Jakiż ten świat jest
przewidywalny, wręcz nudny!
Moje działanie wywołane zapowiedzią koncertu
zespołu Vader wywołało reakcje dokładnie takich, jak się spodziewałem. Odezwał
się chór adwersarzy piszących o cenzurze, wolności słowa, sztuce, patologiach w
Kościele itp. czyli o wszystkim, tylko nie istocie sprawy. Dlatego uważam, że chórzyści
dobrze by zrobili, gdyby zamiast powielania sloganów typowych dla panoszącej się
poprawności politycznej zechcieli odpowiedzieć sobie na jedno pytanie: czy
istnieją dobro i zło, czy nie istnieją?
I nie chodzi nawet o wymiar metafizyczny tych pojęć - nie
chcę wymagać od nich zbyt wiele. Na potrzeby tej dyskusji wystarczy pewnie odwołanie
się do codziennego doświadczenia życiowego. Czy
dyskutanci rozróżniają (niezależnie od swego światopoglądu,
wiary lub niewiary
w Boga, religijności) czyny dobre od złych? Jeśli nie, to nie powinni się trudzić
się czytaniem dalszego ciągu. Jeśli jednak odróżniają, to warto ich zapytać
jeszcze o to, czy jakikolwiek pierwiastek
dobra odnajdują w piosenkach epatujących opisami krwawych rzezi, wezwaniami do gwałtu
i okrucieństwa, bluźnierstwem oraz pochwałami piekła i szatana? Wybrane cytaty z dorobku Vedera przytoczyłem w poprzednim wpisie.
Można, jak mój sympatyczny znajomy Marek, uważać, że słowa
te są bez znaczenia, gdyż sympatycy tej muzyki nie rozumieją
przekazywanych im treści lub są na nie impregnowani. Moim zdaniem, to jednak teza
nieprawdziwa. Każdy przytomny człowiek przyzna, że otwarcie się na przekaz zła w
krystalicznej jego postaci nie jest obojętny dla osobowości człowieka. Jeśli któryś
mędrek uważa inaczej, niech obali podstawowe kanony jakiegokolwiek wychowania. Jego
naczelną zasadą niezależnie od kultur i religii jest zawsze to samo- promowanie
dobra, deprecjonowanie zła.
Marne jest także tłumaczenie
mi przez Marka, że wszystko jest O.K, bo „rock to rodzaj sztuki”. Po pierwsze,
nie każdy rock nawiązuje do satanizmu, zresztą ja także lubię mocne brzmienia.
Po drugie, „rodzajem sztuki” (dokładniej poezji uprawianej
z dziewczyną), pewien młodzieniec tłumaczył
niedawno zarżnięcie nożem swoich rodziców. Nie wydaje mi się, żeby z akceptacją
przyjmowali to wyjaśnienie rodacy dowiadujący się
o zbrodni ze wszystkich ogólnopolskich mediów. Wartości artystycznych tego
czynu pewnie nie będzie też brał pod uwagę sąd.
Nie twierdzę, że każdy kontakt z mrocznym rockiem przemienia
człowieka w zwyrodnialca. Podobnie nie każde przyjęcie działki amfetaminy prowadzi
do nałogu, a każde cudzołóstwo do perwersji seksualnych. „Fajna zabawa” kończy się
jednak, gdy na przykład czyjś syn rujnuje sobie życie, jako narkoman, a czyjaś
córka gimnazjalistka na imprezie jest tak pijana, że nawet nie pamięta, kto ją
zgwałcił.
Brutalne? Nierzeczywiste? Niestety,
w realu w ten sposób weryfikuje się prawdziwość bezmyślnych opinii wygłaszanych
przez dyskutantów, którzy są przekonani, że igranie ze złem, nie jest
proszeniem się o kłopoty. Najlepiej przetestować sensowność takich poglądów w odniesieniu
do bliskich sobie osób. Polecam tę metodę wydawcy lokalnego tygodnika, który jak
twierdzi zdołał odkryć w twórczości Vadera istotne wartości i uznaje ich
koncert za wydarzenie. Ponieważ nie
życzę mu źle, zachęcam, żeby zanim swoim córkom, których szczęśliwe buzie
prezentuje na facebooku zaaplikuje dużą dawkę owych „wartości”, prześledził
statystyki samobójstw. Jeśli poszuka, znajdzie też doniesienia medialne o wyczynach
otumanionych dewiantów,
którym się wydawało, że uczestniczą w jakiejś natchnionej, tajemniczej misji Antychrysta.
Oczywiście, każdy zrobi jak uważa. Respektowana jest
przecież rzymska zasada „Volenti non fit iniuria” (Chcącemu nie dzieje się
krzywda). Ja uważam koncert Vadera za zło, ale jeśli ktoś ma ochotę na udział -
proszę bardzo, życzę miłych wrażeń. Jednak z powodów opisanych wyżej, uważam, że
wydarzenia takiego nie powinny organizować instytucje kultury podległe pani prezydent
miasta. Trochę dlatego, że jej to nie przystoi i byłoby ewidentnie sprzeczne z
wymową innych podejmowanych przez nią publicznie gestów. A trochę dlatego, że tłumaczyła
likwidację festiwalu reżyserii filmowej, jego niedostatecznym poziomem artystycznym.
Nie da się chyba uzasadnić, że planowany
koncert jest pod tym względem lepszy.
Tyle mam w tej sprawie do powiedzenia. Przynajmniej tym,
którzy nawet, jeśli się ze mną nie zgadzają, potrafią to rzeczowo uzasadnić i
ze zrozumieniem podejść także do moich racji.
Pozostałym „chórzystom” spokojnie, bez żadnej emocji, traktując to nie, jako
ich ocenę, lecz obiektywny fakt napiszę tak: nie jesteście przeciwnikami
cenzury, nie jesteście bojownikami o wolność, nie jesteście antyklerykałami.
Nie jesteście nawet cynikami. Jesteście durniami. Po prostu.