czwartek, 28 marca 2013

Dorsz po świdnicku.

Po sesji Rady Miejskiej, na której odrzucono projekt likwidacji Inwestycji Świdnickich przez połączenie ich ze Świdnickim Towarzystwem Budownictwa Społecznego brałem udział w nagraniu dyskusji na ten temat. Potem, w spokoju oglądałem ją na portalu Świdnica24.pl. Przyznam, że mocno się zdziwiłem stanowiskiem radnych przeciwnych łączeniu. Okazało się, że nie jest istotne dla nich nic poza chęcią dorwania się do dokumentów likwidowanej spółki. Nie wiem, jakich rewelacji spodziewają się w nich doszukać, ale starają się stworzyć wrażenie, że już za chwilę ujawnią fakty mrożące wszystkim krew w żyłach. A nawet, jeśli nie, to ich zdaniem, świdniczanie niczego nie pragną bardziej niż kontroli prowadzonej przez radnych. Czy coś konstruktywnego dla miasta wyniknie z ich działań?  Czy może skończy się tak, jak z wykrywaniem „afer kaczyzmu” przez minister Julię Piterę? Pamiętamy, że zapowiadała ujawnienie przekrętów PIS-u na ogromną skalę. Pomimo wielkiego wysiłku włożonego w śledzenie wszystkiego, co tylko się dało śledzić, największą ustaloną nieprawidłowością okazała się zapłata za danie z dorsza.

Jestem przekonany, że Komisja Rewizyjna wytężać będzie swe siły i żadne błędy popełnione w Inwestycjach Świdnickich nie umkną ich uwadze. Na pewno odwalą kawał dobrej roboty, a potem…... Potem będzie duża szansa, że miasto stanie się sławne dzięki „dorszowi po świdnicku”. Warto już teraz poznać na niego przepis.

  1. Najpierw wybierz kucharza, niech on wszystko zaplanuje. Wskazane jest, żeby miał duże aspiracje i był silnie zmotywowany do pracy. Na przykład może chcieć się odegrać na kumplach, którzy wcześniej mu podpadli, gdyż nie wybrali go na szefa koła ich stowarzyszenia. Kucharz ten nie musi być artystą, ale powinien mieć zapał do mieszania w garach. Dobry kandydat to Tadeusz Grabowski. Ma jeszcze tę zaletę, że nie przejmuje się ubocznymi skutkami swej aktywności.
  2. Kucharz niech dobierze sobie wspólnika odpowiedzialnego za promocję. Ważne, żeby starał się robić wrażenie, że nikomu nie grozi zatrucie potrawą. Dlatego z sensem czy bez sensu, ale powinien stale powtarzać słowa- klucze: czystość, przejrzystość, transparentność, porządek i sterylność ( w skrócie pis). Wskazane jest także, żeby w razie draki mógł liczyć na wsparcie kogoś ważnego, choćby jakiejś wygadanej posłanki. Nie znajdziesz nikogo lepszego nad Roberta Garsteckiego. A przy okazji masz gotowy, fajny slogan reklamowy. Kurcze, to też się rymuje!
  3. Potem skompletuj drużynę pomocy kuchennych. W zasadzie nie muszą się męczyć. Wystarczy, żeby ich przywódca potrafił w miarę przekonywująco wyjaśnić, że wzięliby się do pracy, ale mimo szczerych chęci, ktoś im to ciągle uniemożliwia. Mistrzem takich uników jest Janusz Solecki. Prawie na każdej sesji Rady Miejskiej wyjaśnia, że chętnie głosowałby zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, ale prezydent miasta czegoś tam mu nie dostarczył lub o czymś nie poinformował. Ostatnio poszło się o plan łączenia spółek. Prezydent dokumentu nie przygotował, więc radny podobno nie wiedział, czy ŚTBS przejmie Inwestycje Świdnickie, czy może odwrotnie.  Zdecydowanie klub radnych SLD pod kierunkiem Janusza Soleckiego jest cennym uzupełnieniem dorszowego dream teamu.
  4. W końcu trzeba znaleźć kogoś, kto nie zawaha się potrawę przyrządzić nawet, jeśli będzie niestrawna. Nie musi znać dokładnie receptury, ale ściśle powinien wypełniać polecenia szefów. Pewnie nadałby się do tej roli Krzysztof Grudziński. Często sprawia wrażenie nieco zagubionego i nieobecnego w Radzie Miejskiej. Jednak na ostatniej sesji zachował się absolutnie zgodnie z wolą przełożonych. Zagłosował przeciwko łączeniu spółek, wbrew pozostałym członkom klubu radnych miejskich Platformy Obywatelskiej, ale według wskazówek władz powiatowych partii.  
  5. Po skompletowaniu zespołu przystąpić należy do działań ściśle kulinarnych. Do rondla wrzucamy sieczkę i gotujemy ją na mamałygę. Można dodać główkę kapusty, chociaż nie zalecam tego z obawy przed możliwymi drażliwymi skojarzeniami związanymi z jej najtwardszą częścią. Potrawkę należy serwować po przyprawieniu jej zatroskanym obliczem Mariusza Barcickiego, radosnym uśmiechem Wojciecha Kielki i dostojnym milczeniem Michała Kuliga.

Jeśli ktoś zapyta, dlaczego w przepisie na „dorsza po świdnicku” zabrakło samego dorsza, odpowiedź jest prosta- ustalą to radni z Komisji Rewizyjnej. A tropy są, wbrew pozorom, bardzo wyraźne. Przecież dorsz to ryba. Ryby są przysmakiem kotów, więc jakiś kot mógł ją zeżreć. A kto ma kota? Oczywiście, Ryszard Wawryniewicz prezes Inwestycji Świdnickich!   Zaczyna się to wszystko układać w logiczną całość. Komisjo Rewizyjna do roboty! Żądamy efektów waszej pracy!   

2 komentarze:

  1. To już otwarta wojna.Tekst fajny. Nadaje się do rubryki "Rozrywka po świdnicku-śmiech przez łzy".
    Nie wiem dlaczego kojarzy mi sie przysłowie o perełkach i trzodzie. Twarda część kapusty ****, jest niezmienny, śmiem twierdzić nieczuły,obojętnie co by mu klarować i w jakim sosie go przyrządzać pozostanie...tym czym jest.

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Irku, od długotrwałego mieszania łyżeczką, herbata nie będzie nigdy słodsza.

    OdpowiedzUsuń