niedziela, 23 marca 2014

...albo wszyscy zginiemy!

„Jeśli nie podpiszecie, wszyscy będziecie martwi”. Te słowa ministra Sikorskiego wypowiedziane do liderów ukraińskiej rewolucji obiegły świat i wielokrotnie były komentowane. Często podkreślano, że jego dosadna wypowiedź pomogła zatrzymać rozlew krwi w Kijowie. W tym konkretnym momencie okazała się, więc działaniem rozumnym i skutecznym.



Jednak niepokoi mnie myśl, że wypowiedziane przez niego zdanie jest zdecydowanie czymś więcej niż tylko reakcją na wahania opozycjonistów z Majdanu. Można znaleźć sporo argumentów, że Radosław Sikorski nieopatrznie, choć szczerze wypowiedział formułę, która stanowi kwintesencję polityki prowadzonej od kilku lat przez elitę rządzącą Polską. Zgodnie z nią niedopuszczalne jest konsekwentne trzymanie się własnych, nawet najbardziej istotnych racji i obrona absolutnie żywotnych interesów, jeśli istnieje obawa, że trzeba będzie zapłacić za to jakąkolwiek cenę. Niekoniecznie tak wielką, jak życie. Czasem będzie to dyskomfort, że wpływowi ludzie uśmiechając się nie będą ściskać nam rąk i z aprobatą klepać po plecach. Niekiedy ceną może być spadek popularności lub przegranie wyborów.



W takim systemie sprawowania władzy nie są podejmowane w interesie Polski właściwe decyzje ani doraźne, ani długofalowe. Dominuje mentalność bojaźliwych kunktatorów zapatrzonych w wyniki badań swojej popularności i nadmiernie dyspozycyjnych wobec cynicznie postępujących sojuszników. I właściwie nie wiadomo nawet, jak rządzący definiują sytuację naszego kraju.



Kilka faktów uzasadniających moją opinię. Wczoraj premier podczas konwencji wyborczej swej partii budował wręcz atmosferę zagrożenia wojennego ze strony Rosji, histeryzując, że „te wybory europejskie są być może o tym, czy 1 września dzieci w Polsce w ogóle pójdą do szkoły”. Jednak do niedawna traktował Rosję, jako wiarygodnego partnera, a nawet konsekwentnie bronił słuszności swej decyzji pozostawienia jej wyłączności na prowadzenie śledztwa smoleńskiego, mimo ewidentnych argumentów, że organy tego państwa mataczą w sprawie.

Kilka dni temu usprawiedliwiał żałośnie małe sankcje UE wobec rosyjskiego agresora dążeniem do jednomyślności przywódców unijnych, przekonując, że jest ona wartością samą w sobie. Ale co miał do powiedzenia na temat tej jedności, gdy budowano rurociąg North Stream pogłębiający uzależnienie Europy od rosyjskiego gazu i zdecydowanie niekorzystny dla naszej suwerenności energetycznej?

Ile jest warta dla premiera zgodność poglądów z szefami innych państw, skoro zaakceptował skrajnie krzywdzące nas ustalenia europejskiego pakietu klimatyczno- energetycznego. Pod pretekstem walki z globalnym ociepleniem, Polska w porównaniu z innymi państwami zmuszona będzie wydać szczególnie gigantyczne kwoty na modernizację swej energetyki. I Donald Tusk nie zająknie się nawet, że to są być może pieniądze, których trzy miesiące temu bezskutecznie szukał minister Sikorski. Gdy ukraiński wątek jeszcze nie był tak „trendy”, jak dzisiaj, zadał ironiczne pytanie: ”Ile polskich miliardów PiS chce wpompować w skorumpowaną gospodarkę Ukrainy?”. Zupełnie jakby (nawet wymagająca poniesienia jakiś kosztów) obrona przed całkowitym podporządkowaniem tego kraju przez rosyjskie imperium nie była dla nas ważniejsza niż urojenia, że okiełznamy siły natury.



Ukraińcy, chociaż czasem traktujemy ich z góry, pokazali, że zdolność do poświęceń wcale nie wyklucza się z pragmatyzmem i rozwagą w działaniu. Przeciwnie, stu z nich oddało swe życie na Majdanie. Jednak dzisiaj, choć nie osłabła w nich wola zwycięstwa, cierpliwie znoszą upokorzenia ze strony najeźdźcy. Dopóki nie muszą, nie dają się sprowokować i nie podejmują bezpośredniej walki.

Również nasze doświadczenia historyczne uczą, że nie należy szafować polską krwią. Dowodzą jednak także, że zawsze, nawet w najtrudniejszym położeniu, konieczne i równie ważne są: poczucie odpowiedzialności, odwaga racjonalnego myślenia i trzeźwej oceny sytuacji, cierpliwa konsekwencja działania, ale także rozważna gotowość do ofiary. Bez tych cech można być gwiazdą Twittera lub ulubieńcem europejskich salonów. Na pewno, nie można być jednak przywódcą postępującym zgodnie z polską racją stanu. Warto to sobie uświadomić zanim, pozostanie nam do wyboru tylko alternatywa podobna do sformułowanej przez ministra Sikorskiego: poddajcie się, albo zginiecie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz