Jest taki
filmik w sieci, który warto zobaczyć przed przeczytaniem tego tekstu.
http://www.nowiny24.pl/sport/koszykowka/art/9209462,okropny-rzut-z-polowy-boiska-zapewnil-jej-wygrana-w-wysokosci-5000-dolarow-wideo,id,t.html
Prawdą jest,
że pani z filmu miała niesamowitego farta. Niby proste: tu rzuca, tam piłka się
odbija i wpada, gdzie trzeba. Na gruncie mechaniki wszystko oczywiste. W
wymiarze ludzkiego doświadczenia, zdecydowanie mniej, bo któż potrafiłby
powtórzyć ten wyczyn, choć trafione rzuty z połowy boiska czasem się zdarzają.
Mam powody,
żeby w ostatnich miesiącach szczególnie często sięgać po różaniec. Gdy we
wtorek wziąłem go do ręki, podczas modlitwy uświadomiłem sobie, że zdarzyło się
coś absolutnie wyjątkowego. Na pewno wytłumaczalnego, choć o niezmiernie nikłym
prawdopodobieństwie. Gdyby przyrównać to do zdarzenia z filmiku, bohaterka
musiałaby mieć chyba zawiązane oczy i trafić do kosza kilka razy z rzędu. Wiem,
że nigdy jednoznacznie nie rozstrzygnę, jak było możliwe, to co mi się
zdarzyło. Nie uzyskam pewności, co do natury tej niespodzianki.
Przypadek
ten, to jednak nic wobec wydarzenia, o
którym w Wielkanocny poranek przypomniały światu bijące dzwony. Pewien Człowiek, jeden jedyny taki
w całej historii, powiedział o sobie, że jest prawdą, drogą i życiem. Więcej,
On zgłosił roszczenie, że pokona śmierć. Mało tego, Jego uczniowie twierdzą, że
tego dokonał. Niedorzeczność? Czy piłka
po wpadnięciu do kosza może odbić się od parkietu, poszybować pod sufit hali, a
potem ponownie wrócić w to samo miejsce? I tak wiele razy? Nikt jeszcze takiego
numeru nie wykonał.
Trzy sytuacje.
Zastanawiam się nad ich realnością. Autentyczność pierwszej gwarantuje film i
widzowie na trybunach, ale przecież nie takie manipulacje już robiono. O
prawdziwości drugiej przekonałem się osobiście. Czy mogę jednak bezwarunkowo
polegać na swoich obserwacjach lub absolutnie wykluczyć, że bezwiednie
przyczyniłem się do jej zaistnienia? A cóż dopiero, mam sądzić o trzecim z
opisanych zdarzeń? Minęło od niego ponad dwa tysiące lat! Przez cały ten czas
dla jednych zmartwychwstanie Chrystusa jest faktem i uzasadnieniem sensu życia.
Dla innych kłamstwem, głupstwem lub zgorszeniem. A dla mnie? Liczą się przede
wszystkim dwie rzeczy.
Pierwsza to
odpowiedniość treści Ewangelii i serca człowieka. Opisane w historycznych
źródłach przesłanie Jezusa, jak nic innego, co znam, jest tak bardzo zgodne z
moimi wymogami dobra, miłości i wolności. Dlatego, wprost nie mieści mi się w
głowie, że Jego słowo nie zawiera prawdy. Druga, to pamięć, że dokładnie tak
samo traktowali Go uczniowie. A o tym, że nie żyli złudzeniami, lecz trzymali
się faktów, świadczy gotowość ponoszenia
ofiary dla potwierdzenia prawdziwości składanego świadectwa. Wszakże apostołowie,
i nie tylko oni, oddali za to swe życie. Czy poświęciliby je, gdyby nie mieli
pewności. Dla porównania - jakie jest prawdopodobieństwo, że tak samo postąpiliby
świadkowie rzutu z połowy boiska, gdyby ktoś zażądał od nich wyparcia się,
tego, co przecież widzieli na własne oczy?
Chociaż w
różnym stopniu, a jednak przyjęcie do wiadomości istoty każdej z trzech
przedstawionych historii ma w sobie jakiś pierwiastek wiary. To coś zupełnie
innego niż matematyka – nie podaje ona jednoznacznego sposobu dochodzenia do
poprawnego wyniku. Jednak paradoksalnie, wiara może przynosić nawet prawdziwsze
rezultaty. A na pewno, ważniejsze dla życia. Dlatego, do wszystkich dobrych
życzeń składanych w tych dniach dołączam jeszcze jedno. Podczas Świąt
Wielkanocnych znajdźmy chwilę czasu, żeby porozmyślać o rachunku
prawdopodobieństwa.