sobota, 24 maja 2014

Pytania na debatę, której nie było.



Z różnych powodów zapamiętana będzie zakończona właśnie kampania wyborcza do europarlamentu. Wielu Polaków kojarzyć ją będzie z nadspodziewanie wielką ilością wyjątkowo infantylnych spotów wyborczych. Otwarte pozostaje pytanie, czy politycy największych partii zupełnie zdurnieli. A może mają rację i wybierają dziwne, choć skuteczne metody, bo społeczeństwo już do tego stopnia jest przez nich ogłupione, że „kupuje” ten chłam?

Ja jednak, zapamiętam ostatnie tygodnie z innych powodów. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów nie było w Świdnicy otwartej dla mieszkańców debaty kandydatów. Dotychczas niezależnie od rodzaju wyborów, mieliśmy możliwość publicznego stawiania pytań, które uznajemy za ważne. Nigdy nie było szans przebić się z nimi do liderów wielkich partii. Niestety, teraz nie odważyli się stanąć przed nami nawet „wicetuskowie”, wicekaczyńscy” i inni wice. Szkoda. Ja zapytałbym o dwie rzeczy, prosząc o precyzyjne odpowiedzi formułowane w odniesieniu do bardzo konkretnych przykładów.

 Po pierwsze, interesowałby mnie stosunek do idei federalizacji Europy, czyli zwiększenia uprawnień „centrali” wobec państw tworzących UE. Krytycy takich planów ostrzegają, że ich skutkiem jest ograniczanie naszej suwerenności, między innymi w polityce międzynarodowej. Dzisiaj choćby w odniesieniu do agresywnej polityki Rosji możemy próbować reagować według tego, jak oceniamy faktyczne zagrożenie i jak definiujemy swoją rację stanu. I chociaż czytelny jest brak gotowości europejskich potęg do realnego przeciwstawienia się imperialnym zapędom Kremla, to pomimo niechęci np. Niemiec, przynajmniej teoretycznie mamy pełne prawo podejmować własne inicjatywy.  Jeśli powstanie europejski „rząd”, będzie inaczej. O ile europejczycy podejmą decyzje wbrew nam, pozostanie potulnie przyjąć rolę wyznaczaną Polsce niedawno przez prezydenta Francji – będziemy mieli przywilej siedzenia cicho. A jeżeli nie, skarcą nas jeszcze za łamanie europejskiej jedności. Dlatego bardzo mnie interesuje, co w sprawie federalizacji mają do powiedzenia kandydaci najważniejszych partii.

Po drugie, zapytałbym kandydatów do PE o to, gdzie według nich znajduje się  dopuszczalna granica działań na rzecz zmian kulturowych i deprecjonowania chrześcijańskiego dziedzictwa Europy. Przecież ewidentnie są one fundamentem europejskiej tożsamości i cywilizacyjnego rozwoju naszego kontynentu. Mimo tego faktem jest agresywna promocja zachowań, które do niedawna powszechnie określane byłyby, jako barbarzyńskie lub wręcz zbrodnicze. Pod wpływem „postępowego” lobby diametralnie zmienia się znaczenia pojęć: wolność, tolerancja, prawa obywatelskie. Groźne, destrukcyjne zmiany kulturowe postępują w zastraszająco szybkim tempie. Brodaty dziwoląg w wieczorowej sukni zwyciężający festiwal piosenki Eurowizji jest tego symbolem. Czy tendencje te będą wspierane przez europejskie prawodawstwo i pieniądze zależy także od nowych europosłów. Chciałbym wiedzieć, który z dolnośląskich kandydatów publicznie zapewni, że będzie się temu przeciwstawiał.

Gdyby starczyło czasu, w czasie debaty zagadnąłbym jeszcze o pewien szczegół lokalny.
Napiszę o tym jednak dopiero po zakończeniu wyborów. Zdumiewające interpretacje prawa dotyczącego ciszy przedwyborczej podane przez szefów Państwowej Komisji Wyborczej rodzą obawę, czy za te kilka zdań nie zostałbym przypadkiem umieszczony w lochu. Co prawda spopularyzowałbym w ten sposób swojego bloga, ale jakbym miał go pisać w tych warunkach?

niedziela, 11 maja 2014

Czerwony autobus z brodą.

Po wizycie w Świdnicy Leszek Miller na twitterze ujął się za niepełnosprawnymi na wózkach, których obecności w Rynku jest rzekomo przeciwny prezydent miasta. Parę osób skitowało wypowiedź szefa SLD nieprzychylnymi komentarzami. Faktem jest, że palnął głupstwo, ale bądźmy odrobinę wyrozumiali.



Po pierwsze, nie wiadomo czy towarzysz Miller pisze twitty osobiście, czy robi to któryś z jego suflerów. Chyba w ubiegłym roku wszystkie telewizje pokazywały, jak podczas wiecu jakiś gość dyktuje do ucha pana Leszka tekst wystąpienia. Może tym razem chłop zaliczył wpadkę, źle interpretując zasłyszane przez szefa pogłoski.



Po drugie, nie można wykluczyć, że usłyszane obiekcje dotyczące wjazdu do Rynku nie dotyczyły wózków niepełnosprawnych, lecz autokarów, którymi poruszają się pełnosprawni kandydaci startujący w różnych wyborach. Faktem jest, że mając gołębie serca, pozwalaliśmy na to. Może jednak czas zrewidować swe podejście i nie zgadzać się na tak jawne ich uprzywilejowanie?



Po trzecie, czerwony autobus gościliśmy w ramach objazdu Polski związanych z kampanią wyborczą do europarlamentu. Doprawdy trudno jest w każdym mieście wymyślić coś, co sprawi wrażenie, że dotyczy prawdziwego problemu, a jednocześnie będzie wystarczająco „europejskie”. Zwłaszcza, że odbywający się w dniu wizyty konkurs Eurowizji bardzo zwiększył wymogi pod względem „postępowości” programu lewicy. Dlatego bądźmy raczej wdzięczni, że pan Miller nie ciosa nam kołków na głowie, choćby z powodu domniemanej niechęci wobec obecności w Rynku śpiewających babochłopów imieniem Conchita well Thomas.



Leszek Miller kończy swój wpis na twitterze filozoficznie: „Co za czasy, co za obyczaje!” No, właśnie. I dlatego, żeby nie były jeszcze gorsze, serdecznie odradzam głosowanie na byłych towarzyszy. Nie chcę doczekać czasów, gdy w dobrym tonie będzie, żeby europosłanki, parlamentarzystki i radne miejskie zapuszczały sobie brody. Ani Beacie, ani Julicie nie będzie z nimi do twarzy.







.