piątek, 2 lipca 2010

Najważniejsza...

Właściwie zakończyła się kampania wyborcza, w której kandydaci na Prezydenta RP prześcigali się w deklaracjach z cyklu „dla każdego coś miłego”. Wygląda na to, że od poniedziałku z kopyta ruszy budowa autostrad i wałów przeciwpowodziowych, wzrosną pensje i emerytury, przybędzie mieszkań, a nawet zaczniemy przygotowania do organizacji olimpiady. Żeby się nie rozdrabniać, od razu i letniej i zimowej. Wręcz można się dziwić, dlaczego nikt nie obiecał zorganizowania polskiej wyprawy na Księżyc. Do dopiero byłby hit!
Wiadomo, że do obietnic składanych podczas kampanii wyborczych należy podchodzić z dystansem. Nawet jeśli wypowiadający je kandydaci są przekonani o realności zgłaszanych propozycji, nigdy nie udaje się ich w pełni zrealizować. Nie czepiam się tego. Zwracam jednak uwagę, że pewna, coraz ważniejsza, sfera naszego życia jest zupełnie poza zainteresowaniem przyszłego prezydenta. Nawiązując do spotu reklamowego Bronisława Komorowskiego, można powtórzyć pytanie: konkretnie z jakiej części Polski są kandydaci? Odpowiedź brzmi: na pewno nie z części samorządowej!
Bo rzeczywiście, debatowano o gospodarce, służbie zdrowia i kwestiach światopoglądowych. Dopieszczano żołnierzy, rencistów, nauczycieli i bezdzietne małżeństwa. Ale nikt nawet nie zająknął się na temat samorządności. Zupełnie jakby kandydaci nie wiedzieli, że to decyzje podejmowane w miastach, powiatach i województwach coraz bardziej wpływają na naszą codzienność.
Nikt nie zaprzeczy, że przeprowadzona przed 20 laty reforma samorządowa udała się najlepiej ze wszystkich przeprowadzonych po 1990 roku. Jest tak, bo obywatele są w stanie uchwycić bezpośredni związek pomiędzy pracą swych radnych (wójta, burmistrza), a codziennym życiem. Żeby ich ocenić, wystarczy rozejrzeć się dookoła siebie, a nie polegać na tym, co powiedzą w ogólnopolskiej telewizji. Dlatego nie mogę zrozumieć, dlaczego przyszły prezydent państwa ma wiele do powiedzenia o niezbędnych ułatwieniach dla przedsiębiorców, zmianach w prawie pracy, reformie armii, a milczy jak zaklęty na temat zniesienia ewidentnych barier w działaniu samorządu terytorialnego.
Kandydaci na prezydenta chętnie posługiwali się w swych polemikach przykładami konkretnych osób, szpitali i fabryk. To podobno robi dobre wrażenie, że są blisko ludzkich spraw. Jednak w gruncie rzeczy do Polski gminnej i powiatowej nawiązywali chyba tylko w związku z powodzią. Jeden próbował zwalić na wójtów odpowiedzialność za dziurawe wały. Drugi udowadniał indolencję administracji rządowej. Charakterystyczne, że nawet, gdy podczas ostatniej debaty licytowali się, która partia uchwali wyższe wynagrodzenia nauczycieli, nie raczyli wspomnieć o skandalicznym zjawisku typowym dla całego kraju. Subwencja oświatowa przekazywana przez rząd na utrzymanie szkół jest za mała. Na przykład w Świdnicy w tym roku, chociaż nie planujemy niczego nadzwyczajnego, dopłacimy do podstawówek i gimnazjów ponad 10 mln zł kosztem innych potrzeb miasta. Jestem za tym, żeby nauczyciele dobrze zarabiali. Zanim jednak centralna władza zrealizuje wyborcze obietnice, powinna wywiązać się ze swych elementarnych zobowiązań. Potem proszę bardzo, Platforma, PiS i inni mogą podnosić uposażenia każdemu, kto na to zasługuje .
Niestety, jest wiele przykładów, że świat wielkiej polityki nie ma zrozumienia dla instytucji, które są najbliżej obywatela. Na przykład Kongres Regionów w Świdnicy zgromadził wielu samorządowców z całej Polski. Parlamentarzyści i przedstawiciele rządu praktycznie go zignorowali. Moim zdaniem potwierdza to pogląd, że partie polityczne traktują sprawy lokalne przede wszystkim w kategoriach walki o swą sferę wpływów. Rzeczywiste możliwości, szanse i trudności gmin i powiatów są dla nich sprawą drugorzędną. Może z wyjątkiem problemów szpitali, których przyszłość jest od dawna polem politycznej batalii. Z tego wynika dla mnie jeden wniosek. Warto angażować się w wybory prezydenckie i parlamentarne. Jednak, tym bardziej, warto brać udział w wyborach samorządowych. Nasz pojedynczy głos ma w nich jeszcze większe znaczenie.
Ja sam, chociaż wyjeżdżam na wakacje, oddam głos w niedzielnych wyborach. To nic niezwykłego. Wszakże takiej ilości zaświadczeń uprawniających do głosowania w innych miejscach jeszcze nigdy nie wydawaliśmy. Zwykle jest ich trochę ponad 200. Tym razem zaopatrzyło się w nie 900 świdniczan. Nie dziwi mnie to. Także uważam, że niezależnie od tego jak oceniamy klasę polityczną, w tym panów Komorowskiego i Kaczyńskiego, prawdą jest, że „Polska jest najważniejsza”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz