piątek, 8 marca 2013

Starosta zdobywa szczyty.

Przypomniał mi się żart. Szczyt okrucieństwa – przebijać oka tłuszczu w rosole.

 Podobnych, przeważnie niezbyt śmiesznych, „szczytów” wymyślono całą masę. Bardzo rzadko, jakaś czynność jest opisem więcej niż jednego „szczytu”. W każdym razie, nie spotkałem dotychczas wspólnego określenia dla najgłębszej dyskrecji, ekstremalnej szybkości działania i największej naiwności. A jednak da się to zrobić! I wcale nie w jakiejś wirtualnej przestrzeni, lecz w najprawdziwszym, realnym świecie. Sztuki tej dokonał mój kumpel, znany figlarz – Zygmunt Worsa. Gratulacje Panie Starosto!

Na czym polega wyczyn Zygi? Przysłał do Rady Miejskiej w Świdnicy pismo dotyczące Lesława Podgórskiego (także mojego dobrego kolegi), który od kilkunastu lat jest pracownikiem starostwa, a jednocześnie radnym miejskim. Starosta, jako pracodawca Leszka, domaga się, żeby świdniccy radni wyrazili zgodę na zmianę jego warunków pracy i płacy. Na czym ma polegać zmiana i jakie ma zamiary wobec pracownika, nie poinformował. (Zorientowani wiedzą, że istnieje wymóg prawa, żeby przed wyrzuceniem z pracy radnego, uzyskać akceptację rady, której jest członkiem). Podał natomiast, że przyczyną wystąpienia z tym wnioskiem, jest reorganizacja starostwa – czyli merytoryka, a nie wykonywanie mandatu radnego- czyli nie polityka. Pozornie działanie starosty jest rutynowe, zgodne z obowiązującymi regułami. Dlaczego kojarzy mi się to ze szczytami opisanymi w kiepskich dowcipach?

Szczyt dyskrecji, bo zapowiedziana reorganizacja jest tak tajna, że poza starostą nikt o niej nie wie. Pytani o to radni powiatowej koalicji, a nawet członkowie zarządu powiatu robią wielkie oczy. Zyga zagadnięty o to, także milczy. Być może sekretność planu jest tak wielka, że nawet starosta go nie zna. To wydaje się nieco absurdalne założenie, ale alternatywne wytłumaczenie jest jeszcze trudniejsze do przyjęcia. Bo, czy ktoś może choćby pomyśleć, że Zyga mówi nieprawdę lub mataczy?

Szczyt szybkości, bo zwykle o opinię dotyczącą zmiany umowy o pracę radnego pracodawca zwraca się, gdy ustalone są przynajmniej zasadnicze rzeczy. W tym przypadku jest inaczej. Na dobrą sprawę nie wiadomo, czy Leszek ma stracić posadę, czy być awansowany (pardon za czarny humor). Wygląda na to, że wystąpienie o zgodę, żeby z radnym zrobić dowolną rzecz, jaka przyjdzie do głowy staroście jest rezultatem ulotnej myśli, która w tej głowie zaświtała. Działanie stara się za tą myślą nadążyć. A ponieważ w błyskotliwym umyśle myśli wpadają i wypadają z ogromną prędkością, stąd działanie także jest rekordowo szybkie.

Szczyt naiwności, bo Zyga zachowuje się, jakby wierzył w uzasadnienie swego wniosku do Rady Miejskiej. Szczyt podwójny, bo usiłuje także sprawiać wrażenie, że ktokolwiek poza nim, również w to uwierzy.

Czy dostrzegając tak duże nagromadzenie braku powagi, jest powód do śmiechu. Raczej nie. Tym bardziej, że można sobie wyobrazić przedstawienia  zdecydowanie bardziej brutalne, niż przywołana na początku scena kojarzona bardziej ze sztuką kulinarną niż horrorem. Starostę szpikulcem walczącego z rosołem można od biedy zaliczyć do bojowników o dietetyczną kuchnię i zdrowy styl życia. Starostę wyrzucającego z pracy wieloletniego dyrektora, tworzącego przed laty od podstaw wydział komunikacji w starostwie, nie wiem jak zakwalifikować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz