sobota, 26 lutego 2011

Goździkowa by zrozumiała

Oj, oberwało mi się od radnej Beaty Moskal-Słaniewskiej. Najwyraźniej bardzo nie spodobał się jej mój poprzedni wpis. Posługując się kilkoma przykładami, pokazałem w nim przewrotność formułowanych przez SLD opinii na temat inwestycji miejskich. Reakcją pani radnej jest tekst, w którym analizuje stan mojego ciała i ducha, a ponadto recenzuje mój sposób pisania i przestrzeganie zasad savoir vivre.

Punktem wyjścia jej polemicznego artykułu jest życzliwa rada, abym zażywał lecytynę w celu poprawienia pamięci. Ta uprzejmość wynika z faktu, że podobno pomyliłem liczby. Napisałem, że pani Moskal-Słaniewska domagała się wybudowania wieży ratuszowej za kwotę 2 mln zł. Pani radna przyznaje się, że w rzeczywistości wymieniała sumę 3 mln zł. Całkiem możliwe, że ma rację. Tylko czy zmienia to istotę sprawy? Rzeczywisty koszt budowy to prawie 9 mln. Dlatego, nawet jeśli ponownie uzna to, co piszę za „arogancki atak” i „zagmatwaną odpowiedź, która nic nie wnosi, tylko obraża”, pozostaję przy swoim zdaniu. Jej publiczna wypowiedź na temat kosztów tej inwestycji była zwyczajnie niedorzeczna. Moim zdaniem świadczy o małej wiedzy lub złej woli. Nie będę rozstrzygał, która przyczyna jest bardziej prawdopodobna. Faktem jest, że teza o nieuzasadnionych, ogromnych pieniądzach przeznaczonych na odbudowę wieży stanowi jeden z elementów negatywnej propagandy uprawianej przez SLD.

Co do pamięci, to zauważyłem, że trzymają się mojej głowy niektóre stare kawały. Jeden z nich dotyczył napaści tygrysa na teściową. Gdy do zięcia dotarła ta przerażająca nowina stwierdził: sam napadł, niech sam się broni! Przypominam ten dowcip w kontekście pomysłów pani radnej na obniżenie kosztów postawienia wieży. Postuluje ona, żeby zrezygnować z windy, kawiarni, toalet, miejsc do urządzania wystaw, systemów bezpieczeństwa itp. Gdyby jej posłuchać, wystarczyłoby jedynie postawić przy wieży tabliczkę z napisem: „Obywatelu, sam się tu przypałętałęś, więc sam sobie jesteś winien. Dlatego sam sobie radź”. Bo rzeczywiście, po co winda, skoro i tak ze względów bezpieczeństwa pożarowego konieczne są schody? Przecież można się po nich wdrapać na taras widokowy. Jak nie wszyscy dadzą radę, to ich zmartwienie. Dla oszczędności można nawet wdrożyć nowatorski pomysł i zamontować tylko co drugi stopień schodów albo postawić drabinę. Zresztą, po co taras? Żeby oglądać z góry, te okropne „betonowe place”? Dla kogo wystawy na poszczególnych piętrach? A nie może taki jeden z drugim przejść się do muzeum? Wtedy zaoszczędzimy jeszcze na instalacji elektrycznej, malowaniu ścian wewnątrz wieży, a może nawet na tynkach. Wypić kawę spoglądając przez okno wieży? Nieeeee, skoro są inne kawiarnie. A jak ktoś będzie miał potrzebę skorzystania z toalety, to niech jej szuka gdzie indziej. Właściciel gastronomii w Empiku będzie wprost zachwycony, jeśli wpadnie do niego autobus turystów. Jak się zrobi kolejka, część gości można odesłać do klubu Bolko. Tam, zupełnie niedaleko od Rynku, powstał przecież nowy szalet miejski.

Pięknie? Podoba się taki przepis „made by Beata Moskal-Słaniewska” na ożywienie centrum miasta? Mnie się nie podoba. Większość radnych poprzedniej kadencji także inaczej rozumiała sens odbudowy wieży. Dlatego przyjęto program rewitalizacji miasta. Zgodnie z nim wieża ma być obiektem użytecznym, służący mieszkańcom Świdnicy i turystom. A zresztą, nawet gdyby była wyłącznie pustym, martwym kikutem, kosztowałaby dużo więcej niż 3 mln zł. Doprawdy zaskoczony jestem, że tak elementarne rzeczy trzeba komukolwiek tłumaczyć. Sądzę, że Goździkowa, ta od etopiryny, na pewno by takie oczywistości rozumiała. Żal, że Moskal-Słaniewska, ta od lecytyny, nie jest w stanie ich pojąć. Cóż, jak widać, oprócz niedoskonałości pamięci występują czasami także inne przypadłości. Znane powiedzenie mówi: Lekarzu, ulecz się sam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz