Z różnych powodów zapamiętana będzie zakończona właśnie
kampania wyborcza do europarlamentu. Wielu Polaków kojarzyć ją będzie z
nadspodziewanie wielką ilością wyjątkowo infantylnych spotów wyborczych.
Otwarte pozostaje pytanie, czy politycy największych partii zupełnie zdurnieli.
A może mają rację i wybierają dziwne, choć skuteczne metody, bo społeczeństwo już
do tego stopnia jest przez nich ogłupione, że „kupuje” ten chłam?
Ja jednak, zapamiętam ostatnie tygodnie z innych powodów. Po
raz pierwszy od niepamiętnych czasów nie było w Świdnicy otwartej dla
mieszkańców debaty kandydatów. Dotychczas niezależnie od rodzaju wyborów,
mieliśmy możliwość publicznego stawiania pytań,
które uznajemy za ważne. Nigdy nie było szans przebić się z nimi do liderów
wielkich partii. Niestety, teraz nie odważyli się stanąć przed nami nawet „wicetuskowie”,
wicekaczyńscy” i inni wice. Szkoda. Ja zapytałbym o dwie rzeczy, prosząc o precyzyjne
odpowiedzi formułowane w odniesieniu do bardzo konkretnych przykładów.
Po pierwsze,
interesowałby mnie stosunek do idei federalizacji Europy, czyli zwiększenia
uprawnień „centrali” wobec państw tworzących UE. Krytycy takich planów ostrzegają,
że ich skutkiem jest ograniczanie naszej suwerenności, między innymi w polityce
międzynarodowej. Dzisiaj choćby w odniesieniu do agresywnej polityki Rosji
możemy próbować reagować według tego, jak oceniamy faktyczne zagrożenie i jak
definiujemy swoją rację stanu. I chociaż czytelny jest brak gotowości
europejskich potęg do realnego przeciwstawienia się imperialnym zapędom Kremla,
to pomimo niechęci np. Niemiec, przynajmniej teoretycznie mamy pełne prawo
podejmować własne inicjatywy. Jeśli
powstanie europejski „rząd”, będzie inaczej. O ile europejczycy podejmą decyzje
wbrew nam, pozostanie potulnie przyjąć rolę wyznaczaną Polsce niedawno przez
prezydenta Francji – będziemy mieli przywilej siedzenia cicho. A jeżeli nie,
skarcą nas jeszcze za łamanie europejskiej jedności. Dlatego bardzo mnie
interesuje, co w sprawie federalizacji mają do powiedzenia kandydaci
najważniejszych partii.
Po drugie, zapytałbym kandydatów do PE o to, gdzie według
nich znajduje się dopuszczalna granica
działań na rzecz zmian kulturowych i deprecjonowania chrześcijańskiego
dziedzictwa Europy. Przecież ewidentnie są one fundamentem europejskiej
tożsamości i cywilizacyjnego rozwoju naszego kontynentu. Mimo tego faktem jest agresywna
promocja zachowań, które do niedawna powszechnie określane byłyby, jako
barbarzyńskie lub wręcz zbrodnicze. Pod wpływem „postępowego” lobby diametralnie
zmienia się znaczenia pojęć: wolność, tolerancja, prawa obywatelskie. Groźne,
destrukcyjne zmiany kulturowe postępują w zastraszająco szybkim tempie. Brodaty
dziwoląg w wieczorowej sukni zwyciężający festiwal piosenki Eurowizji jest tego
symbolem. Czy tendencje te będą wspierane przez europejskie prawodawstwo i
pieniądze zależy także od nowych europosłów. Chciałbym wiedzieć, który z
dolnośląskich kandydatów publicznie zapewni, że będzie się temu przeciwstawiał.
Gdyby starczyło czasu, w czasie debaty zagadnąłbym jeszcze o
pewien szczegół lokalny.
Napiszę o tym jednak dopiero po zakończeniu wyborów. Zdumiewające
interpretacje prawa dotyczącego ciszy przedwyborczej podane przez szefów
Państwowej Komisji Wyborczej rodzą obawę, czy za te kilka zdań nie zostałbym przypadkiem
umieszczony w lochu. Co prawda
spopularyzowałbym w ten sposób swojego bloga, ale jakbym miał go pisać w tych
warunkach?