wtorek, 22 grudnia 2009

Polska przyszła do Powiewiórki

W poniedziałek nad ranem wróciłem z kilkudniowej podróży na Wileńszczyznę. Byłem między innymi w Powiewiórce i przyznam, że dawno już nie czułem się tak dowartościowany jako Świdniczanin. Chyba nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo wdzięczni są nam mieszkańcy tej wioski (i nie tylko oni). Dla nich nieomal wydarzył się cud. Wydawało się im, że drewniany kościół z 1774 roku skazany jest na nieuchronne zawalenie. Mieli przekonanie, że jego ruiny właściwie ostatecznie potwierdzą dramatyzm ich osobistych losów. Prawie wypaliła się już w nich nadzieja, że przywiązanie do wiary i polskości, które z taki trudem utrzymywali przez dziesięciolecia, zostanie zauważone i wsparte przez rodaków mieszkających w Polsce. A jednak stało się inaczej. Dwa lata temu, gdy byłem tam po raz pierwszy, obiecałem, że nie zostawimy ich samych sobie. Dzięki zaangażowaniu bardzo wielu ludzi, dzięki ofiarności mieszkańców naszego miasta i Dolnego Śląska, dobiega końca najważniejsze zadanie remontowe, decydujące dla ratowania kościoła. Jedna z połaci dwuspadowego dachu całkowicie pokryta jest nowym, drewnianym gontem. Na drugiej części prace są tak zaawansowane, że ich zakończenie nastąpi w ciągu najbliższych tygodni. Na przeszkodzie stanąć może tylko wyjątkowo mroźna zima. Tamtejsi mieszkańcy wyrażają swe myśli bardzo wprost: „Polska przyszła do Powiewiórki”. A stało się to za sprawą Świdnicy, położonej w najbardziej oddalonym od Wileńszczyzny rejonie Ojczyzny, traktowanej przez nich prawie jak świętość. Jest dla nich zupełnie zdumiewające, że prezydent tego miasta (nie ma oczywiście znaczenia, że to właśnie ja) przejeżdża w kilkunastostopniowym mrozie prawie tysiąc kilometrów, żeby uczestniczyć z nimi we mszy św. i zobaczyć, jak postępuje remont. Przekazano na moje ręce ogromną ilość podziękowań i życzeń z okazji Bożego Narodzenia. Byłem wzruszony ich słowami i autentycznie dumny, że jako świdniczanie zdaliśmy ważny egzamin. Możemy być pewni, że dla Polaków z Powiewiórki będą to święta najradośniejsze od wielu lat. Ci z nas, którzy dołożyli choćby przysłowiowy grosz do ratowania kościoła, mogą mieć powód do rzeczywistej satysfakcji i tym bardziej radosnych świąt. Niewątpliwie na Wileńszczyźnie kolędy śpiewane będą także z myślą o nas. A ponieważ moralne zobowiązanie do niesienia pomocy nie ustaje, warto chyba kontynuować nasze zaangażowanie i dać sobie kolejną szansę na czynienie dobra. Bardzo jestem ciekaw, co myślą o tym czytelnicy mojego bloga. Napiszcie proszę, swoją opinię.

1 komentarz: