Sensacyjką (
bo raczej nie sensacją) ostatnich dni stały się zmagania prezydent Beaty Moskal-Słaniewskiej
z wymogami obowiązującego prawa antykorupcyjnego. Przyznam, że jej manewry ze
zbyciem udziałów w spółce nie ekscytują mnie. Sądzę, że płonne są nadzieje
ludzi liczących na to, że sprawa ta spowoduje usunięcie BMS ze stanowiska. Moim
zdaniem nawet najbardziej fatalny prezydent ma na tyle oleju w głowie, żeby nie
dać się wyautować w ten sposób.
Znamienne
jest jednak milczenie osób, które jeszcze niedawno miały bardzo wiele do
powiedzenia na temat przejrzystości reguł życia publicznego (modne słowo „transparentność”).
Ludzie ci z wyrachowaniem formułowali bzdurne insynuacje lub krzywdzące
oskarżenia rzucające cień na politycznych rywali BMS. Gdzie są dzisiaj? Najwyraźniej kundelki podwinęły ogony i
zamiast ujadać, udają że wszystko jest O.K, choć nie jest. Przynajmniej w
zakresie stylu postępowania i dobrego smaku, ale pewnie szkoda prądu na dociekania,
czy BMS prezentuje się jako osoba z tzw. klasą.
Moim
zdaniem, jest wiele ważniejszych powodów do krytycznej oceny działań pani
prezydent niż gierki udziałami jej własnej spółki. Niektóre powtarza się
szczególnie często, jak np. rezygnację z organizowania Festiwalu Reżyserii
Filmowej lub Kongresu Regionów. Choć przyznam, że po dosyć żenującym poziomie
przeprowadzonego pod rządami BMS jubileuszu 25-lecia samorządu terytorialnego
(kto uczestniczył, wie o czym mówię) , dostrzegam pewne zalety, tego że obecna
władza nie porywa się na poważniejsze przedsięwzięcia. Rażące niedociągnięcia
organizacyjne i świecąca pustkami sala teatralna stanowiłyby raczej
antypromocję Świdnicy. Chociaż, może jestem zbyt surowy? Przecież wielkim
zmartwieniem BMS podczas obchodów ćwierćwiecza
świdnickiego samorządu było prawdopodobnie to, jak nie zauważyć, że
połowa tego okresu przypada na całkiem udane rządy ekipy prezydenta Murdzka. A jeśli
się ma takie priorytety, trudno zadbać o jakość całości.
Wczoraj na
Facebooku zauważyłem zabawny mem przedstawiający BMS jako patronkę
niespełnionych obietnic. Nie gorączkujmy się jednak, przed nią jeszcze długi
okres rządzenia, więc zdarzą się pewnie i dobre rzeczy. Dla mnie ciekawą
kwintesencją sposobu działania obecnej władzy jest jej stosunek do motywów świdnickiego dzika. W weekend był on
bohaterem sympatycznego festynu w Rynku ( dla porządku przypomnę, że po raz
pierwszy zdarzyło się to przed rokiem za ancien regime J), podczas którego władza miała szansę
się „produkować’ wobec publiczności. Niestety, nieco mniej budujące jest to, że
nieopodal, na ul. Franciszkańskiej,
otoczeniem powszechnie lubianego dzika- bibliotekarza stało się chwastowisko.
Dorodne mlecze, osty i inne chwasty panoszą się w posadzkowych kwaterach i
gazonach przeznaczonych na zieleń ozdobną. Któż jednak po reorganizacji
przeprowadzonej w Urzędzie Miejskim nadmiernie przejmował by się placem zbudowanym
przez poprzedników? A przecież
urządzając nowe rabatki kwiatowe w różnych częściach miasta, warto nie marnować
tego, co już jest.
Czy to jest
mniej oczywiste niż obowiązek zaprzestania działalności gospodarczej przez
panią prezydent? Nie sądzę.