czwartek, 25 listopada 2010

Dżentelmen i gentleman

Dzisiaj usłyszałem w radio, znaną mi już wcześniej żartobliwą, definicję słowa dżentelmen. Wieczorem sprawdziłem stosowne zapisy w słowniku współczesnego języka polskiego. Przeczytałem w nim, że określenie to oznacza mężczyznę kulturalnego, dobrze wychowanego, taktownego, umiejącego się zachować w każdej sytuacji, honorowego, rycerskiego. A ponieważ z powodu zaangażowania w wybory samorządowe prawie wszystko kojarzy mi się ostatnio z kampanią wyborczą, moje myśli podążyły w tę właśnie stronę.

Zastanowiłem się, czy dżentelmenem można nazywać kandydata, który agituje za pomocą „czarnej” i „szeptanej” propagandy odwołującej się do najbardziej prymitywnych wyobrażeń o pracy samorządu. Dodatkowo osobnik taki, jako stałą metodę działania stosuje insynuację i oszczerstwo. Ponadto wydaje wyborczą gazetkę pełną kłamstw.
A na dodatek wszczyna antykościelną histerię.

Ktoś taki dżentelmenem na pewno nie jest ani według definicji słownikowej, ani tej podanej przez redaktora audycji radiowej. A brzmi ona następująco: dżentelmen to jest człowiek, który potrafi powiedzieć komuś niecenzuralne słowo na literę „s” (oznaczające w przybliżeniu prośbę, żeby delikwent się oddalił) w taki sposób, że rozmówca odczuje przyjemne podniecenie z powodu czekającej go podróży. I na tym zakończę rozważania dotyczące zagadnień językowych.

Powrócę natomiast do problemu wyborów, a ściślej stylu prowadzonej kampanii wyborczej przez SLD i pana Adama Markiewicza, który aspiruje do funkcji prezydenta naszego miasta. Wydanie przez nich wyjątkowo napastliwego i wrednego biuletynu pt „Zanim zagłosujesz” spowodować mogłoby moją gwałtowną, bardzo emocjonalną rekcję. Ponieważ jednak dobre wychowanie zobowiązuje (też chcę być dżentelmenem) do bardziej powściągliwego wyrażania swych uczuć, zwracam się do nich z uprzejmym apelem:
Drodzy,
panowie Adasiu i Januszku oddalcie się, najlepiej niezwłocznie i jak najdalej. W Świdnicy mieszkają w większości mądrzy ludzie, którzy doskonale znają was i wasze metody postępowania. Dlatego nie dadzą się ponownie zmanipulować przed drugą turą wyborów. Oddalcie się, please.

Tak dla jasności, ostatnie słowo apelu nie jest obelgą. Oznacza „proszę” w języku angielskim. To ten język, w którym dżentelmen to gentleman.

piątek, 19 listopada 2010

Czekając na powyborczą nudę

Już za kilka godzin zakończy się kampania wyborcza do samorządu. Jaka była?
Każdy ma w tej sprawie własne zdanie. Ja przedstawię subiektywną ocenę z punktu widzenia osoby odpowiedzialnej za działania Wspólnoty Samorządowej.

Nawet nieprzychylne nam osoby, przyznają, że byliśmy najlepiej zorganizowani i wykazaliśmy się największa inwencją. Nasi konkurenci praktycznie nie mieli na nasze posunięcia właściwej odpowiedzi.

Bardzo widoczne jest to w sferze programowej. Gdy przejrzałem relację z ostatniej debaty kandydatów na prezydenta właściwie wszyscy mówili o tych samych zamierzeniach, o których mówił w kampanii Wojciech Murdzek. Tyle tylko, że on robił to z pozycji kogoś, kto operuje konkretami, bo w większości są to projekty już rozpoczęte. Nasi konkurenci byli w stanie wygłaszać jedynie ogólniki. W tej sytuacji, chcąc się wyróżnić czymkolwiek, zgłaszali postulaty z kosmosu. Bo czy poważna może być deklaracja Mariusza Barcickiego, który nie ma żadnego doświadczenia w kierowaniu jakąkolwiek strukturą, że poprowadzi (to słowo podkreślał) miasto rezygnując z jednego zastępcy.
Całkowitą bezradność w formułowaniu własnego programu wykazała także Platforma Obywatelska. W tysiącach krążących po mieście ulotek i w reklamach prasowych Zbigniew Szczygieł mówił: TAKĄ WIDZĘ ŚWIDNICĘ… miasto wspierające przedsiębiorców; miasto dobrze wykorzystujące środki unijne; miasto cyklicznych imprez kulturalno-rozrywkowych; miasto wspierające organizacje pozarządowe i zdolnych sportowców; miasto promujące swoje zabytki itd. Pomijając, niezamierzoną niezręczność sformułowania (bo jeśli widzi, to taka jest pod rządami WS, a nie dopiero będzie, gdy PO obejmie władzę) ewidentna jest wtórność tej propozycji. Wszystkie wymienione rzeczy są, w stopniu znaczącym, realizowane.

Można dyskutować o jakości prezentowanych kandydatów. Być może nietaktem byłoby wystawianie indywidualnych cenzurek. Ale o sposobie prezentowania tych osób, owszem można coś powiedzieć. Charakterystyczne było podejście komitetu wyborczego PO, który prezentował wyłącznie swoich liderów. Pozostali promowali się, licząc wyłącznie na własne siły. Zupełnie inaczej było u nas. Na pierwszym miejscu stawialiśmy prezydenta Murdzka. Jednak w działaniach organizowanych przez komitet, skupialiśmy uwagę na kandydatach, którzy są bardzo wartościowi, niezależnie od ich pozycji w umownej hierarchii lub stażu członkowskiego w WS. Na tym właśnie polega nasza siła i bogactwo. Próbowała nas naśladować SLD, ale nie mieli aż tylu pomysłów na pokazanie swych kandydatów.

Na pewno byliśmy najlepsi pod względem ilości nowych pomysłów i jakości ich wykonania. Otworzyliśmy swe działania na mieszkańców, powodując ich żywe reakcje. Petycja na rzecz budowy obwodnic, festyn w Rynku, konwencja wyborcza, konferencje programowe, zaproponowany przez nas mecz charytatywny, akcja „Zabierz babcię na wybory” – każde z nich wyzwalało aktywność większej lub mniejszej grupy świdniczan. I warto było to robić, nawet jeśli nie zawsze chodziło o zdobycie głosów wyborców. My po prostu uważamy, że miasto naprawdę żyje, gdy w „ruchu” są jego mieszkańcy. Szczególnie dotyczy to ludzi młodych, którzy powinni być najbardziej kreatywni.

Porównywać można także styl prowadzonej kampanii. Nie warto już bardzo rozwodzić się nad klaunem w Rynku. Na ten temat powiedzieliśmy już chyba wszystko. Może poza jednym. W ostatnich dniach PO i SLD rzuciła w miasto ogromną ilość skrajnie napastliwych wobec WS materiałów wyborczych. Takie publikacje nie są przygotowywane „na kolanie”, bo wykupienie w ostatniej chwili całej ostatniej strony w masowo rozdawanej gazecie nie jest możliwe. Podobnie rzecz się ma z wyprodukowanym (według Janusza Soleckiego) w 20 tys. egzemplarzy paszkwilem, który jeszcze dzisiaj rozdawany był mieszkańcom. Te posunięcia konkurentów przygotowywane były znacznie wcześniej, niż zamontowaliśmy w Rynku bilbord z klaunem. Wszystko wskazuje na to, że zupełnie nieświadomie kpiąc z pierwszych, ale już narastających agresywnych zachowań rywali, wyprzedziliśmy ich uderzenie. A ponieważ nasza kontra okazała się bardzo skuteczna, nie potrafili ukryć swej wściekłości i odpowiedzieć na poziomie godnym wyższej klasy.

Czy to wszystko wystarczy, by wygrać wybory? Nie jest o to łatwo, gdy za przeciwników ma się trzy największe partie w Polsce. Co ciekawe, skacząc sobie nieustannie do oczu w wielkiej polityce, podczas kampanii samorządowej w Świdnicy właściwie nie spierają się. Mają jeden cel. Chcą pokonać WS – obywatelskie ugrupowanie, które skutecznie rzuciło im wyzwanie i przez osiem lat z powodzeniem rządzi miastem i powiatem. To jest dla nich nie do zniesienia, że stosunkowo nieliczna, lecz mająca autentyczne poparcie wielu mieszkańców grupa przyjaciół i znajomych przeciwstawia się partyjnej hegemonii. Stąd biorą się pełne jadu opowieści o rzekomej republice kolesi, trzymających podobno wszystko w garści. A czy ktoś pamięta jeszcze, jak wyglądała polityka personalna w czasach, gdy rządził Adam Markiewicz? Tym bardziej mało znany jest fakt, że na przykład dwoma największymi spółkami miejskimi kierują od wielu lat osoby rekomendowane przez PO i PiS. Stało się tak jeszcze w poprzedniej kadencji samorządu. Czy ktokolwiek potrafi to zrozumieć, słuchając poseł Annę Zalewską lub przewodniczącego Roberta Jagłę?

