Proszę Czytelników o wybaczenie z powodu nadzwyczajnie dużej objętości poniższego wpisu. Oprócz tytułowego tekstu przeciętnej wielkości, zamieściłem też przypisy. Wydaje mi się, że ze względu na szczególne okoliczności, było to konieczne. Dodatkowe informacje są adresowane przede wszystkim do osób szczególnie zainteresowanych opisywaną sprawą. Ale oczywiście, zachęcam do lektury wszystkich, życząc cierpliwości.
Na ostatniej sesji Rady Miejskiej dwoje radnych Adam Markiewicz i Lidia Bakalarczyk złożyli oświadczenia dotyczące tekstu opublikowanego przeze mnie w nr 4 „Tygodnika Świdnickiego”. Dla Czytelników nieznających sprawy, krótkie wyjaśnienie. Otóż, gazeta dwa tygodnie wcześniej opisała, jak radni Mariusz Barcicki i Lidia Bakalarczyk „ratowali przed zamarznięciem” panią S., którą jakoby bezduszne służby miejskie „zmuszają” do zajmowania niechcianego przez nią mieszkania w nowym budynku socjalnym przy ul. Parkowej. Przez kilka godzin krążyli po mieście w poszukiwaniu noclegu, bardzo się dziwiąc, że w instytucjach pomagających osobom bez dachu nad głową nie mogą uzyskać pomocy dla osoby, która ma mieszkanie. Działo się to bezpośrednio po posiedzeniu Komisji Spraw Społecznych, na którym radni bezkrytycznie przyjęli opowieść tej pani na temat rzekomo niesprawnego ogrzewania etażowego w zajmowanym lokalu. W rezultacie sformułowali wniosek o jej przekwaterowanie. Do jego przyjęcia niepotrzebne im były informacje i wyjaśnienia dobrze znających sprawę kierownika Referatu Gospodarki Mieszkaniowej oraz dyrektora i inspektora nadzoru w MZN. Osoby te, biorące udział w posiedzeniu komisji odprawiono, zanim przystąpiono do rozpatrywania skargi pani S. W rezultacie na podstawie nieprawdziwych przesłanek (instalacja c.o. jest całkowicie sprawna) przyjęto stanowisko ewidentnie sprzeczne z prawem (niezależnie od rozważań dotyczących ogrzewania, pani S. nie spełnia warunków umożliwiających przekwaterowanie). Ponieważ nie był to pierwszy przypadek, gdy Komisja Spraw Społecznych wydaje kuriozalne, a dodatkowo niezgodne z prawem opinie, zareagowałem, upubliczniając swoje stanowisko. Poniżej zamieszczam jego treść oraz dodatkowe szczegóły dotyczące sprawy.(Przypis 1)
Przyznam, że nie dziwi mnie gwałtowności reakcji radnych Lidii Bakalarczyk i Adama Markiewicza. Na ich miejscu także pewnie nie byłbym zachwycony, gdyby okazało się, że prawdziwość wzruszającej opowieść o pomocy radnych zamarzającemu obywatelowi została poddana w wątpliwość. Pozostawiam ocenie Czytelników, czy jest rozumne spędzenie wieczoru na poszukiwaniu schronienia dla kogoś, kto od trzech lat nie używa ogrzewania w posiadanym lokalu, bo chce wymusić jego zamianę. Jednak, jeśli nawet ktoś uznałby, że radni „wyszli na głupków”, chyba nie to jest dla nich największym problemem. Rzecz w tym, że moja krytyczna ocena prac komisji podważa kardynalną zasadę jej funkcjonowania, przyjętą przez większość radnych już na początku kadencji. Sprowadza się ona do uznania, że każdy obywatel, który zwróci się do nich, niezależnie od okoliczności, zawsze ma rację i należy spełnić jego oczekiwania. Przyjmuje się za oczywiste, że skoro się skarży, na pewno jest pokrzywdzony przez prezydenta i jego pracowników, którzy, według radnych, nigdy nie mają racji. Taka wykładnia wrażliwości społecznej obowiązuje w komisji. Jej konsekwencją jest próba dzielenia mieszkańców na „naszych” (rozwiązanie ich problemów ma nastąpić szybko i bezwarunkowo, bo proszą radnych o interwencję) i „nie-naszych” (na rozwiązanie swoich problemów mogą czekać dłużej, skoro nie interweniują u radnych). Drugi, zupełnie bezsensowny podział, to na „ludzkich” radnych i „nieludzkiego” prezydenta. Pan Markiewicz wyraził to wprost pisząc: „nadal będę wrażliwy na ludzką niedolę i krzywdy”. Moją postawę skwitował określeniami: „apodyktyczna osobowość nasycona dużą arogancją, brakiem szacunku dla drugiego człowieka”, „nienawidzi ludzi”. W praktyce radni Adam Markiewicz i Lidia Bakalarczyk postulują powrót do punktów „za pochodzenie”. Po prostu, jeśli ktoś pochodzi na posiedzenia komisji, załatwi sprawę. Jeśli nie będzie wydeptywał ścieżek do radnych, sam sobie jest winien. Kompletnie odrzuca się metodę postępowania, którą - jestem pewien - akceptuje zdecydowana większość mieszkańców Świdnicy. Polega ona na połączeniu życzliwości i zrozumienia dla osób potrzebujących wsparcia z rzetelnym badaniem ich sytuacji, ustalaniem rzeczywistego stanu faktycznego spraw, elementarnym krytycyzmem wobec podawanych informacji, obiektywną ich oceną oraz sprawiedliwym, zgodnym z prawem rozstrzygnięciem. Niestety, ogromna ilość opinii formułowanych przez komisję kierowana przez panią Lidię Bakalarczyk zapada wbrew podanym zasadom. I nie chodzi wcale o naturalne różnice stanowiska radnych i prezydenta, zwłaszcza w wątpliwych przypadkach. One mogą się zdarzać. Fakty jednak są jednoznaczne. Od początku kadencji Komisja Spraw Społecznych zajmowała się 38 różnymi sprawami mieszkaniowymi. Nie było żadnego przypadku, aby wydała opinię negatywną wobec wniosku mieszkańca. Ani razu! Dla ilustracji, poniżej podaję kilka przykładów „ciekawszych” rozstrzygnięć (Przypis 2) oraz kilka „palących” potrzeb (Przypis 3), które nie mogłyby zostać szybko spełnione, gdybym uwzględniał propozycje komisji. Bo przecież jak wiadomo, lokali zawsze było, jest i będzie mniej niż ubiegających się o pomoc rodzin.
Dlaczego nie mogę akceptować obecnego stylu działania komisji? Ponieważ stosując się do jej zaleceń, postępowałbym przeciwko tym wszystkim, którzy nie mają zbyt wiele tupetu lub wyrachowania albo po prostu ufają instytucjom samorządowym na tyle, że bez nieuzasadnionych awantur czekają, czasem długo, na zaspokojenie swych potrzeb. Radni z komisji nakłaniają mnie, żebym tych wszystkich ludzi musiał de facto traktować, jako głupków i naiwniaków, którzy nie wiedzą, że najlepszą drogą do osiągnięcia swych celów jest wizyta w Komisji Spraw Społecznych. To jest, według mnie, niesprawiedliwość w czystej postaci. Jeśli będziemy pomagać ludziom w trudnej sytuacji według kryterium „kto najbardziej się poskarży lub napłacze”, premiować będziemy cwaniactwo, chamstwo i intrygi. Przy okazji stworzymy grunt dla politycznej (i nie tylko) korupcji.
Czy w tak delikatnej materii, jak gospodarka mieszkaniowa można łączyć empatię wobec ludzi z bezstronnym, racjonalnym działaniem? Owszem, tak. Przykładem jest Komisja Mieszkaniowa opiniująca wszystkie wnioski o przydział mieszkań. Składa się ona z osób, które nie pracują w Urzędzie Miasta, a na co dzień, w pracy zawodowej lub społecznej bezpośrednio stykają się z ludzką biedą. Niejedno już widzieli, w związku z tym trudno ich czymś zaskoczyć lub oszukać. Zbierają się raz na kwartał, nie pobierając za to żadnego wynagrodzenia. Wizytują każdy adres, z którego pochodzi prośba mieszkańca, skrupulatnie analizują dokumenty, przeprowadzają (jeśli trzeba) dodatkowe wywiady z zainteresowanymi. Około połowy spraw kończą rekomendacją do umieszczenia na liście oczekujących na przydział mieszkania. Pozostałe wnioski, jeśli jest to uzasadnione, przekazują do uzupełnienia lub opiniują negatywnie, jeśli nie są spełnione właściwe wymogi. Stać ich na to, żeby odmownie potraktować nieuprawniony wniosek, którego autor nierzadko z pomocy społecznej uczynił wygodny sposób na życie. Ale członkowie Komisji Mieszkaniowej nie są radnymi i nie muszą zabiegać o każdy głos, nawet ewidentnego pieniacza lub kombinatora. Inaczej ma się rzecz z członkami Komisji Spraw Społecznych. Jak pisze jej przewodnicząca, ich „rolą jest pomaganie mieszkańcom oraz kontaktowanie się ze wszystkimi, którzy potrzebują tej pomocy i udzielanie jej w sposób autentyczny”. Bardzo szlachetnie! Dopowiem tylko, że udzielanie pomocy wszystkim potrzebującym, odbywa się na koszt wszystkich pozostałych.
Pani Lidia Bakalarczyk w imieniu radnych ze swej komisji pyta, „kto upoważnił pana I. Pałaca do oceny pracy radnych z tej komisji?”, a pan Markiewicz pisze, że ”radny nie musi się znać na wielu sprawach, ale musi mieć chęć wsparcia człowieka”. Czy należy rozumieć, że radni są poza krytyką? A na dodatek, nie należy od nich wymagać pobieżnej choćby znajomości dwóch prostych uchwał Rady Miejskiej dotyczących prawa lokalowego? Bardzo ciekawe opinie! Może ich autorzy posiadają przysłowiowe gołębie serca? Nawet jeśli tak, powinni uważać z wygłaszaniem podobnych zdań. Wszakże złośliwi mogliby przypomnieć im znane określenie, dotyczące innego ptasiego organu.
Myślę, że choć nieźle mi się oberwało od atakujących mnie radnych, warto było wszcząć tę polemikę. Dotyczy ona zasad ważnych dla dobrego działania samorządu. W tej kadencji, ze względu na urażone ambicje radnych, nie liczę już na pozytywne efekty. Ale może się mylę. Może uzasadniona jest moja naiwna wiara, że gdy mieszkańcy się dowiedzą, to... No właśnie, co na to mieszkańcy?
Przypis 1.
1. Tekst mojego autorstwa opublikowany w „Tygodniku Świdnickim” nr 6.
W nawiązaniu do treści artykułów: „Czy wszystko jest w porządku” oraz „Dlaczego nie pomogli?” zamieszczonych w nr 4 (203) „Tygodnika Świdnickiego” wyjaśniam, że opisany przypadek osoby rzekomo zagrożonej w dniu 25.01. zamarznięciem w swoim mieszkaniu przy ul Parkowej 9/18 został definitywnie wyjaśniony. Wbrew słowom lokatora, przekonaniom grupy radnych z Komisji Spraw Społecznych i stwierdzeniom autora wyżej wymienionych publikacji w opisanym mieszkaniu system grzewczy jest całkowicie sprawny. Z protokołu kontroli przewodów kominowych dokonanych w dniu 27.01. przez uprawnionego mistrza kominiarskiego wynika niezbicie, że przewody kominowe są drożne i posiadają dobry ciąg w podłączeniach zarówno kuchni węglowej jak i wentylacji wywiewnych. W protokole z przeglądu instalacji grzewczej dokonanego w dniu 28.01. przez inspektora nadzoru i wykonawcę robót, w obecności przedstawiciela policji oraz samego lokatora (jego podpis widnieje na dokumencie) zapisane zostało, że instalacja jest sprawna, w dobrym stanie technicznym. Notatka służbowa oraz zdjęcia wykonane w mieszkaniu w dniu 27.01. przez pracowników MZN dowodzą, że przyczyną zadymienia mieszkania powodującego interwencje straży pożarnej było szczelne zaklejenie kratek wentylacyjnych i całkowite zamknięcie nawietrzaka podokiennego, dostarczającego (przynajmniej do czasu pełnego rozpalenia paleniska) powietrza koniecznego dla procesu spalania węgla w piecu. Fakty są jednoznaczne i na tym można by poprzestać w odpowiedzi na przywołane artykuły. Jednak sprawa ta budzi pytania, które muszą niepokoić.
Zastanawiające jest na przykład, dlaczego większość radnych z Komisji Spraw Społecznych, po raz kolejny w sporze między instytucjami miejskimi lub Urzędem Miasta a skarżącym się obywatelem, angażuje się jednoznacznie po stronie osób, które ewidentnie nie mają racji. Na dodatek najczęściej ludzie ci na różne sposoby usiłują „robić Miasto w konia”, jednocześnie nie wypełniając swych elementarnych obowiązków. W tym przypadku wchodzi w grę umorzone już kilkunastotysięczne zadłużenie czynszowe oraz nowy, narastający szybko dług. Okoliczności tego rodzaju wydają się nie mieć dla tych radnych żadnego znaczenia. Dziwne jest, że wiarygodność rozmaitych frustratów, histeryków i naciągaczy jest dla tej komisji zazwyczaj większa niż urzędników reprezentujących Miasto. Na konkretnych przykładach można pokazać, że nawet ewidentnie nieuzasadnione pretensje lub skrajnie bezczelne żądania są bezkrytycznie przyjmowane przez radnych. Powstaje wrażenie, że radni ci za swoją misję uważają wspieranie każdego, kto z jakiegokolwiek powodu nie jest zadowolony ze sposobu rozstrzygnięcia danej sprawy przez prezydenta i jego pracowników.
Dziennikarz w ostatnim akapicie artykułu wyraża nadzieję, że „przygoda” z 25.01. wszystkich czegoś nauczyła. Nie jestem aż takim optymistą. Stosunkowo najłatwiej sprawić, żeby w kolejnych publikacjach na podobne tematy ich autor nie powtarzał błędów rzeczowych, które znalazły się w obu artykułach. O wiele trudniej spowodować wśród radnych refleksję, że osoba, której stronę biorą trzykrotnie niepotrzebnie wezwała Straż Pożarną do swego mieszkania. W rezultacie, kompletnie bez sensu zmuszono do działania Policję, Prokuraturę Rejonową oraz Powiatowy Nadzór Budowlany. Nie wspomnę o całkowicie niepotrzebnych działaniach spółdzielni kominiarskiej i pracowników MZN. Trudno mi także uwierzyć, że radnych poruszy ujawniony obecnie fakt, że opisywane mieszkanie w budynku zrealizowanym za kilka milionów złotych nie jest ogrzewane przez trzecią kolejną zimę. W połączeniu z bezmyślnym zatkaniem otworów wentylacyjnych stan taki musi prowadzić do zawilgocenia lokalu. Niestety, nie wierzę także, żeby jakąkolwiek konsternację wywołało wśród większości radnych to, że dwoje z nich krążyło po mieście w poszukiwaniu pomocy dla ofiary mrozów tylko dlatego, że osoba ta postanowiła nie palić w piecu, aby wymusić zamianę mieszkania. Jeśli moja ocena radnych Komisji Spraw Społecznych wyda się komuś nadmiernie krytyczna, zachęcam do zapoznania się z rezultatami najbliższego posiedzenia tego gremium. Zaproszona jest na nie kolejna „pokrzywdzona” przez Urząd osoba. Całkiem niedawno, tuż przed wydaniem wyroku eksmisyjnego przyjęła do swego mieszkania córkę z dzieckiem. W związku z powyższym żąda (!) obecnie, aby podczas eksmisji zapewnić zupełnie odrębne lokale dla niej i dla córki. Bardzo bym się zdziwił, gdyby komisja nie poparła jej starań. Ale cóż, może tym razem optymizm redaktora Tygodnika Świdnickiego okaże się uzasadniony.
2. Dodatkowe informacje dotyczące sprawy pani S.
Osoba ta przed kilku laty, mając bardzo duże zaległości czynszowe, prosiła o danie jej czasu na znalezienie chętnej osoby na zamianę mieszkań. Zgodziliśmy się. Jednak doszły do nas wiarygodne informacje, że od osób zainteresowanych zamianą chce ogromnej kwoty „odstępnego”? W rezultacie przez bardzo długi okres nie dochodziło do żadnej zamiany. Gdy straciliśmy cierpliwość i skierowaliśmy do sądu wniosek o eksmisję, zostaliśmy oskarżeni, że świadomie doprowadziliśmy do zwiększenia długu. Nie obrażając się, biorąc pod uwagę względy zdrowotne i kulturowe zaproponowaliśmy obiektywnie dobry i najlepszy z możliwych w tym czasie lokal socjalny w dopiero co oddanym do użytku nowym budynku przy ul. Parkowej (z minimalnym czynszem). Jednak zainteresowana nie chciała go przyjąć, bo oczekuje mieszkania o najwyższym standardzie. Pomijając fakt, że lokali socjalnych z wszystkimi wymogami nie mamy, to rodzi się pytanie, dlaczego ta osoba miałaby być w ten sposób „nagrodzona” i co na to inni mieszkańcy, czekający na lokal. Warto się także zastanowić, skąd biedny lokator eksmitowany za długi wziąłby pieniądze na opłacenie czynszu odpowiadającemu lokalowi o najwyższym standardzie. A może wyobrażał sobie, że mieszkając np. w nowym budynku na ul. Kopernika będzie płacił czynsz jak za lokal na ul. Garbarskiej? Pomimo niezgody pani S., doszło do „siłowej” eksmisji, poprzedzonej atakami swoistej histerii podczas wizyt w Urzędzie Miejskim, w tym także u prezydenta. Po przeprowadzce rozpoczęło się trzyletnie, kompletnie bezpodstawne (protokoły opisane w stanowisku są jednoznaczne) udowadnianie, że lokal nie nadaje się do mieszkania. Podczas posiedzenia Komisji Rozwoju pani ta przyznała, że nie pali już trzecią zimę, pomimo, jak się okazuje, całkowicie sprawnej instalacji. Jakich starań dokonała, żeby ogrzać swe mieszkanie? Czy poprosiła o pomoc MZN, a jeśli ma awersję do nich, to może któregoś z kilkudziesięciu sąsiadów eksploatujących identyczny piec? Zwraca także uwagę fakt, że gdy pani S. wezwała na interwencję straż pożarną, strażacy na miejscu zastali zadymione mieszkanie i nie byli w stanie ocenić przyczyn tej sytuacji. Świadczy o tym fakt, że trzykrotnie w protokołach wpisywali trzy różne domniemane przyczyny zadymienia. Z chwilą, gdy pierwszy sygnał o interwencji straży dotarł do MZN, niezwłocznie wysłano na miejsce kominiarza, aby sprawdził, co się dzieje. Kominiarz nie zastawszy lokatora zostawił mu wiadomość (w tym swój numer telefonu), prosząc o kontakt w celu udostępnienia lokalu do oględzin. Lokator, który podobno bronił się przed zamarznięciem, przez cztery dni nie skontaktował się z kominiarzem. Próby pracowników MZN umówienia się na miejscu zdarzenia także były ignorowane. Lokator wyraźnie unikał kontaktów. Piątego dnia udało się pracownikom MZN i kominiarzowi wejść do mieszkania tylko dlatego, że urządzono swoiste polowanie. Pani S. poinformowała pracownika MZM, że przebywa na terenie miasta, ale nie może być w mieszkaniu. Nie przewidziała jednak, że ten zaczeka przed jej budynkiem. Ponieważ straż pożarna poinformowała o zdarzeniach prokuraturę, szczęśliwie się stało, że komisyjne uruchomienie instalacji c.o. odbyło się w obecności policjanta zbierającego informacje w sprawie. W kilka dni później na zlecenie MZN kominiarz ponownie udał się do mieszkania pani S., żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Niestety pomimo dwukrotnych wizyt, nie zastał lokatorki. Sąsiad mieszkający tuż obok poinformował go, że nie zauważył ostatnio żadnych oznak zamieszkania lokatorki. Wynika z tego, że pani S. ma najprawdopodobniej możliwość mieszkania gdzie indziej. Do MZN nie dotarły żadne informacje o jakichkolwiek późniejszych kłopotach podczas palenia w piecyku. Przychylność wobec pani S. wyrażana była w bardzo konkretnej pomocy w spłacie zadłużenia wynoszącego 9,3 tys. zł. Najpierw zgodziliśmy się na rozłożenie całej zaległości na 36 rat (to maksymalna, dopuszczona prawem ilość). Ze względu na trudności finansowe, przychyliliśmy się do ograniczenia wysokości rat do 80 zł miesięcznie i spłaty od listopada 2009 roku. Reszta należności podlegałaby umorzeniu. Ugoda nie była realizowana, więc na kolejne prośby pani S. wyrażona została zgoda na przesunięcie terminu pierwszej wpłaty na luty br. Na posiedzeniu Komisji Spraw Społecznych w dniu 8 lutego pani S. ponownie zwróciła się o pomoc. Skarżyła się na złe funkcjonowanie wentylacji, fatalne warunki zamieszkania (cytat; bród, smród, patologia). Prosiła o pomoc w uzyskaniu bardziej dogodnego mieszkania. Komisja dysponując pełną wiedzą w sprawie, nie wyraziła żadnej opinii. Poprosiła prezydenta Wojciecha Murdzka o ustosunkowanie się do problemu.
3. Moja odpowiedź na oświadczenia radnych wygłoszonych na sesji Rady Miejskiej 22 lutego i opublikowanych w „Tygodniku Świdnickim” nr 8, zamieszczona w tym samym wydaniu gazety.
Zarządzanie gospodarką mieszkaniową to zajęcie trudne i często niewdzięczne. Tym bardziej cieszę się, że jako wiceprezydent przyczyniłem się do udzielenia skutecznej pomocy wielu potrzebującym ludziom. Nie są w stanie tego faktu podważyć nawet najbardziej napastliwe oświadczenia osób oburzonych, bo ośmieliłem się skrytykować niedorzeczne działania części radnych Komisji Spraw Społecznych.
Pewnie każdy woli, gdy inni go chwalą, niż gdy mają do niego pretensje. Ale, jak głosi znane powiedzenie, jeśli dojrzały człowiek nie ma absolutnie żadnych wrogów, oznacza to, że najprawdopodobniej zmarnował swoje życie. Dlatego wbrew intencjom radnego Markiewicza i radnej Bakalarczyk treść i forma ich wystąpień utwierdzają mnie w przekonaniu, że uniknąłem niebezpieczeństwa posiadania plastikowego charakteru i plastelinowego kręgosłupa. W szczególności moja siedmioletnia praca w Urzędzie Miejskim nie jest czasem jałowym i bezużytecznym.
W całości podtrzymuję swoje stwierdzenia zawarte w stanowisku opublikowanym w TŚ z 15.02. Jednak ze względu na oczywiste ograniczenie objętości niniejszej wypowiedzi, nie odnoszę się do sformułowań użytych przez radnych. Czytelników zainteresowanych sprawą zapraszam na prowadzony przeze mnie blog.
Przypis 2
„Ciekawe” rozstrzygnięcia Komisji Spraw Społecznych (wybrane przykłady).
1. Sprawa pani K., do której nawiązałem w tekście publikowanym w TŚ.
Komisja na posiedzeniu w dniu 8 lutego zwróciła się z prośbą do prezydenta o realizację wyroku eksmisyjnego z lokalu przy ul. Ofiar Oświęcimskich do dwóch odrębnych lokali. Jeden przyznany powinien być pani K., drugi jej matce pani W. Historia ta ma początek w 2003 roku. Pani W. zajmując mieszkanie w nowym budynku komunalnym przy ul. Bolesława Krzywoustego, zadłużyła je na ponad 6 tys. zł., chociaż w postaci dodatku mieszkaniowego otrzymała od Miasta pomoc w wysokości 9,3 tys. zł. Żeby uniknąć kłopotów, znalazła osobę, zainteresowaną jej mieszkaniem i wystąpiła o zgodę na dokonanie zamiany lokali. Argumentowała, że mieszkanie jest zbyt duże, przez co drogie w utrzymaniu. Zgodziliśmy się, w rezultacie czego przeprowadziła się do mieszkania przy ul. Henryka Brodatego. Dług został spłacony przez osobę, z która się zamieniała. Po niespełna trzech miesiącach mieszkania w nowym lokalu wystąpiła z wnioskiem o zamianę na inne mieszkanie przy ul. Ofiar Oświęcimskich. Uzasadnieniem było, że lokal na Zawiszowie jest zbyt mały. Ponownie zgodziliśmy się. Dług w wysokości ponad 800 zł. powstały pomimo tak krótkiego zajmowania lokalu, zapłaciła rodzina opuszczająca lokal przy ul. Ofiar Oświęcimskich. Warto dodać, że mieszkała tam od roku 1968 i choć jest to tzw. stare budownictwo nigdy nie skarżyła się na stan techniczny. Jest to ważne, gdyż po kilku latach użytkowania lokalu przez panią W. panuje tam ogromna wilgoć, z powodu której monitowani jesteśmy o błyskawiczne zrealizowanie wyroku eksmisyjnego, który w międzyczasie został wydany wobec pani W. i obecnych współdomowników (łącznie 9 osób). Eksmisja została orzeczona ze względu na kolejne zadłużenie czynszowe, wynoszące obecnie 23,1 tys. zł plus koszty sądowe. Tak wiele osób musi być eksmitowanych, ponieważ już po wypowiedzeniu umowy najmu pani W. przyjęła pod swój dach pięcioosobową rodzinę córki, pani K. Przez wiele lat mieszkała ona w trzypokojowym lokalu swej babci i jej męża, ale je opuściła. W rezultacie trzypokojowy lokal zajmowany jest obecnie przez samotnego starszego pana (babcia pani K. zmarła), a pani K. z mężem i trójką dzieci na własne życzenie przeniosła się do pani W., gdzie w trzech pokojach zameldowanych było już 6 innych osób. Poszukujemy jednego, odpowiednio dużego lokalu, do którego chcemy przeprowadzić całą rodzinę. Uważamy, że ilość dotychczasowych gestów pomocy ze strony Miasta jest duża. Nie chcemy się zgodzić, żeby obecny wyrok eksmisyjny stał się trampoliną dla kolejnego sprytnego manewru tej rodziny. Innego zdania są panie W. i K. Podczas wizyty u mnie nie prosiły, lecz żądały przydzielenia dwóch odrębnych mieszkań. Pomimo przedstawionych faktów Komisja Spraw Społecznych wnioskuje o przydział dwóch odrębnych lokali.
2. Sprawa pana K.
Pan K. w imieniu swego syna usiłował przejąć lokal po zmarłej matce. Prawo stanowi, że jest to możliwe, jeśli osoba ubiegająca się o uzyskanie prawa najmu przez 5 lat mieszkała wspólnie ze zmarłym najemcą. W związku z powyższym rozpoczęto na siłę szukać argumentów, które mogłyby uzasadnić, że właśnie tak było, choć w rzeczywistości okres zamieszkiwania był ewidentnie krótszy. Komisja „łykała jak pelikan” opowieści pana K. na przykład o tym, że jego syn w wieku (chyba dobrze pamiętam) 16 lat wyprowadził się z trzypokojowego mieszkania zajmowanego przez rodziców i malutką siostrę, by móc podawać babci wyjątkowo mocne leki, wymagające specjalnego aplikowania. O pięcioletnim wspólnym mieszkaniu zapewniali ludzie, którzy widzieli to „na własne oczy”, chociaż zdecydowanie krócej znali zmarłą. Nawet przedstawienie przeze mnie dziewięć oświadczeń pani K. o tym, że zamieszkuje samotnie oraz protokół z wizyty u prezydenta, podczas której to wyraźnie stwierdzała, nie zmienił nastawienia komisji. Komisja Spraw Społecznych stanęła w obronie pana K. Podczas sesji Rady Miejskiej, na której rozpatrywano sprawę, chyba największym orędownikiem roszczeń pana K. był członek komisji radny Barcicki. Na szczęście udało się doprowadzić do wyroku eksmisyjnego i wkrótce Miasto odzyska bezprawnie zajmowany lokal.
3. Sprawa pana M.
Pan M. postanowił być przedsiębiorczy w ten sposób, że wynajdował osoby samotne, naiwne i - wyrażając się oględnie - dysfunkcyjne, posiadające prawo najmu mieszkania. W jakiś sposób uzyskiwał od tych ludzi pełnomocnictwo do wykupu mieszkania w ich imieniu, a następnie swobodnego dysponowania lokalem. Po wykupie na preferencyjnych warunkach (z powszechnie obowiązującymi bonifikatami) mieszkania, sprzedawał je samemu sobie. W ten sposób w maju 2000 nabył mieszkanie przy ul. Wałbrzyskiej na rzecz głównego najemcy pana W. Dwa tygodnie później sprzedał je samemu sobie. Następnie w styczniu 2001 wymeldował pana W. donikąd. W listopadzie 2001 sprzedał ten lokal, a w lutym 2002 wprowadził się do mieszkania pana Z., z którym próbował powtórzyć „numer”. Ponieważ urzędnicy zorientowali się, że identyczny manewr został przez niego wykonany jeszcze wcześniej tj. w okresie między czerwcem 1997 a marcem 2000 z mieszkaniem przy ul. ks. Bolka najmowanym przez pana Ma., podnieśli alarm. Zarząd Miasta odmówił panu Z. zgody na wykupienie mieszkania. Jednak pan M. działając na podstawie upoważnienia pana Z., aż do teraz nie daje za wygraną. Ze względu na stwierdzenie wieloletniej nieobecności w mieszkaniu głównego najemcy, pana Z., wypowiedzieliśmy umowę najmu, żeby nie dopuścić do podstępnego przejęcia kolejnego lokalu przez pana M. W odpowiedzi złożył on skargę na działania prezydenta. Rada Miejska przyjęła uchwałę odrzucającą skargę, chociaż Komisja Spraw Społecznych, mimo oczywistości sprawy, wnioskowała o przywrócenie prawa najmu panu Z.
Przypis 3
Przykłady spraw, które - przy ograniczonej ilości mieszkań - musiałyby poczekać na załatwienie, gdyby uwzględniane były preferencje Komisji Spraw Społecznych, np. dotyczące sprawy pani K.
1. Sprawa pani R.
Obecnie ma 32 lata. Wychowywała się w domu dziecka. Potem przebywała w hostelu dla ofiar przemocy i osób w trudnej sytuacji życiowej. Utrzymuje się z renty socjalnej ze względu na swą niepełnosprawność. Mieszka wraz z czworgiem dzieci w pokoiku na poddaszu na 3 piętrze, gdzie jest na tyle mało miejsca, że wszyscy śpią na jednej wersalce. Dostęp do kuchni i łazienki na parterze. Ojcowie trojga dzieci nie żyją. Na liście oczekujących na przydział mieszkania socjalnego znajduje się od 2007 roku.
2. Sprawa pani S.
Pani S. jest czterdziestoletnią wdową, samotnie wychowującą trzy dorastające córki. Po śmierci męża zmuszona była wyprowadzić się z zajmowanego mieszkania i wynająć inne. Stanowi to bardzo duże obciążenie finansowe, zwłaszcza od 2007 roku. Jedna z córek uległa wtedy wypadkowi i odniosła poważne obrażenia, a kosztowna rehabilitacja trwa do dzisiaj. Ze względów zdrowotnych córka musiała zamienić liceum dzienne na zaoczne, przez co skromny budżet domowy obciążany jest dodatkowymi opłatami. Pani S. prowadzi swoisty wyścig z czasem. Dąży do uzyskania lokalu socjalnego, w którym czynsz jest zdecydowanie niższy, niż w przypadku prywatnego najmu. Najważniejszym powodem pośpiechu jest chęć zapewnienia stabilnej przyszłości córkom, dopóki może jeszcze to osiągnąć. Niestety, nastąpił nawrót poważnej choroby rozpoznanej kilka lat wcześniej. Pani S. przeszła już kilka operacje, ale ponownie pojawiło się zagrożenie jej życia. Na liście oczekujących na lokal socjalny znajduje się od listopada 2008 roku.
3. Spraw państwa G.
To ośmioosobowa rodzina składająca się z rodziców i dzieci, które wręcz terroryzują mieszkańców jednej z kamienic przy ul. Długiej. Wspólnota mieszkaniowa zamierza wykonać pilny remont. Jednak do czasu eksmisji rodziny G. uznaje to za działanie bezcelowe, gdyż budynek jest dewastowany przez bezkarnie czująca się młodzież. Wyrok eksmisyjny wydany został w styczniu 2008 roku.
4. Sprawa państwa M.
Jest to pięcioosobowa rodzina skutecznie zatruwająca życie mieszkańców jednej z kamienic przy ul. Komunardów. Bardzo liczne skargi na zakłócanie porządku, dewastowanie budynku, wyzwiska i groźby wobec lokatorów, libacje alkoholowe. Wielokrotne interwencje policji. Do wykonania jest wyrok eksmisyjny z lipca 2007 roku.