Oj, oberwało mi się od radnej Beaty Moskal-Słaniewskiej. Najwyraźniej bardzo nie spodobał się jej mój poprzedni wpis. Posługując się kilkoma przykładami, pokazałem w nim przewrotność formułowanych przez SLD opinii na temat inwestycji miejskich. Reakcją pani radnej jest tekst, w którym analizuje stan mojego ciała i ducha, a ponadto recenzuje mój sposób pisania i przestrzeganie zasad savoir vivre.
Punktem wyjścia jej polemicznego artykułu jest życzliwa rada, abym zażywał lecytynę w celu poprawienia pamięci. Ta uprzejmość wynika z faktu, że podobno pomyliłem liczby. Napisałem, że pani Moskal-Słaniewska domagała się wybudowania wieży ratuszowej za kwotę 2 mln zł. Pani radna przyznaje się, że w rzeczywistości wymieniała sumę 3 mln zł. Całkiem możliwe, że ma rację. Tylko czy zmienia to istotę sprawy? Rzeczywisty koszt budowy to prawie 9 mln. Dlatego, nawet jeśli ponownie uzna to, co piszę za „arogancki atak” i „zagmatwaną odpowiedź, która nic nie wnosi, tylko obraża”, pozostaję przy swoim zdaniu. Jej publiczna wypowiedź na temat kosztów tej inwestycji była zwyczajnie niedorzeczna. Moim zdaniem świadczy o małej wiedzy lub złej woli. Nie będę rozstrzygał, która przyczyna jest bardziej prawdopodobna. Faktem jest, że teza o nieuzasadnionych, ogromnych pieniądzach przeznaczonych na odbudowę wieży stanowi jeden z elementów negatywnej propagandy uprawianej przez SLD.
Co do pamięci, to zauważyłem, że trzymają się mojej głowy niektóre stare kawały. Jeden z nich dotyczył napaści tygrysa na teściową. Gdy do zięcia dotarła ta przerażająca nowina stwierdził: sam napadł, niech sam się broni! Przypominam ten dowcip w kontekście pomysłów pani radnej na obniżenie kosztów postawienia wieży. Postuluje ona, żeby zrezygnować z windy, kawiarni, toalet, miejsc do urządzania wystaw, systemów bezpieczeństwa itp. Gdyby jej posłuchać, wystarczyłoby jedynie postawić przy wieży tabliczkę z napisem: „Obywatelu, sam się tu przypałętałęś, więc sam sobie jesteś winien. Dlatego sam sobie radź”. Bo rzeczywiście, po co winda, skoro i tak ze względów bezpieczeństwa pożarowego konieczne są schody? Przecież można się po nich wdrapać na taras widokowy. Jak nie wszyscy dadzą radę, to ich zmartwienie. Dla oszczędności można nawet wdrożyć nowatorski pomysł i zamontować tylko co drugi stopień schodów albo postawić drabinę. Zresztą, po co taras? Żeby oglądać z góry, te okropne „betonowe place”? Dla kogo wystawy na poszczególnych piętrach? A nie może taki jeden z drugim przejść się do muzeum? Wtedy zaoszczędzimy jeszcze na instalacji elektrycznej, malowaniu ścian wewnątrz wieży, a może nawet na tynkach. Wypić kawę spoglądając przez okno wieży? Nieeeee, skoro są inne kawiarnie. A jak ktoś będzie miał potrzebę skorzystania z toalety, to niech jej szuka gdzie indziej. Właściciel gastronomii w Empiku będzie wprost zachwycony, jeśli wpadnie do niego autobus turystów. Jak się zrobi kolejka, część gości można odesłać do klubu Bolko. Tam, zupełnie niedaleko od Rynku, powstał przecież nowy szalet miejski.
Pięknie? Podoba się taki przepis „made by Beata Moskal-Słaniewska” na ożywienie centrum miasta? Mnie się nie podoba. Większość radnych poprzedniej kadencji także inaczej rozumiała sens odbudowy wieży. Dlatego przyjęto program rewitalizacji miasta. Zgodnie z nim wieża ma być obiektem użytecznym, służący mieszkańcom Świdnicy i turystom. A zresztą, nawet gdyby była wyłącznie pustym, martwym kikutem, kosztowałaby dużo więcej niż 3 mln zł. Doprawdy zaskoczony jestem, że tak elementarne rzeczy trzeba komukolwiek tłumaczyć. Sądzę, że Goździkowa, ta od etopiryny, na pewno by takie oczywistości rozumiała. Żal, że Moskal-Słaniewska, ta od lecytyny, nie jest w stanie ich pojąć. Cóż, jak widać, oprócz niedoskonałości pamięci występują czasami także inne przypadłości. Znane powiedzenie mówi: Lekarzu, ulecz się sam!
sobota, 26 lutego 2011
niedziela, 20 lutego 2011
Ofiary mrugają
„Pogrubia, lecz nie obciąża” – taki slogan usłyszałem w reklamie jakiegoś tuszu do rzęs. Jeśli dobrze rozumiem, producent tego cuda przekonuje eleganckie panie, że ich rzęsy mogą zwiększyć objętość wskutek pokrycia warstwą farby. Wyjątkowość produktu polega na tym, że smolista powłoka podobno nic nie waży. Korzyści stosowania są więc ewidentne. Wygląda się atrakcyjnie, a mruga się bez zmęczenia. Nie jestem znawcą przedmiotu, ale wątpię w prawdziwość tej oferty. Podobnie jak w realność stworzenia perpetum mobile. Niemniej jednak wytwórca tuszu posługuje się reklamą, mając przekonanie, że znajdzie się sporo naiwnych, którzy w nią uwierzą.
Ten przypadek wydaje mi się dobrą ilustracją praktyki stosowanej przez radnych SLD w dyskusjach dotyczących inwestycji miejskich. Starają się oni przekonać świdniczan, że możliwe jest zbudowanie rzeczy oczekiwanych przez mieszkańców, ważnych, potrzebnych, trwałych, ładnych i o wysokich walorach użytkowych (czyli pogrubianie) bez ponoszenia adekwatnych kosztów (czyli bez obciążania). Niestrudzenie mrugają do wyborców, wykazując się zdecydowanie większym cynizmem niż producent kosmetyków.
Pamiętam jak dziś dyskusję telewizyjną, w której Beata Moskal-Słaniewska z pełną powagą twierdziła, że wieżę ratuszową można postawić za kwotę 2 mln złotych. Być może, gdyby budulcem była dykta, słoma i eternit, byłoby to możliwe. Jeśli jednak używamy „normalnych” materiałów, a wieża ma być udostępniana zwiedzającym (winda, systemy bezpieczeństwa, ekspozycje sztuki, kawiarnia, toalety itp.), wypowiedź pani radnej jest po prostu niedorzeczna. Co nie oznacza, że ktoś w nią nie uwierzy. A wtedy będzie szczerze zdziwiony, że 2 mln to mniej niż koszt robót związanych z głębokim fundamentowaniem wieży i konstrukcją parteru.
W identyczny sposób SLD traktuje przebudowę ul. Łukowej. Absolutnie nie przyjmuje do wiadomości, że około połowa kosztów inwestycji dotyczyła koniecznej wymiany sieci podziemnych. Ich katastrofalny stan techniczny zmuszał do działania, nawet gdyby uznać, że zniszczona i nierówna nawierzchnia z kostki betonowej (jedna z pierwszych ułożonych w Świdnicy) była lepsza od obecnej (nie mówiąc już o nowym wystroju deptaka). Dlatego kompleksowe zajęcie się ul. Łukową było racjonalne. Jednak nie dla SLD. Zdaniem krytyków realizacja tego zadania z ogromnym wsparciem środków unijnych była dla budżetu miasta zbyt kosztowna. Nie mam jednak złudzeń, że gdyby w przyszłości w trybie awaryjnym, w całości za miejskie pieniądze musiano rozkopać ulicę i wymienić choćby sieć kanalizacyjną, obecni oponenci mieliby jeszcze więcej do powiedzenia. Pytaliby, dlaczego dzisiaj, przy dostępności pieniędzy z UE, zaniechano wymiany infrastruktury.
O tym, że głoszone dyrdymały trafiają czasem na podatny grunt, świadczą niektóre wypowiedzi spotykane na forach internetowych. Na przykład jakiś mądrala udowadniał, że przebudowa pl. św. Małgorzaty mogłaby kosztować mniej, gdyby wykorzystać materiał z rozbiórek starej nawierzchni placu. Niby racja – można „pogrubić” mniej „obciążając”. Wystarczy jednak chwilę się zastanowić, żeby uznać bezsens tej podpowiedzi. Pomińmy ważne względy estetyczne, dotyczące przecież centralnego placu miejskiego, skupiając się wyłącznie na wątku finansowym. Unia Europejska dotuje w 50 procentach wartość robót, w tym koszty materiałów. Dlatego bardziej opłaca się nam na pl. św. Małgorzaty zakupić materiał nowy, a zdemontowaną kostkę brukową zachować, by wykorzystać do budowy innych ulic nieobjętych dotacjami unijnymi. Po prostu, za pół ceny nabywamy budulec, za który musielibyśmy zapłacić 100 procent jego wartości. Jeśli ruszyć głową, uznanie tej argumentacji jest chyba jednak łatwiejsze, niż danie wiary uwodzącym spojrzeniom modelek promujących niezwykły tusz. A cóż dopiero, jeśli ten „model” ma na imię Janusz lub Adam.
Najświeższy przykład mrugania okiem (z wyraźnym zezem) do łatwowiernych obywateli to sprawa aquaparku. Także tutaj SLD lansuje pogląd, że zbudowałoby obiekt o połowę tańszy, gdyby nie gigantomania obecnie rządzących. Na marginesie warte odnotowania jest tempo, w jakim nasi konkurenci zwiększają rzekome koszty inwestycji. Ostatnio pani radna Beata podała kwotę 100 mln zł. Nie zdziwię się, jeśli do czasu rozpoczęcia budowy lewicowa propaganda zwielokrotni tę sumę. Wszystko jest możliwe, skoro podczas niedawnej kampanii wyborczej stosowano tę metodę, głosząc na przykład, że rewaloryzacja Parku Centralnego ma kosztować 30 mln. Kłamstwo to z premedytacją wielokrotnie powtarzano. Pewnie budowie parku wodnego warto poświęcić odrębny wpis, bo głoszony fałsz nie powinien pozostać bez odpowiedzi. Żeby pisany obecnie tekst nie był zbyt długi, tutaj skomentuję tylko jedną tezę opozycji. Twierdzi ona, że podejmujemy decyzję o budowie bez przeanalizowania aspektów finansowych. Jest to nieprawda. Według mojej wiedzy, dotychczas żadna inwestycja miejska nie była poprzedzona tak dużym namysłem odnośnie skutków jej powstania dla budżetu miasta. Zresztą, jeszcze zupełnie niedawno SLD krytykowało nas za zbyt długi okres przygotowań, nadmierną ostrożność i za dużą ilość opracowań poprzedzających decyzję o rozpoczęciu realizacji projektu. Prawda jest taka, że podejmujemy się bardzo dużego wyzwania, które wiąże się także z ryzykiem. Jestem jednak przekonany, że zrobiliśmy bardzo wiele, aby je zminimalizować. Nie mam jednocześnie wątpliwości, że jakikolwiek, nawet najbardziej udany finał, uchroni nas przed biadoleniem SLD. Na pewno okaże się, że albo bilety są za drogie, albo woda za mokra, albo szatnia za ciasna itd.
Na usprawiedliwienie radnych SLD mogę tylko zasugerować, że może zbyt często oglądają telewizję i bezwiednie przejmują z niej wzorce. A przecież reklamy kosmetyków są tak kuszące i sugestywne, że trudno nie stać się ich ofiarą. A efekty widzimy- ofiary (?) mrugają.
Ten przypadek wydaje mi się dobrą ilustracją praktyki stosowanej przez radnych SLD w dyskusjach dotyczących inwestycji miejskich. Starają się oni przekonać świdniczan, że możliwe jest zbudowanie rzeczy oczekiwanych przez mieszkańców, ważnych, potrzebnych, trwałych, ładnych i o wysokich walorach użytkowych (czyli pogrubianie) bez ponoszenia adekwatnych kosztów (czyli bez obciążania). Niestrudzenie mrugają do wyborców, wykazując się zdecydowanie większym cynizmem niż producent kosmetyków.
Pamiętam jak dziś dyskusję telewizyjną, w której Beata Moskal-Słaniewska z pełną powagą twierdziła, że wieżę ratuszową można postawić za kwotę 2 mln złotych. Być może, gdyby budulcem była dykta, słoma i eternit, byłoby to możliwe. Jeśli jednak używamy „normalnych” materiałów, a wieża ma być udostępniana zwiedzającym (winda, systemy bezpieczeństwa, ekspozycje sztuki, kawiarnia, toalety itp.), wypowiedź pani radnej jest po prostu niedorzeczna. Co nie oznacza, że ktoś w nią nie uwierzy. A wtedy będzie szczerze zdziwiony, że 2 mln to mniej niż koszt robót związanych z głębokim fundamentowaniem wieży i konstrukcją parteru.
W identyczny sposób SLD traktuje przebudowę ul. Łukowej. Absolutnie nie przyjmuje do wiadomości, że około połowa kosztów inwestycji dotyczyła koniecznej wymiany sieci podziemnych. Ich katastrofalny stan techniczny zmuszał do działania, nawet gdyby uznać, że zniszczona i nierówna nawierzchnia z kostki betonowej (jedna z pierwszych ułożonych w Świdnicy) była lepsza od obecnej (nie mówiąc już o nowym wystroju deptaka). Dlatego kompleksowe zajęcie się ul. Łukową było racjonalne. Jednak nie dla SLD. Zdaniem krytyków realizacja tego zadania z ogromnym wsparciem środków unijnych była dla budżetu miasta zbyt kosztowna. Nie mam jednak złudzeń, że gdyby w przyszłości w trybie awaryjnym, w całości za miejskie pieniądze musiano rozkopać ulicę i wymienić choćby sieć kanalizacyjną, obecni oponenci mieliby jeszcze więcej do powiedzenia. Pytaliby, dlaczego dzisiaj, przy dostępności pieniędzy z UE, zaniechano wymiany infrastruktury.
O tym, że głoszone dyrdymały trafiają czasem na podatny grunt, świadczą niektóre wypowiedzi spotykane na forach internetowych. Na przykład jakiś mądrala udowadniał, że przebudowa pl. św. Małgorzaty mogłaby kosztować mniej, gdyby wykorzystać materiał z rozbiórek starej nawierzchni placu. Niby racja – można „pogrubić” mniej „obciążając”. Wystarczy jednak chwilę się zastanowić, żeby uznać bezsens tej podpowiedzi. Pomińmy ważne względy estetyczne, dotyczące przecież centralnego placu miejskiego, skupiając się wyłącznie na wątku finansowym. Unia Europejska dotuje w 50 procentach wartość robót, w tym koszty materiałów. Dlatego bardziej opłaca się nam na pl. św. Małgorzaty zakupić materiał nowy, a zdemontowaną kostkę brukową zachować, by wykorzystać do budowy innych ulic nieobjętych dotacjami unijnymi. Po prostu, za pół ceny nabywamy budulec, za który musielibyśmy zapłacić 100 procent jego wartości. Jeśli ruszyć głową, uznanie tej argumentacji jest chyba jednak łatwiejsze, niż danie wiary uwodzącym spojrzeniom modelek promujących niezwykły tusz. A cóż dopiero, jeśli ten „model” ma na imię Janusz lub Adam.
Najświeższy przykład mrugania okiem (z wyraźnym zezem) do łatwowiernych obywateli to sprawa aquaparku. Także tutaj SLD lansuje pogląd, że zbudowałoby obiekt o połowę tańszy, gdyby nie gigantomania obecnie rządzących. Na marginesie warte odnotowania jest tempo, w jakim nasi konkurenci zwiększają rzekome koszty inwestycji. Ostatnio pani radna Beata podała kwotę 100 mln zł. Nie zdziwię się, jeśli do czasu rozpoczęcia budowy lewicowa propaganda zwielokrotni tę sumę. Wszystko jest możliwe, skoro podczas niedawnej kampanii wyborczej stosowano tę metodę, głosząc na przykład, że rewaloryzacja Parku Centralnego ma kosztować 30 mln. Kłamstwo to z premedytacją wielokrotnie powtarzano. Pewnie budowie parku wodnego warto poświęcić odrębny wpis, bo głoszony fałsz nie powinien pozostać bez odpowiedzi. Żeby pisany obecnie tekst nie był zbyt długi, tutaj skomentuję tylko jedną tezę opozycji. Twierdzi ona, że podejmujemy decyzję o budowie bez przeanalizowania aspektów finansowych. Jest to nieprawda. Według mojej wiedzy, dotychczas żadna inwestycja miejska nie była poprzedzona tak dużym namysłem odnośnie skutków jej powstania dla budżetu miasta. Zresztą, jeszcze zupełnie niedawno SLD krytykowało nas za zbyt długi okres przygotowań, nadmierną ostrożność i za dużą ilość opracowań poprzedzających decyzję o rozpoczęciu realizacji projektu. Prawda jest taka, że podejmujemy się bardzo dużego wyzwania, które wiąże się także z ryzykiem. Jestem jednak przekonany, że zrobiliśmy bardzo wiele, aby je zminimalizować. Nie mam jednocześnie wątpliwości, że jakikolwiek, nawet najbardziej udany finał, uchroni nas przed biadoleniem SLD. Na pewno okaże się, że albo bilety są za drogie, albo woda za mokra, albo szatnia za ciasna itd.
Na usprawiedliwienie radnych SLD mogę tylko zasugerować, że może zbyt często oglądają telewizję i bezwiednie przejmują z niej wzorce. A przecież reklamy kosmetyków są tak kuszące i sugestywne, że trudno nie stać się ich ofiarą. A efekty widzimy- ofiary (?) mrugają.
Subskrybuj:
Posty (Atom)