Spokojnie czekam na ciszę wyborczą. Wreszcie po tygodniach wyjątkowej nerwówki nastąpi moment pewnego uspokojenia. Przed emocjami wieczoru, czy raczej nocy wyborczej, czeka na mnie Emmanuel. Oczywiście Tonny, fantastyczny gitarzysta z Australii, na którego koncert wybieram się do Wrocławia. A potem, jak już pisałem kiedyś, wróci nuda, czyli normalna praca, decydująca o obliczu miasta. Od mądrości świdniczan zależy, komu zostanie powierzone jej wykonanie.

środa, 17 listopada 2010

Wyjątkowe miasto

Czy pisałem już, że Świdnica jest wyjątkowym miastem? Nawet, jeśli tak, to powtórzę, że istotnie jest. I do bardzo dużej liczby argumentów przemawiających za tym stwierdzeniem, dodam jeszcze trzy z ostatnich dni. Wszystkie dotyczą kampanii przed wyborami samorządowymi.

Najpierw o tzw. michałkach. Od ośmiu lat naszym miastem i powiatem rządzi Wspólnota Samorządowa. Robi to całkiem nieźle, ale nie w tym rzecz. Chodzi mi o to, że stowarzyszenie, które nie składa się bynajmniej z niesfornych wesołków, zachowuje do siebie dystans, jakiego próżno szukać gdzie indziej. Raczej powszechne jest, że rządzący starają się zwykle dodać sobie powagi, nawet, jeśli na nią nie zasługują. W naszym stowarzyszeniu jest nieco inaczej. Poważnie traktujemy swe obowiązki, ale stać nas na żarty z samych siebie. Jeśli ktoś się ze mną nie zgadza, poproszę o przykłady miast, w których najważniejsi samorządowcy zdecydowaliby się zaprezentować z podobnym luzem, jak my w kolportowanej właśnie gazecie wyborczej Wspólnoty. Na plakacie prezydent występuje, jako tamburmajor w mundurku z epolecikami. Jeden z zastępców – grajek na fujarce, drugi – gitarzysta elektryczny. Przewodniczący Rady Miejskiej trąbi z wysokości, a przewodniczący Rady Powiatu „wymiata” na banjo. Wszyscy nasi kandydaci w wyborach pięknie wystrojeni w długie suknie lub koszulki z marynarskimi kołnierzykami tworzą „najbardziej zgraną orkiestrę”. Tylko jedno jest tu podane absolutnie serio. To podpis. „Wiele głosów, ale wspólne brzmienie: Świdnica – nasz wybór”.

Drugi „michałek” także dotyczy żartu. W Rynku powiesiliśmy bilbord z klaunem. W świecie polityki, nawet tej samorządowej, regułą stało się, że na agresję przeciwnika odpowiada się równie zaciekłym atakiem. Wspólnota Samorządowa zachowała się inaczej. My przetestowaliśmy poczucie humoru świdniczan, w tym naszych konkurentów. Komentarze na portalu internetowym, który zajął się sprawą świadczą o tym, że generalnie mieszkańcy miasta są ludźmi dowcipnymi. Przekonują o tym także wpisy internautów, którzy wyraźnie nas nie lubią. A jednak zachowali klasę, w większości celując we Wspólnotę ripostami wywołującymi śmiech. Skrajnie odmienny poziom zaprezentowali partyjni prominenci. I pod tym względem Świdnica, niestety wyróżnia się in minus. Gdzie indziej pewnie, pomimo maksymalnego wkurzenia na Wspólnotę, przedstawiciel Platformy zdobyłby się na bardziej błyskotliwy greps niż pan Robert Jagła. Rzucił on pod naszym adresem: „Niech lepiej wezmą się do roboty”. Oj, żeby nie wypowiedział tego w złą godzinę :-)

A na koniec, nie „michałek”, lecz rzecz całkiem poważna. 11 listopada odbyła się impreza, która w każdym czasie nie byłaby niezwykła, ale w trakcie burzliwej kampanii wyborczej jest czymś niecodziennym. Żeby nie było nudno (ciągle tylko Wspólnota i Wspólnota), nie będę się rozwodził, kto był pomysłodawcą i pomógł w jej przygotowaniu. Ważne jest, że Młodzieżowa Rada Ziemi Świdnickiej zorganizowała mecz charytatywny, w którym jedną z drużyn stanowiła wspólna reprezentacja komitetów wyborczych. Mimo zaciekłości kampanii, niszczenia plakatów i składania donosów do prokuratury kandydaci różnych opcji zgodzili się wspólnie wystąpić. Mało tego, dosyć zgodnie współpracowali na boisku. Dzięki temu nie wbili sobie żadnego samobója :-), a rywalom strzelili całkiem sporo goli. Jasne, że cel meczu był szczytny – pomoc chorej dziewczynce, więc głupio byłoby odmówić udziału. Ale mimo tego, nie ma chyba wielu miejsc w Polsce, gdzie komukolwiek przyszedłby do głowy podobny pomysł. I jak nie kochać miasta, w którym młodzież prawie samodzielnie, zaledwie w ciągu kilku dni jest w stanie przeprowadzić takie przedsięwzięcie i zapewnić zupełnie przyzwoitą liczbę widzów.

Tak, Świdnica naprawdę jest dynamicznym, kolorowym miastem, w którym żyją ludzie z fantazją. To jest naszym kapitałem na przyszłość, którego nie powinniśmy marnować, więc go pomnażajmy. Dlatego nie warto uprawiać czarnej propagandy wyborczej, która rozbija więzi społeczne. Warto natomiast sprawić, żeby po 21 listopada wpływ na bieg wydarzeń w mieście mieli ludzie, u których potwierdziła się zarówno zdolność do wytężonej pracy, jak i realizacji niestandardowych pomysłów. Parafrazując znane powiedzenie Jana Pietrzaka: wybierzcie nas, bo prawdopodobnie będzie lepiej, a przynajmniej weselej.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Popis wart uśmiechu

Kilku znajomych pytało mnie, dlaczego nie jestem bardziej aktywny w prowadzeniu bloga. Przecież trwa kampania wyborcza. Ponadto w świdnickich tygodnikach ukazała się malutka, jednomodułowa reklama zapraszająca do przeczytania na moim blogu tego, o czym milczy na swoim Janusz Solecki z SLD.
Wyjaśnienie jest proste – brak czasu. Oprócz wykonywania normalnych obowiązków wiceprezydenta, których szczególnie dużo jest pod koniec każdego roku (zamknięcie „starego” budżetu i przedstawienie „nowego”), kieruję także kampanią wyborczą Wspólnoty Samorządowej w Świdnicy. A ponieważ uznałem, że ważniejsze dla wyniku w wyborach jest dopracowanie przedsięwzięć wspólnych niż moje solowe działania, nie pisałem zbyt często. Praktycznie, w ogóle nie prowadziłem swojej indywidualnej kampanii.

Jednak ku satysfakcji jednych, a rozpaczy innych, nie oceniam liczebności tych grup czytelników ;-), w zasadzie kampania Wspólnoty dobiega końca i mogę trochę więcej uwagi poświęcić nowym wpisom. Nie oznacza to jednak, że będę zamieszczał je dwa razy dziennie. Mimo treści ogłoszenia prasowego nie zmienię też nazwy i charakteru swego bloga na „Antysolecki”. Gdy rok temu zaczynałem pisać, założyłem sobie, że będę starał się zdecydowanie różnić od radnego Janusza. Do tej pory, moim zdaniem, w zasadzie udawało się to. I niech tak pozostanie. Bo przecież pisanie o tym, o czym on milczy, nie oznacza reagowania na każdą jego wypowiedź, z którą się nie zgadzam. Bardziej niż komentowanie jego głupstw interesuje mnie pokazywanie rzeczy pozytywnych, nawet gdy on maluje Świdnicę w czarnych barwach.

A jest, szczególnie ostatnio, wiele tematów do polemiki. Dzisiaj krótko o jednej – wieszaniu reklam wyborczych na budynkach. Na ostatniej sesji Rady Miejskiej, a potem na swoim blogu Janusz Solecki nie pozostawił na prezydencie przysłowiowej suchej nitki, bo na budynkach miejskich pojawiły się bilbordy Wspólnoty Samorządowej. Zdaniem radnego utrudniamy dostęp do nieruchomości komunalnych innym ugrupowaniom, które także chciałyby z nich korzystać. Według radnego naszym błędem jest też trzymanie się zapisów uchwały rady z 1996 roku dotyczącej wieszania reklam. Powinniśmy, według niego, organizować jakieś przetargi.

No, pięknie. To, po kolei. Źle, że kierujemy się uchwałą z 1996 roku? A kto jest jej autorem? Na archiwalnym egzemplarzu, pod uzasadnieniem widnieje podpis i pieczątka – wiceprezydent Janusz Solecki. Czy przywołana uchwała wymaga organizowania przetargów dla komitetów wyborczych? Nie. Jeśli powinno się je, mimo braku obowiązku, przeprowadzać, to ile takich przetargów zorganizowali nasi poprzednicy, gdy sprawowali władzę? Zero. Jeżeli utrudniamy dostęp do miejskich budynków konkurentom, to ile stosownych wniosków złożyli? Dwa. Oba przed sesją, oba załatwiłem pozytywnie. Dlatego w Rynku pod bilbordem Wspólnoty wisi baner SLD. Kto jest na nim wymieniony, jako lider listy wyborczej? Janusz Solecki. Kto, w świetle tego wszystkiego, jest bajkowym Jasiem? Wiem, ale nie powiem.

Janusz Solecki ujawnia też wstrząsający fakt, że korzystamy z elewacji prywatnego budynku. Domyślam się, że to nie dobrze. Nie domyślam się natomiast, gdzie powinniśmy umieszczać nasze reklamy, skoro na budynkach miejskich – źle, a na prywatnych – jeszcze gorzej. Ale poruszany przez radnego wątek styku polityki i prywatnych interesów jest bardzo ciekawy, nawet pomijając, że sprawy opisane przez niego mają się inaczej, niż je przedstawia. Na pl. Wolności od bardzo wielu lat straszy (pardon) rozbabrana budowa. Jest to skandaliczny przykład koszmarnej samowoli budowlanej popełnionej na gruncie będącym własnością Miasta w czasie, gdy Świdnicą rządziła lewica, a prezydentem był Adam Markiewicz. Polubowne próby wyprowadzenia stamtąd sprawcy samowoli nie dały rezultatu. Pozwaliśmy go do sądu, a on zwrócił się o pomoc do radnych. Obecnie przy jednym z centralnych skrzyżowań miejskich, na nieotynkowanej ścianie z pustaków wisi wielki baner wyborczy Adama Markiewicza. Czy zdaniem Janusza Soleckiego jest to sytuacja dwuznaczna? Nie pytam, bo znam odpowiedź. Podobnie jak na pytanie, jak należy traktować tego typu interpelacje? Moim zdaniem, jako marny popis politycznego kuglarstwa. Popis, którego autorem nie jest wyłącznie SLD. Popis, który wymaga odpowiedzi. Udzielimy jej. Już za moment. Bez zacietrzewienia. Z uśmiechem.

I to zaproszenie do uśmiechania się niech będzie pozytywnym przesłaniem obecnego wpisu. A jutro być może, jeszcze coś napiszę. I postaram się, żeby dotyczyło to spraw wywołujących zdecydowanie bardziej pogodny nastrój.

poniedziałek, 1 listopada 2010

Chwała blogerowi! Wiwat PKWN!

Zastanawiałem się nad tematem, na który mógłbym, nie agitując na rzecz Wspólnoty Samorządowej, napisać coś bardzo pozytywnego, optymistycznego. Internet podsunął mi pomysł. Pochwalę naszą konkurencję polityczną. A konkretnie radnego SLD Janusza Soleckiego. Jak to dobrze, że prowadzi swój blog. Inaczej ludzkość nie uzyskałaby tak wielu, zdaniem radnego, prawdziwych informacji. Poniżej kilka z nich, pochodzących z ostatnich wpisów.

Pan radny poinformował, kto wygrał zorganizowaną przez Świdnickie Stowarzyszenie Kupców i Przedsiębiorców debatę kandydatów na prezydenta. Według Janusza Soleckiego zwycięzcą okazał się Adam Markiewicz, a zaraz za nim uplasował się Mariusz Barcicki. Obserwując to wydarzenie na żywo i po wysłuchaniu opinii kilku członków Stowarzyszenia zapraszającego polityków, miałem inną ocenę. Teraz widzę, że muszę to jeszcze przemyśleć. Chyba, że Janusz Solecki pisze o jakimś innym spotkaniu. Może z udziałem znanego kandydata z północy Polski – pana Kononowicza?

Janusz Solecki tłumaczy również maluczkim, że źle się stało, bo zagraniczni inwestorzy wybudowali u nas fabryki. Zdaniem radnego, najgorsze jest, że przyczynił się do tego sam prezydent Murdzek, budując bocznicę kolejową dla Electroluxa. Jeśli nasze małe rozumki nie ogarniają w pełni potworności tego czynu, powinniśmy przeanalizować podane na blogu liczby: koszt bocznicy - 4.3 mln zł, czynsz dzierżawny – 3 tys. rocznie. Wniosek – prezydent kosztem „swoich” marnotrawi nasza krwawicę i robi prezenty „obcym”. Zdradzę tajemnicę, że Wojciech Murdzek jest wręcz zdruzgotany niewdzięcznością kapitalistów (w tym świdnickich, bo także inwestują w strefie ekonomicznej). My im podarowaliśmy bocznicę, makroniwelację i przyłącza infrastruktury, a oni zrealizowali inwestycję „tylko” za 258 mln i zatrudnili „tylko” 636 pracowników. To woła o pomstę do nieba! I nie zmienia tej oceny fakt, że ofiarowanie „obcym” torów za 4.3 mln spowodowało, że „swoi” zarabiają tam rocznie, ostrożnie szacując, 11.5 mln (jeśli założyć, że średnie wynagrodzenie jest nie większe niż 1500zł/miesiąc), a budżet uzyskał nowe dochody z podatków (od czasu powstania strefy przemysłowej wpływy prawie się podwoiły). Gdyby miastem rządziło SLD, do takich skandali na pewno by nie doszło. Niestety, mieszkańcy wolą nieudaczników ze Wspólnoty Samorządowej niż ekspertów z SLD. Może, gdy poczytają blog Janusza Soleckiego, sytuacja się zmieni.

Dzięki blogowi pana Janusza wyjaśniło się też, dlaczego drogie są przedszkola. W swej naiwności sądziłem, że podniesienie opłat spowodowane zostało bezsensownymi decyzjami rządu. Do niedawna wszyscy rodzice płacili niewiele. Teraz minister zakazał pobierać opłaty za pięć godzin spędzonych przez malucha w ośrodku w danym dniu. W rezultacie matka pracująca długo np. w Biedronce płaci, bo wiele godzin dziecko przebywa w przedszkolu. Jej sąsiadka wykorzystująca placówkę, jako chwilowe miejsce opieki na czas, w którym sama pędzi do kosmetyczki, fryzjera i na kawę do znajomej – nie płaci. A winny jest, zdaniem Janusza Soleckiego, Wojciech Murdzek, bo w mieście podobno wszystko, dla wszystkich powinno być za darmo. Na razie rządowe wizje wychowania przedszkolnego kosztować będą świdnickich podatników 9 mln rocznie. Radny nie napisał ile dopłacimy do ministerialnych aberracji, jeśli SLD dojdzie do władzy w Świdnicy.

Niezwykle trafne jest, dokonane przez autora bloga odkrycie podobieństwa pomiędzy Wojciechem Murdzkiem i Saddamem Husajnem. Co prawda, dotychczas prezydent często krytykowany był przez pana Janusza za zbyt pogodny uśmiech, a iracki dyktator miał opinię człowieka dosyć ponurego, nie znającego się na żartach. Ale skoro wpisy radnego są tak prawdziwe, jak wyśmienity jest styl jego dowcipów („…. nawet błazny przestały się śmiać”), to chyba rzeczywiście wypada zachować powagę. I cierpliwie czekać, bo być może wkrótce dowiemy się od niego jeszcze większych rewelacji na temat podobieństw jego samego i najbliższych mu towarzyszy do znanych postaci (np. radny Janusz Szalkiewicz bliźniakiem Boba Marleya???). Cóż, Janusz Solecki- mądry jak Leszek Balcerowicz, elokwentny jak Joanna Senyszyn, twardy jak Chuck Norris (nie je miodu, żuje pszczoły). Trudno znaleźć sobowtóra. Może sam go ujawni. Zachęcam do dalszego czytania jego bloga. Bo na nim jak w pamiętnym Manifeście PKWN prawda, cała prawda i tylko prawda.