Jeszcze przed podaniem przez premiera daty
głosowania, rozpowszechnili swe pierwsze materiały promocyjne. Miały formę „sprawozdania”
z ich pracy samorządowej podczas mijającej kadencji. Przyznam, że nie mam nic
przeciwko takim działaniom, a nawet aprobuję je. Po pierwsze, zawsze podobała
mi się kreatywność bez naruszania prawa i dobrych obyczajów. Po drugie, radni
ci sfinansowali ulotki z własnych pieniędzy.
Inaczej
sprawa ma się z postępowaniem prezydent Świdnicy Beaty Moskal-Słaniewskiej. Na kilka miesięcy przed wyborami powołała do życia
nową gazetę miejską. Szacuje się roczny koszt jej wydawania na 200 tys. zł. Czy
ktoś uwierzy, że nie ma to związku z wyborczą propagandą? Nie można wykluczyć.
Skoro istnieje stowarzyszenie „płaskoziemców” twierdzących, że istnienie
Australii jest iluzją (ciekawa rzecz, polecam https://www.rp.pl/Kosmos/180529226-Konferencja-plaskoziemcow-w-Birmingham-Australia-nie-istnieje-zyja-tam-aktorzy-oplacani-przez-NASA.html),
każda teoria znajdzie paru wyznawców.
Tym bardziej,
rację bytu ma rozpowszechniony w mieście pogląd, że prezydentka zadowoliłaby się
swym dotychczasowym wpływem na media lokalne (znaczna część tego środowiska wzięła
na garnuszek miasta), gdyby nie konflikt z portalem swidnica24.pl. Ujawnił on agenturalną
przeszłość męża prezydentki, a potem zaczął nieco wnikliwiej opisywać działania
władzy. Stworzenie urzędowej gazety
wywołuje w Świdnicy szczególny rezonans. Identyczna inicjatywa miała miejsce
gdy SLD wcześniej rządziło Świdnicą, a obecna prezydenta była redaktorem „Kuriera
Świdnickiego”. Po wyborach 2012 roku, jako wiceprezydent miasta „sprzątałem”
ruiny po gazecie, która pochłonęła gigantyczne pieniądze, a żywot
zakończyła w atmosferze skandalu.
Zdecydowanie
bardziej finezyjne metody zdaje się stosować wicestarosta świdnicki. Pan Zygmunt
Worsa, świetny analityk (znam to z autopsji, bo wielokrotnie grałem z nim w brydża)
podobno doszedł do wniosku, że optymalną metodą na sukces wyborczy jest
wykreowanie kilku podległych sobie komitetów wyborczych. Według tej hipotezy
delegował zaufanych ludzi, aby stworzyli komitety pod szyldami odległymi od nazwy
macierzystego ugrupowania wicestarosty – Wspólny Powiat. Sens tego pomysłu
polega na tym, by ktokolwiek uzyska mandat radnego, zaliczał się do tej samej
drużyny. Sądzę, że wiarygodność informacji o tych knowaniach jest zdecydowanie
większa niż doniesień o płaskości naszej planety. Zainteresowanych tematem
zachęcam do śledzenia losów na przykład pani Sabiny Cebuli, panów Tadeusza Grabowskiego
lub Edmunda Frączaka. Żeby było jasne, nie doszukuję się czynów zabronionych. A
czy mogą być naruszone zasady wyborczego fair play, zostawiam ocenie P.T Czytelników.
Samych Czytelników
w tej chwili też zostawiam i biegnę zająć się własną kampanią wyborczą. Przecież
także kandyduję do Rady Powiatu. Skoro inni na serio wystartowali, nie powinienem
dać się zdystansować. Jednak wkrótce pewnie znowu coś napiszę.