niedziela, 28 marca 2010

Jeszcze o aquaparku

Na piątkowej sesji Rady Miejskiej podjęto decyzje, które powodują, że z fazy przygotowań przechodzimy do realizacji aquaparku. Uchwalony został plan zagospodarowania przestrzennego dla rejonu ulicy Śląskiej umożliwiający tę inwestycję. Wyraźną większością głosów skorygowano także budżet miasta, przeznaczając odpowiednie środki na sporządzenie dokumentacji technicznej. W przyszłym tygodniu powinien być ogłoszony przetarg, w wyniku którego wyłonimy wykonawcę projektu budowlanego i wykonawczego. Prace te powinny zakończyć się w tym roku uzyskaniem pozwolenia na budowę.

Dyskusja nad uchwałą korygująca budżet dotyczyła głównie dwóch zagadnień. Przede wszystkim zastanawiano się, ile budowa będzie kosztowała oraz czy stać Miasto na ten wydatek. Radni pytali także, na ile ostateczny kształt obiektu będzie zgodny z wstępną koncepcją przygotowaną na nasze zlecenie. Poszukiwanie odpowiedzi na te pytania sprowadza się obecnie właściwie do jednego – sporządzenia projektu. Bez niego niemożliwe jest określenie nieprzekraczalnych kosztów inwestycji. A nie znając ich, nie sposób przesądzić tego ile pieniędzy i na jakich warunkach musimy pożyczyć oraz tego, kto ostatecznie udzieli nam finansowania. Mamy bardzo mocne podstawy, aby sądzić, że wybudowanie atrakcyjnego parku wodnego jest w zasięgu naszej ręki. Potwierdzenie tego przekonania dokonywać się będzie w kolejnych krokach, z których pierwszy został zrobiony na piątkowej sesji.

Radni wyrazili chęć uczestniczenia w pracach nad dokumentacją. To dobrze. Uważam, że ze względu na wagę inwestycji, warto budować wokół niej szerokie porozumienie. Chociaż wiem, że jak zwykle w takich przypadkach, sukces będzie miał wielu ojców, a ewentualne kłopoty spadną przede wszystkim na prezydenta miasta, na mnie, jako odpowiedzialnego za ten projekt oraz Wspólnotę Samorządową, do której należymy. Jednak śmiało podejmujemy to wyzwanie, wierząc w powodzenie swoich działań.

Współpraca z radnymi może przynieść dobre rezultaty (liczę na inwencję i dobre pomysły), jednak z jednym zastrzeżeniem. Ich głosy dotyczące projektu, nie mogą mieć prymatu nad wskazaniami ekspertów. Bardzo doświadczona w projektowaniu i zarządzaniu aquaparkami firma GMF przedstawiła koncepcję, która uwzględnia oczekiwania świdniczan, potencjał lokalnego rynku i wpływ konkurencyjnych obiektów. Obiekt zgodny z nią, nawet według ostrożnych szacunków, powinien przynosić dochód. Projekt budowlany i wykonawczy doprecyzują propozycję GMF i nadadzą jej ostateczny kształt. Sugestie osób nie będących znawcami przedmiotu nie powinny nadmiernie zmieniać tej przemyślanej, całościowej koncepcji. W takim przypadku groziłoby nam wybudowanie obiektu, który na siebie nie zarobi. Powinniśmy bardziej ufać fachowcom niż swoim intuicjom i przekonaniom. Delikatnie zwracał na to uwagę radnym Rainer Pethran, przedstawiciel GMF. Także mój komentarz w tej sprawie spotkał się chyba ze zrozumieniem. A generalnie, jeśli cisza na sali obrad i uwaga, z jaką radni przyjęli składane przeze mnie wyjaśnienia dotyczące aquaparku, może świadczyć o zrozumieniu racji, którymi się kierujemy, są powody do optymizmu. Naprawdę wierzę, że możliwe jest efektywne współdziałanie prezydenta i rady.

A ugruntowuje moją nadzieję na to, także przebieg dyskusji radnych. Były tam akcenty polemiczne, ale trzymające się meritum sprawy. Wbrew obawom, wątek polityczny pojawił się tylko w jednym wystąpieniu. Wytłumaczyłem jednak radnemu lewicy, że gdybyśmy traktowali aquapark jako „kiełbasę wyborczą” zrobilibyśmy przez minione trzy lata wszystko, aby przed wyborami samorządowymi dokonać uroczystego otwarcia. Skoro jednak zachowujemy rozwagę i ostrożność, dzisiaj przystępujemy „dopiero” do projektowania. Dlatego jeśli przypisywać podejmowanym teraz krokom jakieś znaczenie polityczne, to szukać należy go zupełnie gdzie indziej. Na przykład w wypowiedziach innego radnego lewicy. Zupełnie niedawno pisał, że: „ Nikt przytomny nie wierzy, że ekipa Pana Murdzka wybuduje aquapark” ,
„ Przy takim podejściu prezydenta i koalicji rządzącej marne są widoki, że taki powstanie” oraz „Guzik z pętelką zamiast parku wodnego w Świdnicy”. Dotychczasowe działania określał, jako: „udawanie budowy’, wyrzucanie pieniędzy w błoto”, a przygotowaną przez GMF koncepcję jako „megalomańską” i „monstrualną, jak na warunki świdnickie”. Dobrze, że takiej retoryki nie było na sesji, chociaż nie można wykluczyć, że kiedyś się pojawi. Chciałbym, aby powstawaniu aquaparku, nie towarzyszył przywołany przeze mnie w poprzednim wpisie na blogu „syndrom Małysza”. Ryzyko tego będzie mniejsze, jeśli na bieżąco przekazywane będą informacje na temat postępu prac. Dlatego, pewnie ja także jeszcze o tym napiszę.

niedziela, 21 marca 2010

Małysz bryndza, Justyna bryndza. Wiosna też?

W tym roku Adam Małysz, jak za najlepszych swych lat, dostarczył nam wiele radości. Dwa srebrne medale olimpijskie, potem kilka drugich miejsc w konkursach Pucharu Świata. W ostatni weekend znakomicie rozpoczął Mistrzostwa Świata w Lotach, gdzie prowadził po pierwszej serii. Niestety, potem oddawał krótsze skoki i w ostatecznej klasyfikacji o 0.4 pkt przegrał brązowy medal, zajmując czwarte miejsce. Informacje te przeczytałem na portalu Onet.pl. Przeczytałem tam także komentarze internautów. Poniżej kilka wybranych. Zachowałem oryginalna pisownię. Pogrubiłem tytuły.

Najpierw te zawierające całościową ocenę występów mistrza:

Wstyt…….i ból…….
Hahahaha żenua---i tym marnym akcentem Małysza kończymy sezon.
Z czym do mistrzów??? Ale cóż przypieczętował na koniec swoją kiepska formę, a wszystko inne to zbieg/fuks/przypadek - o którym na wasze kibice szczęście nikt za pól roku nie będzie pamiętał. Bo drugie miejsca znaczą... uwaga... NIC w imprezach takich jak ZIO i MŚ. "NIE MA ZŁOTA DLA NIELOTA" - hasło mijającego sezonu :))

Oczywiste, że objawili się eksperci:

tylko Adamowi, człowieku nie umiesz się skoncentrować po pierwszym skoku!
Niestety tym razem mnie zaewiódł,miał medal w zasięgu ręki!!!
Widać że nie ta siła przy wybiciu, młodsi poza zasięgiem.
Zenujace! Przykro bylo ogladac skoki Malysza, on poprostu nie umie latac, caly sie trzasl a glowa mu latala jak na koncercie Metallicy!
JA WIDZĘ JEDNO Postura Ammanna ma swoje naturalne proporcje , zaś Małysza jest wychudzona , zabiedzona i nienaturalna , by wybić się na progu potrzeba trochę fizyki w mięśniach , no niestety owe odchudzanie nie pomogło jemu , dobrze że go pająk za obraz nie wciągnął


Jak określić, ile „fizyki” trzeba mieć w głowie, żeby tak pryncypialnie, jak poniżej, rozliczać Małysza za urażenie dumy narodowej pisarczyków? Zwłaszcza, jeśli ich bezkompromisowość jest absolutna.

DOŚĆ tych upokorzeń. Małysz powinien zakończyć karjerę.
Co konkurs to gorzej skacze i przynosi Nam polakom wstyd. Im prędzej podejmie decyzję, tym będzie lepiej. Taki Kamil Stoch robi postempy a on co ? W sporcie trzeba się wykazywać. Taka prawda.
Małyszowi powinni puszczać po każdym skoku ten kwałek Budki Suflera 'trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść' ....
znowu kompromitacja na arenie międzynarodowej!
Kiedy wreszcie ta karykatura skoczka odejdzie na niezasłurzoną emeryturę?!

Trudno się dziwić, że w tej sytuacji wezwano Małysza do wygłoszenia samokrytyki:

Dlaczego Małysz nie umie się przyznać że nie umie latać ??????
Jak można było skoczyć 211m jak inni skaczą po 236m ??????
CO ZA ŻENADA -NIE PRZEPROSIŁ ZA IGRZYSKA, MOŻE TERAZ STARCZY MU CHOĆ trochę na to honoru choć znając go nie liczyłbym na to. Ale jaki kraj takie bohaterzy...

Podważono wszystkie dotychczasowe osiągnięcia:

Prawda jest jedna że medale igrzysk to był czysty przypadek.
PORAŻKA MAŁYSZA !! POTWIERDZIŁ ŻE NIE POTRAFI WYGRYWAĆ !!

Jasne, że facet bez honoru zasługuje na ironię i szyderstwa:

Kiedy wreszcie ta małamysz schowa sie do mysiej dziury i przestanie blokować rozwój narciarstwa w Polsce????
CZEGO ZABRAKŁ TYM RAZEM? JA MYŚLĘ, ŻE OPTYMALNEJ
AERODYNAMIKI - WĄSY JEDNAK PRZESZKADZAJĄ.
I co? Dalej "Adaś jest królem"? To co dziś wykonał, to kompletny wstyd. Nawet Kamil Stoch skoczył 7 m dalej, nie mówiąc już o czołówce. Forma NIELOTA powraca, buhah

Znaleziono współwinnych. Jak zawsze to mohery od ojca Rydzyka:

wydaje mi się że zabrakło kibiców rodziny radia Maryja

Wiele osób brało Małysza w obronę. Niektórzy nawet mocno się wkurzyli:

Zle ze przegrał-robaki znowu wyszły i jada pisza same brednie, zyciowe nieloty.No nie wygrał i co z tego kriery nie konczy.
MDLI MNIE JAK CZYTAM TE WPISY - onaniści na dwór.
Przeważnie nie czytam forumowych opisów, ale czasami zjadę zbyt nisko strony i zerknę na te nędzne wypociny. Mdli mnie jak to czytam. Facet dla polskiego sportu zrobił tak wiele jak mało kto a w sporcie niestety - raz na wizie...Żal mi was komputerowi onaniści, którzy tylko narzekają jednocześnie mocno ściskając "wacka" w dłoni. Wyjdźcie na dwór i przewietrzcie mózgi. Zjeźdiłem trochę świat i z przykrością muszę stwierdzić, że tylko Polak Polakowi wilkiem.

W podobnym tonie komentowano osiągnięcia sportowe Justyny Kowalczyk, Roberta Kubicy i innych. Zresztą, dotyczy to nie tylko sportowców. Przypominam sobie wystąpienia totalnych krytyków nominacji do nagrody Oscara dla filmu „Katyń” Andrzeja Wajdy, wyboru Jerzego Buzka na szefa Parlamentu Europejskiego, przyznania Polsce organizacji EURO 2012 lub literackiej Nagrody Nobla dla Wisławy Szymborskiej. Niestety, zawsze mamy do czynienia z pewną ilością frustratów, matołków, ludzi zawistnych i zakompleksionych. Często jad zalewa im oczy, tak bardzo, że zakłóca wyrazistość widzenia rzeczywistości. Można analizować motywacje ich działania, ale nie po to zestawiłem te cytaty. I także nie dlatego, żeby zgłębiać tajniki narodowej natury. Zrobiłem to, ponieważ pomyślałem sobie o naszym mieście. Bo gdy się zastanowić, bez trudu wskazać można wypowiedzi dotyczące Świdnicy, które nie odbiegają od stylu tych prezentowanych powyżej. Chociaż nie jesteśmy ósmym cudem świata, ani pępkiem Europy, a nawet Polski, oprócz problemów, mamy także niezaprzeczalne osiągnięcia. Sporo jest także powodów do drobnych, dla innych może nieistotnych, radości i satysfakcji. Ja sam w żadnej dziedzinie, którą się zajmuję, nawet nie zbliżyłem się do wyżyn sportowego poziomu Adama Małysza. Bez dwóch zdań, on jest lepszym skoczkiem niż ja prezydentem. Jeśli więc, o nim bez powodu wypisuje się bzdury, czy powinienem dziwić się lub nadmiernie przejmować tym, co niektórzy głoszą na temat mojej pracy dla Świdnicy? Niewątpliwie, sensowną krytykę warto brać pod uwagę. A resztę, po prostu puszczać mimo uszu.

Rozczarowany kibic z Krakowa napisał:

PIĘKNA SOBOTA MAŁYSZ BRYNDZA JUSTYNA BRYNDZA
CRACOVIA BRYNDZA CO MNIE POCIESZY

Mnie pociesza przychodząca dzisiaj wiosna, bo z jej nadejściem w Świdnicy wiele dobrego się zdarzy. Nawet, jeśli nie wszystkim przypadnie do gustu nowy wygląd ul. Łukowej, stragany kwiaciarek w Rynku, fontanny na pl. Św. Małgorzaty, projekt aquaparku i centrum przesiadkowego, droga do A4, odbudowa wieży ratuszowej, uzupełnienie „małej architektury” i nasadzenia zieleni na pl. Jana Pawła II. Pewnie znajdą się i tacy, co będą „wieszać psy” na festiwalu filmowym, kongresie regionów itp. Pewnie ktoś powie, że skoro Małysz bryndza, to i Pałac, Murdzek i Wspólnota Samorządowa też bryndza. Cóż, jestem przekonany, że receptą na te „uprzejmości” jest odwaga działania i optymizm, którym mimo przeciwności losu promieniuje Adam Małysz. Wiem na pewno, że nam też ich nie zabraknie.

sobota, 13 marca 2010

Sójka odlatuje do aquaparku

„Wybiera się sójka za morze,
Ale wybrać się nie może.”

Tak zaczyna się znana bajka Jana Brzechwy o ptaszku, który ponad trzy lata odkładał ważną decyzję. W końcu z niej ostatecznie zrezygnował, chociaż wcześniej wielokrotnie zapowiadał, że już za chwilę poderwie się do wyjątkowego lotu. Ten sympatyczny wierszyk może służyć do opisu przygotowań do budowy świdnickiego aquaparku – wiele przygotowań i brak ostatecznej decyzji: startujemy! Jednak taki stan rzeczy może i powinien się zmienić na sesji Rady Miasta w dniu 26 marca. W porządku obrad znajdą się dwa projekty uchwał, których przyjęcie oznacza w praktyce rozpoczęcie procesu inwestycyjnego.

Odwołując się do bajki, nie chciałbym stworzyć wrażenia, że to radni dotychczas zwlekali z czymkolwiek. Przeciwnie, wielokrotnie dopytywali się o stan przygotowań, nawet ponaglali. Jeśli komuś przyznać miano sójki, to przede wszystkim mnie, bo od początku odpowiadam za tę inwestycję. Stąd czuję się w obowiązku wyjaśnić, że właśnie teraz proponuję rozpoczęcie tych najbardziej konkretnych działań, bo spełnione są trzy najważniejsze warunki.

Warunek 1: dla rozpoczęcia jakiejkolwiek budowy potrzebny jest projekt budowlany, który musi być zgony z ustaleniami planistycznymi dla danego rejonu miasta. Właśnie zakończyliśmy prace i dlatego na najbliższej sesji przedstawiony będzie do uchwalenia plan zagospodarowania przestrzennego rejonu ul. Śląskiej. Po jego przyjęciu można rozpocząć prace nad dokumentacją techniczną. Plan jest potrzebny także dla formalnego zakończenia procesu likwidacji ogrodów działkowych i przejęcia terenu pod budowę aquaparku. Stosowne porozumienie zostało już wynegocjowane z działkowcami i czekamy tylko na uchwalenie planu.

Warunek 2: dla rozpoczęcia jakiejkolwiek budowy, szczególnie jak aquapark nastawionej na świadczenie usług dla mieszkańców i pokrywanie w ten sposób kosztów swojego funkcjonowania, trzeba określić, co właściwie chcemy zbudować (tylko pozornie jest to oczywiste, bo jest wiele rodzajów obiektów rekreacji znacząco różniących się od siebie specyfiką i wielkością). Od listopada wiemy to wystarczająco dokładnie. Niemiecka firma GMF zarządzająca ponad dwudziestoma parkami wodnymi w Europie opracowała koncepcję, według której chcemy wykonać dokumentację techniczną. Zaproponowano model aquaparku optymalny z punktu widzenia ekonomicznego, a zarazem odpowiadający aspiracjom świdniczan. Jeśli Rada Miasta zgodzi się na sesji z wnioskiem prezydenta o przeznaczenie pieniędzy na inwestycję, na początku kwietnia ogłosimy przetarg na wykonanie projektu budowlanego i wykonawczego.

Warunek 3: dla rozpoczęcia jakiejkolwiek budowy, zwłaszcza tak kosztownej jak aquapark, konieczne jest zagwarantowanie dostępności pieniędzy na realizację inwestycji. Bez tego, nawet spełnienie dwóch poprzednich warunków niewiele daje. A jednocześnie warunek trzeci jest najważniejszy i najtrudniejszy. Wszakże przybliżona wartość inwestycji to 45 milionów. Obecnie, po wielu staraniach, mamy wreszcie realne podstawy uważać, że uda się sfinansować budowę. Dwie wiarygodne firmy przedstawiły dwie różne metody wieloletniego finansowania (oraz gotowość uczestnictwa w nim), które są dostosowane do możliwości budżetu miasta. Dopiero teraz możemy uznać, że nie jest nadmiernym ryzykiem wydać około 900 tys. zł na projekt techniczny i l,3 mln zł na pozyskanie gruntu od działkowców.

Łączne spełnienie trzech powyższych warunków daje podstawy do uznania, że inwestycja nabiera realnego kształtu. Czy można było spełnić je szybciej? Z perspektywy minionego czasu widać, że pewnie tak. Jednak nie uważam, że krytykowane przez niektórych prace przygotowawcze były nieuzasadnione, czas im poświęcony stracony, a wydatkowane na nie pieniądze zmarnowane. Stosując ptasią nomenklaturę twierdzę, że lepiej bezpieczniej przez jakiś czas postępować jak sójka, niż ostatecznie „wyjść na dudka”. Decyzje dotyczące tak dużych i obciążających finanse miasta przedsięwzięć muszą być podejmowane w sposób bardzo rozważny, bo odpowiedzialność jest ogromna. A niektóre przykłady zrealizowanych w Polsce (i nie tylko) aquaparków wskazują, że ostrożność jest wielce wskazana.

I jeszcze jedna rzecz. Spodziewam się, że na najbliższej sesji pojawią się głosy, że park wodny jest za mały lub za duży. Ktoś pewnie uzna, że wieża do skoków potrzebna, albo niepotrzebna. Być może kontrowersje dotyczyć będą na przykład liczby torów w niecce do pływania lub jej długości. Nie można wykluczyć ciekawych, uzasadnionych modyfikacji koncepcji. To jasne, że realizacja tak oczekiwanego projektu musi budzić żywe reakcje i uwagi, także wzajemnie ze sobą sprzeczne. Odwołując się jednak do utworu Jana Brzechwy przypomnę, że sójka przed zamorską podróżą odwiedzała krewnych, robiła zakupy i wiele innych, raczej niekoniecznych do wykonania rzeczy. Warto zadbać o to, żeby uzasadnione i zrozumiałe różnice poglądów dotyczące nawet ważnych szczegółów nie stały się pretekstem do odkładania niezbędnych do podjęcia kroków. Wiersz o niedoszłej podróżniczce kończy się jej stwierdzeniem:

„Kto chce zwiedzać obce kraje,
Niechaj zwiedza.
Ja – zostaję”.


Pewny jestem, że taki finał naszych dążeń do wybudowania parku wodnego nie byłby zadowalający. Tym bardziej, że od tej chwili wypadki mogą się potoczyć następująco: koniec 2010 r. pozwolenie na budowę, wiosna 2011 r. rozpoczęcie prac, jesień 2012 r. otwarcie parku wodnego. Cóż, poderwijmy się do lotu! Droga jest daleka, ale możliwa do przebycia. Lądowanie w aquaparku!

Choć w listopadzie ubiegłego roku media już o tym informowały, podam zasadnicze elementy projektowanego aquaparku. Obiekt o powierzchni użytkowej 5.700 m2, w tym woda 830 m2. Na zewnątrz teren o pow. 10.400 m2, w tym 260 m2 woda. Budynek z „otwieranym” dachem lub fasadą umożliwiającą w lecie utworzenie z wnętrza i terenów poza kubaturą jednolitej strefy wypoczynku. Niecki wewnętrzne: basen sportowy dł. 25 m, 6 torów, wieża do skoków wys. 3 m; basen o wym. 8x12,5 m do nauki pływania z regulowaną podłogą, w zakresie gł. od 0,4 do 1,8 m; basen rekreacyjny z atrakcjami typu leżanki wodne, dysze masujące wodą, rwąca rzeka itp. pow. 250 m2, gł. od 0,9 do 1,35 m połączony z basenem zewn.; basen dla małych dzieci z atrakcjami – zabawkami dla najmłodszych, pow. 40 m2, gł. od 0 do 0,4 m.: zjeżdżalnia dł. 100m. Niecka zewn. rekreacyjna pow. 200 m2 i niecka dla małych dzieci pow.40 m2. Wyposażenie podobne jak wewnątrz. Obszar wewn. i zewn. saun (fińska, aromatyczna, ziemna, kąpiel parowa) z nieckami do chłodzenia i niecką do kąpieli solankowych, strefą wypoczynku (pomieszczenie z kominkiem, pawilon w ogrodzie saunowym, ścieżki do masażu stóp. Obszar SPA, w tym 2 pomieszczenia dla pojedynczych osób i 1 pomieszczenie dla par.

środa, 3 marca 2010

Gołębie serca?

Proszę Czytelników o wybaczenie z powodu nadzwyczajnie dużej objętości poniższego wpisu. Oprócz tytułowego tekstu przeciętnej wielkości, zamieściłem też przypisy. Wydaje mi się, że ze względu na szczególne okoliczności, było to konieczne. Dodatkowe informacje są adresowane przede wszystkim do osób szczególnie zainteresowanych opisywaną sprawą. Ale oczywiście, zachęcam do lektury wszystkich, życząc cierpliwości.

Na ostatniej sesji Rady Miejskiej dwoje radnych Adam Markiewicz i Lidia Bakalarczyk złożyli oświadczenia dotyczące tekstu opublikowanego przeze mnie w nr 4 „Tygodnika Świdnickiego”. Dla Czytelników nieznających sprawy, krótkie wyjaśnienie. Otóż, gazeta dwa tygodnie wcześniej opisała, jak radni Mariusz Barcicki i Lidia Bakalarczyk „ratowali przed zamarznięciem” panią S., którą jakoby bezduszne służby miejskie „zmuszają” do zajmowania niechcianego przez nią mieszkania w nowym budynku socjalnym przy ul. Parkowej. Przez kilka godzin krążyli po mieście w poszukiwaniu noclegu, bardzo się dziwiąc, że w instytucjach pomagających osobom bez dachu nad głową nie mogą uzyskać pomocy dla osoby, która ma mieszkanie. Działo się to bezpośrednio po posiedzeniu Komisji Spraw Społecznych, na którym radni bezkrytycznie przyjęli opowieść tej pani na temat rzekomo niesprawnego ogrzewania etażowego w zajmowanym lokalu. W rezultacie sformułowali wniosek o jej przekwaterowanie. Do jego przyjęcia niepotrzebne im były informacje i wyjaśnienia dobrze znających sprawę kierownika Referatu Gospodarki Mieszkaniowej oraz dyrektora i inspektora nadzoru w MZN. Osoby te, biorące udział w posiedzeniu komisji odprawiono, zanim przystąpiono do rozpatrywania skargi pani S. W rezultacie na podstawie nieprawdziwych przesłanek (instalacja c.o. jest całkowicie sprawna) przyjęto stanowisko ewidentnie sprzeczne z prawem (niezależnie od rozważań dotyczących ogrzewania, pani S. nie spełnia warunków umożliwiających przekwaterowanie). Ponieważ nie był to pierwszy przypadek, gdy Komisja Spraw Społecznych wydaje kuriozalne, a dodatkowo niezgodne z prawem opinie, zareagowałem, upubliczniając swoje stanowisko. Poniżej zamieszczam jego treść oraz dodatkowe szczegóły dotyczące sprawy.(Przypis 1)
Przyznam, że nie dziwi mnie gwałtowności reakcji radnych Lidii Bakalarczyk i Adama Markiewicza. Na ich miejscu także pewnie nie byłbym zachwycony, gdyby okazało się, że prawdziwość wzruszającej opowieść o pomocy radnych zamarzającemu obywatelowi została poddana w wątpliwość. Pozostawiam ocenie Czytelników, czy jest rozumne spędzenie wieczoru na poszukiwaniu schronienia dla kogoś, kto od trzech lat nie używa ogrzewania w posiadanym lokalu, bo chce wymusić jego zamianę. Jednak, jeśli nawet ktoś uznałby, że radni „wyszli na głupków”, chyba nie to jest dla nich największym problemem. Rzecz w tym, że moja krytyczna ocena prac komisji podważa kardynalną zasadę jej funkcjonowania, przyjętą przez większość radnych już na początku kadencji. Sprowadza się ona do uznania, że każdy obywatel, który zwróci się do nich, niezależnie od okoliczności, zawsze ma rację i należy spełnić jego oczekiwania. Przyjmuje się za oczywiste, że skoro się skarży, na pewno jest pokrzywdzony przez prezydenta i jego pracowników, którzy, według radnych, nigdy nie mają racji. Taka wykładnia wrażliwości społecznej obowiązuje w komisji. Jej konsekwencją jest próba dzielenia mieszkańców na „naszych” (rozwiązanie ich problemów ma nastąpić szybko i bezwarunkowo, bo proszą radnych o interwencję) i „nie-naszych” (na rozwiązanie swoich problemów mogą czekać dłużej, skoro nie interweniują u radnych). Drugi, zupełnie bezsensowny podział, to na „ludzkich” radnych i „nieludzkiego” prezydenta. Pan Markiewicz wyraził to wprost pisząc: „nadal będę wrażliwy na ludzką niedolę i krzywdy”. Moją postawę skwitował określeniami: „apodyktyczna osobowość nasycona dużą arogancją, brakiem szacunku dla drugiego człowieka”, „nienawidzi ludzi”. W praktyce radni Adam Markiewicz i Lidia Bakalarczyk postulują powrót do punktów „za pochodzenie”. Po prostu, jeśli ktoś pochodzi na posiedzenia komisji, załatwi sprawę. Jeśli nie będzie wydeptywał ścieżek do radnych, sam sobie jest winien. Kompletnie odrzuca się metodę postępowania, którą - jestem pewien - akceptuje zdecydowana większość mieszkańców Świdnicy. Polega ona na połączeniu życzliwości i zrozumienia dla osób potrzebujących wsparcia z rzetelnym badaniem ich sytuacji, ustalaniem rzeczywistego stanu faktycznego spraw, elementarnym krytycyzmem wobec podawanych informacji, obiektywną ich oceną oraz sprawiedliwym, zgodnym z prawem rozstrzygnięciem. Niestety, ogromna ilość opinii formułowanych przez komisję kierowana przez panią Lidię Bakalarczyk zapada wbrew podanym zasadom. I nie chodzi wcale o naturalne różnice stanowiska radnych i prezydenta, zwłaszcza w wątpliwych przypadkach. One mogą się zdarzać. Fakty jednak są jednoznaczne. Od początku kadencji Komisja Spraw Społecznych zajmowała się 38 różnymi sprawami mieszkaniowymi. Nie było żadnego przypadku, aby wydała opinię negatywną wobec wniosku mieszkańca. Ani razu! Dla ilustracji, poniżej podaję kilka przykładów „ciekawszych” rozstrzygnięć (Przypis 2) oraz kilka „palących” potrzeb (Przypis 3), które nie mogłyby zostać szybko spełnione, gdybym uwzględniał propozycje komisji. Bo przecież jak wiadomo, lokali zawsze było, jest i będzie mniej niż ubiegających się o pomoc rodzin.
Dlaczego nie mogę akceptować obecnego stylu działania komisji? Ponieważ stosując się do jej zaleceń, postępowałbym przeciwko tym wszystkim, którzy nie mają zbyt wiele tupetu lub wyrachowania albo po prostu ufają instytucjom samorządowym na tyle, że bez nieuzasadnionych awantur czekają, czasem długo, na zaspokojenie swych potrzeb. Radni z komisji nakłaniają mnie, żebym tych wszystkich ludzi musiał de facto traktować, jako głupków i naiwniaków, którzy nie wiedzą, że najlepszą drogą do osiągnięcia swych celów jest wizyta w Komisji Spraw Społecznych. To jest, według mnie, niesprawiedliwość w czystej postaci. Jeśli będziemy pomagać ludziom w trudnej sytuacji według kryterium „kto najbardziej się poskarży lub napłacze”, premiować będziemy cwaniactwo, chamstwo i intrygi. Przy okazji stworzymy grunt dla politycznej (i nie tylko) korupcji.
Czy w tak delikatnej materii, jak gospodarka mieszkaniowa można łączyć empatię wobec ludzi z bezstronnym, racjonalnym działaniem? Owszem, tak. Przykładem jest Komisja Mieszkaniowa opiniująca wszystkie wnioski o przydział mieszkań. Składa się ona z osób, które nie pracują w Urzędzie Miasta, a na co dzień, w pracy zawodowej lub społecznej bezpośrednio stykają się z ludzką biedą. Niejedno już widzieli, w związku z tym trudno ich czymś zaskoczyć lub oszukać. Zbierają się raz na kwartał, nie pobierając za to żadnego wynagrodzenia. Wizytują każdy adres, z którego pochodzi prośba mieszkańca, skrupulatnie analizują dokumenty, przeprowadzają (jeśli trzeba) dodatkowe wywiady z zainteresowanymi. Około połowy spraw kończą rekomendacją do umieszczenia na liście oczekujących na przydział mieszkania. Pozostałe wnioski, jeśli jest to uzasadnione, przekazują do uzupełnienia lub opiniują negatywnie, jeśli nie są spełnione właściwe wymogi. Stać ich na to, żeby odmownie potraktować nieuprawniony wniosek, którego autor nierzadko z pomocy społecznej uczynił wygodny sposób na życie. Ale członkowie Komisji Mieszkaniowej nie są radnymi i nie muszą zabiegać o każdy głos, nawet ewidentnego pieniacza lub kombinatora. Inaczej ma się rzecz z członkami Komisji Spraw Społecznych. Jak pisze jej przewodnicząca, ich „rolą jest pomaganie mieszkańcom oraz kontaktowanie się ze wszystkimi, którzy potrzebują tej pomocy i udzielanie jej w sposób autentyczny”. Bardzo szlachetnie! Dopowiem tylko, że udzielanie pomocy wszystkim potrzebującym, odbywa się na koszt wszystkich pozostałych.
Pani Lidia Bakalarczyk w imieniu radnych ze swej komisji pyta, „kto upoważnił pana I. Pałaca do oceny pracy radnych z tej komisji?”, a pan Markiewicz pisze, że ”radny nie musi się znać na wielu sprawach, ale musi mieć chęć wsparcia człowieka”. Czy należy rozumieć, że radni są poza krytyką? A na dodatek, nie należy od nich wymagać pobieżnej choćby znajomości dwóch prostych uchwał Rady Miejskiej dotyczących prawa lokalowego? Bardzo ciekawe opinie! Może ich autorzy posiadają przysłowiowe gołębie serca? Nawet jeśli tak, powinni uważać z wygłaszaniem podobnych zdań. Wszakże złośliwi mogliby przypomnieć im znane określenie, dotyczące innego ptasiego organu.
Myślę, że choć nieźle mi się oberwało od atakujących mnie radnych, warto było wszcząć tę polemikę. Dotyczy ona zasad ważnych dla dobrego działania samorządu. W tej kadencji, ze względu na urażone ambicje radnych, nie liczę już na pozytywne efekty. Ale może się mylę. Może uzasadniona jest moja naiwna wiara, że gdy mieszkańcy się dowiedzą, to... No właśnie, co na to mieszkańcy?
Przypis 1.

1. Tekst mojego autorstwa opublikowany w „Tygodniku Świdnickim” nr 6.

W nawiązaniu do treści artykułów: „Czy wszystko jest w porządku” oraz „Dlaczego nie pomogli?” zamieszczonych w nr 4 (203) „Tygodnika Świdnickiego” wyjaśniam, że opisany przypadek osoby rzekomo zagrożonej w dniu 25.01. zamarznięciem w swoim mieszkaniu przy ul Parkowej 9/18 został definitywnie wyjaśniony. Wbrew słowom lokatora, przekonaniom grupy radnych z Komisji Spraw Społecznych i stwierdzeniom autora wyżej wymienionych publikacji w opisanym mieszkaniu system grzewczy jest całkowicie sprawny. Z protokołu kontroli przewodów kominowych dokonanych w dniu 27.01. przez uprawnionego mistrza kominiarskiego wynika niezbicie, że przewody kominowe są drożne i posiadają dobry ciąg w podłączeniach zarówno kuchni węglowej jak i wentylacji wywiewnych. W protokole z przeglądu instalacji grzewczej dokonanego w dniu 28.01. przez inspektora nadzoru i wykonawcę robót, w obecności przedstawiciela policji oraz samego lokatora (jego podpis widnieje na dokumencie) zapisane zostało, że instalacja jest sprawna, w dobrym stanie technicznym. Notatka służbowa oraz zdjęcia wykonane w mieszkaniu w dniu 27.01. przez pracowników MZN dowodzą, że przyczyną zadymienia mieszkania powodującego interwencje straży pożarnej było szczelne zaklejenie kratek wentylacyjnych i całkowite zamknięcie nawietrzaka podokiennego, dostarczającego (przynajmniej do czasu pełnego rozpalenia paleniska) powietrza koniecznego dla procesu spalania węgla w piecu. Fakty są jednoznaczne i na tym można by poprzestać w odpowiedzi na przywołane artykuły. Jednak sprawa ta budzi pytania, które muszą niepokoić.
Zastanawiające jest na przykład, dlaczego większość radnych z Komisji Spraw Społecznych, po raz kolejny w sporze między instytucjami miejskimi lub Urzędem Miasta a skarżącym się obywatelem, angażuje się jednoznacznie po stronie osób, które ewidentnie nie mają racji. Na dodatek najczęściej ludzie ci na różne sposoby usiłują „robić Miasto w konia”, jednocześnie nie wypełniając swych elementarnych obowiązków. W tym przypadku wchodzi w grę umorzone już kilkunastotysięczne zadłużenie czynszowe oraz nowy, narastający szybko dług. Okoliczności tego rodzaju wydają się nie mieć dla tych radnych żadnego znaczenia. Dziwne jest, że wiarygodność rozmaitych frustratów, histeryków i naciągaczy jest dla tej komisji zazwyczaj większa niż urzędników reprezentujących Miasto. Na konkretnych przykładach można pokazać, że nawet ewidentnie nieuzasadnione pretensje lub skrajnie bezczelne żądania są bezkrytycznie przyjmowane przez radnych. Powstaje wrażenie, że radni ci za swoją misję uważają wspieranie każdego, kto z jakiegokolwiek powodu nie jest zadowolony ze sposobu rozstrzygnięcia danej sprawy przez prezydenta i jego pracowników.
Dziennikarz w ostatnim akapicie artykułu wyraża nadzieję, że „przygoda” z 25.01. wszystkich czegoś nauczyła. Nie jestem aż takim optymistą. Stosunkowo najłatwiej sprawić, żeby w kolejnych publikacjach na podobne tematy ich autor nie powtarzał błędów rzeczowych, które znalazły się w obu artykułach. O wiele trudniej spowodować wśród radnych refleksję, że osoba, której stronę biorą trzykrotnie niepotrzebnie wezwała Straż Pożarną do swego mieszkania. W rezultacie, kompletnie bez sensu zmuszono do działania Policję, Prokuraturę Rejonową oraz Powiatowy Nadzór Budowlany. Nie wspomnę o całkowicie niepotrzebnych działaniach spółdzielni kominiarskiej i pracowników MZN. Trudno mi także uwierzyć, że radnych poruszy ujawniony obecnie fakt, że opisywane mieszkanie w budynku zrealizowanym za kilka milionów złotych nie jest ogrzewane przez trzecią kolejną zimę. W połączeniu z bezmyślnym zatkaniem otworów wentylacyjnych stan taki musi prowadzić do zawilgocenia lokalu. Niestety, nie wierzę także, żeby jakąkolwiek konsternację wywołało wśród większości radnych to, że dwoje z nich krążyło po mieście w poszukiwaniu pomocy dla ofiary mrozów tylko dlatego, że osoba ta postanowiła nie palić w piecu, aby wymusić zamianę mieszkania. Jeśli moja ocena radnych Komisji Spraw Społecznych wyda się komuś nadmiernie krytyczna, zachęcam do zapoznania się z rezultatami najbliższego posiedzenia tego gremium. Zaproszona jest na nie kolejna „pokrzywdzona” przez Urząd osoba. Całkiem niedawno, tuż przed wydaniem wyroku eksmisyjnego przyjęła do swego mieszkania córkę z dzieckiem. W związku z powyższym żąda (!) obecnie, aby podczas eksmisji zapewnić zupełnie odrębne lokale dla niej i dla córki. Bardzo bym się zdziwił, gdyby komisja nie poparła jej starań. Ale cóż, może tym razem optymizm redaktora Tygodnika Świdnickiego okaże się uzasadniony.

2. Dodatkowe informacje dotyczące sprawy pani S.
Osoba ta przed kilku laty, mając bardzo duże zaległości czynszowe, prosiła o danie jej czasu na znalezienie chętnej osoby na zamianę mieszkań. Zgodziliśmy się. Jednak doszły do nas wiarygodne informacje, że od osób zainteresowanych zamianą chce ogromnej kwoty „odstępnego”? W rezultacie przez bardzo długi okres nie dochodziło do żadnej zamiany. Gdy straciliśmy cierpliwość i skierowaliśmy do sądu wniosek o eksmisję, zostaliśmy oskarżeni, że świadomie doprowadziliśmy do zwiększenia długu. Nie obrażając się, biorąc pod uwagę względy zdrowotne i kulturowe zaproponowaliśmy obiektywnie dobry i najlepszy z możliwych w tym czasie lokal socjalny w dopiero co oddanym do użytku nowym budynku przy ul. Parkowej (z minimalnym czynszem). Jednak zainteresowana nie chciała go przyjąć, bo oczekuje mieszkania o najwyższym standardzie. Pomijając fakt, że lokali socjalnych z wszystkimi wymogami nie mamy, to rodzi się pytanie, dlaczego ta osoba miałaby być w ten sposób „nagrodzona” i co na to inni mieszkańcy, czekający na lokal. Warto się także zastanowić, skąd biedny lokator eksmitowany za długi wziąłby pieniądze na opłacenie czynszu odpowiadającemu lokalowi o najwyższym standardzie. A może wyobrażał sobie, że mieszkając np. w nowym budynku na ul. Kopernika będzie płacił czynsz jak za lokal na ul. Garbarskiej? Pomimo niezgody pani S., doszło do „siłowej” eksmisji, poprzedzonej atakami swoistej histerii podczas wizyt w Urzędzie Miejskim, w tym także u prezydenta. Po przeprowadzce rozpoczęło się trzyletnie, kompletnie bezpodstawne (protokoły opisane w stanowisku są jednoznaczne) udowadnianie, że lokal nie nadaje się do mieszkania. Podczas posiedzenia Komisji Rozwoju pani ta przyznała, że nie pali już trzecią zimę, pomimo, jak się okazuje, całkowicie sprawnej instalacji. Jakich starań dokonała, żeby ogrzać swe mieszkanie? Czy poprosiła o pomoc MZN, a jeśli ma awersję do nich, to może któregoś z kilkudziesięciu sąsiadów eksploatujących identyczny piec? Zwraca także uwagę fakt, że gdy pani S. wezwała na interwencję straż pożarną, strażacy na miejscu zastali zadymione mieszkanie i nie byli w stanie ocenić przyczyn tej sytuacji. Świadczy o tym fakt, że trzykrotnie w protokołach wpisywali trzy różne domniemane przyczyny zadymienia. Z chwilą, gdy pierwszy sygnał o interwencji straży dotarł do MZN, niezwłocznie wysłano na miejsce kominiarza, aby sprawdził, co się dzieje. Kominiarz nie zastawszy lokatora zostawił mu wiadomość (w tym swój numer telefonu), prosząc o kontakt w celu udostępnienia lokalu do oględzin. Lokator, który podobno bronił się przed zamarznięciem, przez cztery dni nie skontaktował się z kominiarzem. Próby pracowników MZN umówienia się na miejscu zdarzenia także były ignorowane. Lokator wyraźnie unikał kontaktów. Piątego dnia udało się pracownikom MZN i kominiarzowi wejść do mieszkania tylko dlatego, że urządzono swoiste polowanie. Pani S. poinformowała pracownika MZM, że przebywa na terenie miasta, ale nie może być w mieszkaniu. Nie przewidziała jednak, że ten zaczeka przed jej budynkiem. Ponieważ straż pożarna poinformowała o zdarzeniach prokuraturę, szczęśliwie się stało, że komisyjne uruchomienie instalacji c.o. odbyło się w obecności policjanta zbierającego informacje w sprawie. W kilka dni później na zlecenie MZN kominiarz ponownie udał się do mieszkania pani S., żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Niestety pomimo dwukrotnych wizyt, nie zastał lokatorki. Sąsiad mieszkający tuż obok poinformował go, że nie zauważył ostatnio żadnych oznak zamieszkania lokatorki. Wynika z tego, że pani S. ma najprawdopodobniej możliwość mieszkania gdzie indziej. Do MZN nie dotarły żadne informacje o jakichkolwiek późniejszych kłopotach podczas palenia w piecyku. Przychylność wobec pani S. wyrażana była w bardzo konkretnej pomocy w spłacie zadłużenia wynoszącego 9,3 tys. zł. Najpierw zgodziliśmy się na rozłożenie całej zaległości na 36 rat (to maksymalna, dopuszczona prawem ilość). Ze względu na trudności finansowe, przychyliliśmy się do ograniczenia wysokości rat do 80 zł miesięcznie i spłaty od listopada 2009 roku. Reszta należności podlegałaby umorzeniu. Ugoda nie była realizowana, więc na kolejne prośby pani S. wyrażona została zgoda na przesunięcie terminu pierwszej wpłaty na luty br. Na posiedzeniu Komisji Spraw Społecznych w dniu 8 lutego pani S. ponownie zwróciła się o pomoc. Skarżyła się na złe funkcjonowanie wentylacji, fatalne warunki zamieszkania (cytat; bród, smród, patologia). Prosiła o pomoc w uzyskaniu bardziej dogodnego mieszkania. Komisja dysponując pełną wiedzą w sprawie, nie wyraziła żadnej opinii. Poprosiła prezydenta Wojciecha Murdzka o ustosunkowanie się do problemu.

3. Moja odpowiedź na oświadczenia radnych wygłoszonych na sesji Rady Miejskiej 22 lutego i opublikowanych w „Tygodniku Świdnickim” nr 8, zamieszczona w tym samym wydaniu gazety.

Zarządzanie gospodarką mieszkaniową to zajęcie trudne i często niewdzięczne. Tym bardziej cieszę się, że jako wiceprezydent przyczyniłem się do udzielenia skutecznej pomocy wielu potrzebującym ludziom. Nie są w stanie tego faktu podważyć nawet najbardziej napastliwe oświadczenia osób oburzonych, bo ośmieliłem się skrytykować niedorzeczne działania części radnych Komisji Spraw Społecznych.
Pewnie każdy woli, gdy inni go chwalą, niż gdy mają do niego pretensje. Ale, jak głosi znane powiedzenie, jeśli dojrzały człowiek nie ma absolutnie żadnych wrogów, oznacza to, że najprawdopodobniej zmarnował swoje życie. Dlatego wbrew intencjom radnego Markiewicza i radnej Bakalarczyk treść i forma ich wystąpień utwierdzają mnie w przekonaniu, że uniknąłem niebezpieczeństwa posiadania plastikowego charakteru i plastelinowego kręgosłupa. W szczególności moja siedmioletnia praca w Urzędzie Miejskim nie jest czasem jałowym i bezużytecznym.
W całości podtrzymuję swoje stwierdzenia zawarte w stanowisku opublikowanym w TŚ z 15.02. Jednak ze względu na oczywiste ograniczenie objętości niniejszej wypowiedzi, nie odnoszę się do sformułowań użytych przez radnych. Czytelników zainteresowanych sprawą zapraszam na prowadzony przeze mnie blog.

Przypis 2

„Ciekawe” rozstrzygnięcia Komisji Spraw Społecznych (wybrane przykłady).

1. Sprawa pani K., do której nawiązałem w tekście publikowanym w TŚ.
Komisja na posiedzeniu w dniu 8 lutego zwróciła się z prośbą do prezydenta o realizację wyroku eksmisyjnego z lokalu przy ul. Ofiar Oświęcimskich do dwóch odrębnych lokali. Jeden przyznany powinien być pani K., drugi jej matce pani W. Historia ta ma początek w 2003 roku. Pani W. zajmując mieszkanie w nowym budynku komunalnym przy ul. Bolesława Krzywoustego, zadłużyła je na ponad 6 tys. zł., chociaż w postaci dodatku mieszkaniowego otrzymała od Miasta pomoc w wysokości 9,3 tys. zł. Żeby uniknąć kłopotów, znalazła osobę, zainteresowaną jej mieszkaniem i wystąpiła o zgodę na dokonanie zamiany lokali. Argumentowała, że mieszkanie jest zbyt duże, przez co drogie w utrzymaniu. Zgodziliśmy się, w rezultacie czego przeprowadziła się do mieszkania przy ul. Henryka Brodatego. Dług został spłacony przez osobę, z która się zamieniała. Po niespełna trzech miesiącach mieszkania w nowym lokalu wystąpiła z wnioskiem o zamianę na inne mieszkanie przy ul. Ofiar Oświęcimskich. Uzasadnieniem było, że lokal na Zawiszowie jest zbyt mały. Ponownie zgodziliśmy się. Dług w wysokości ponad 800 zł. powstały pomimo tak krótkiego zajmowania lokalu, zapłaciła rodzina opuszczająca lokal przy ul. Ofiar Oświęcimskich. Warto dodać, że mieszkała tam od roku 1968 i choć jest to tzw. stare budownictwo nigdy nie skarżyła się na stan techniczny. Jest to ważne, gdyż po kilku latach użytkowania lokalu przez panią W. panuje tam ogromna wilgoć, z powodu której monitowani jesteśmy o błyskawiczne zrealizowanie wyroku eksmisyjnego, który w międzyczasie został wydany wobec pani W. i obecnych współdomowników (łącznie 9 osób). Eksmisja została orzeczona ze względu na kolejne zadłużenie czynszowe, wynoszące obecnie 23,1 tys. zł plus koszty sądowe. Tak wiele osób musi być eksmitowanych, ponieważ już po wypowiedzeniu umowy najmu pani W. przyjęła pod swój dach pięcioosobową rodzinę córki, pani K. Przez wiele lat mieszkała ona w trzypokojowym lokalu swej babci i jej męża, ale je opuściła. W rezultacie trzypokojowy lokal zajmowany jest obecnie przez samotnego starszego pana (babcia pani K. zmarła), a pani K. z mężem i trójką dzieci na własne życzenie przeniosła się do pani W., gdzie w trzech pokojach zameldowanych było już 6 innych osób. Poszukujemy jednego, odpowiednio dużego lokalu, do którego chcemy przeprowadzić całą rodzinę. Uważamy, że ilość dotychczasowych gestów pomocy ze strony Miasta jest duża. Nie chcemy się zgodzić, żeby obecny wyrok eksmisyjny stał się trampoliną dla kolejnego sprytnego manewru tej rodziny. Innego zdania są panie W. i K. Podczas wizyty u mnie nie prosiły, lecz żądały przydzielenia dwóch odrębnych mieszkań. Pomimo przedstawionych faktów Komisja Spraw Społecznych wnioskuje o przydział dwóch odrębnych lokali.
2. Sprawa pana K.
Pan K. w imieniu swego syna usiłował przejąć lokal po zmarłej matce. Prawo stanowi, że jest to możliwe, jeśli osoba ubiegająca się o uzyskanie prawa najmu przez 5 lat mieszkała wspólnie ze zmarłym najemcą. W związku z powyższym rozpoczęto na siłę szukać argumentów, które mogłyby uzasadnić, że właśnie tak było, choć w rzeczywistości okres zamieszkiwania był ewidentnie krótszy. Komisja „łykała jak pelikan” opowieści pana K. na przykład o tym, że jego syn w wieku (chyba dobrze pamiętam) 16 lat wyprowadził się z trzypokojowego mieszkania zajmowanego przez rodziców i malutką siostrę, by móc podawać babci wyjątkowo mocne leki, wymagające specjalnego aplikowania. O pięcioletnim wspólnym mieszkaniu zapewniali ludzie, którzy widzieli to „na własne oczy”, chociaż zdecydowanie krócej znali zmarłą. Nawet przedstawienie przeze mnie dziewięć oświadczeń pani K. o tym, że zamieszkuje samotnie oraz protokół z wizyty u prezydenta, podczas której to wyraźnie stwierdzała, nie zmienił nastawienia komisji. Komisja Spraw Społecznych stanęła w obronie pana K. Podczas sesji Rady Miejskiej, na której rozpatrywano sprawę, chyba największym orędownikiem roszczeń pana K. był członek komisji radny Barcicki. Na szczęście udało się doprowadzić do wyroku eksmisyjnego i wkrótce Miasto odzyska bezprawnie zajmowany lokal.
3. Sprawa pana M.
Pan M. postanowił być przedsiębiorczy w ten sposób, że wynajdował osoby samotne, naiwne i - wyrażając się oględnie - dysfunkcyjne, posiadające prawo najmu mieszkania. W jakiś sposób uzyskiwał od tych ludzi pełnomocnictwo do wykupu mieszkania w ich imieniu, a następnie swobodnego dysponowania lokalem. Po wykupie na preferencyjnych warunkach (z powszechnie obowiązującymi bonifikatami) mieszkania, sprzedawał je samemu sobie. W ten sposób w maju 2000 nabył mieszkanie przy ul. Wałbrzyskiej na rzecz głównego najemcy pana W. Dwa tygodnie później sprzedał je samemu sobie. Następnie w styczniu 2001 wymeldował pana W. donikąd. W listopadzie 2001 sprzedał ten lokal, a w lutym 2002 wprowadził się do mieszkania pana Z., z którym próbował powtórzyć „numer”. Ponieważ urzędnicy zorientowali się, że identyczny manewr został przez niego wykonany jeszcze wcześniej tj. w okresie między czerwcem 1997 a marcem 2000 z mieszkaniem przy ul. ks. Bolka najmowanym przez pana Ma., podnieśli alarm. Zarząd Miasta odmówił panu Z. zgody na wykupienie mieszkania. Jednak pan M. działając na podstawie upoważnienia pana Z., aż do teraz nie daje za wygraną. Ze względu na stwierdzenie wieloletniej nieobecności w mieszkaniu głównego najemcy, pana Z., wypowiedzieliśmy umowę najmu, żeby nie dopuścić do podstępnego przejęcia kolejnego lokalu przez pana M. W odpowiedzi złożył on skargę na działania prezydenta. Rada Miejska przyjęła uchwałę odrzucającą skargę, chociaż Komisja Spraw Społecznych, mimo oczywistości sprawy, wnioskowała o przywrócenie prawa najmu panu Z.

Przypis 3

Przykłady spraw, które - przy ograniczonej ilości mieszkań - musiałyby poczekać na załatwienie, gdyby uwzględniane były preferencje Komisji Spraw Społecznych, np. dotyczące sprawy pani K.
1. Sprawa pani R.
Obecnie ma 32 lata. Wychowywała się w domu dziecka. Potem przebywała w hostelu dla ofiar przemocy i osób w trudnej sytuacji życiowej. Utrzymuje się z renty socjalnej ze względu na swą niepełnosprawność. Mieszka wraz z czworgiem dzieci w pokoiku na poddaszu na 3 piętrze, gdzie jest na tyle mało miejsca, że wszyscy śpią na jednej wersalce. Dostęp do kuchni i łazienki na parterze. Ojcowie trojga dzieci nie żyją. Na liście oczekujących na przydział mieszkania socjalnego znajduje się od 2007 roku.
2. Sprawa pani S.
Pani S. jest czterdziestoletnią wdową, samotnie wychowującą trzy dorastające córki. Po śmierci męża zmuszona była wyprowadzić się z zajmowanego mieszkania i wynająć inne. Stanowi to bardzo duże obciążenie finansowe, zwłaszcza od 2007 roku. Jedna z córek uległa wtedy wypadkowi i odniosła poważne obrażenia, a kosztowna rehabilitacja trwa do dzisiaj. Ze względów zdrowotnych córka musiała zamienić liceum dzienne na zaoczne, przez co skromny budżet domowy obciążany jest dodatkowymi opłatami. Pani S. prowadzi swoisty wyścig z czasem. Dąży do uzyskania lokalu socjalnego, w którym czynsz jest zdecydowanie niższy, niż w przypadku prywatnego najmu. Najważniejszym powodem pośpiechu jest chęć zapewnienia stabilnej przyszłości córkom, dopóki może jeszcze to osiągnąć. Niestety, nastąpił nawrót poważnej choroby rozpoznanej kilka lat wcześniej. Pani S. przeszła już kilka operacje, ale ponownie pojawiło się zagrożenie jej życia. Na liście oczekujących na lokal socjalny znajduje się od listopada 2008 roku.
3. Spraw państwa G.
To ośmioosobowa rodzina składająca się z rodziców i dzieci, które wręcz terroryzują mieszkańców jednej z kamienic przy ul. Długiej. Wspólnota mieszkaniowa zamierza wykonać pilny remont. Jednak do czasu eksmisji rodziny G. uznaje to za działanie bezcelowe, gdyż budynek jest dewastowany przez bezkarnie czująca się młodzież. Wyrok eksmisyjny wydany został w styczniu 2008 roku.
4. Sprawa państwa M.
Jest to pięcioosobowa rodzina skutecznie zatruwająca życie mieszkańców jednej z kamienic przy ul. Komunardów. Bardzo liczne skargi na zakłócanie porządku, dewastowanie budynku, wyzwiska i groźby wobec lokatorów, libacje alkoholowe. Wielokrotne interwencje policji. Do wykonania jest wyrok eksmisyjny z lipca 2007 roku.