sobota, 18 grudnia 2010

Minuta niezgody

We wtorek 14 grudnia obradowała Rada Miejska. Tadeusz Grabowski zaproponował uczczenie minutą ciszy pamięć ofiar grudnia 1970 i stanu wojennego. Termin sesji wypadł dokładnie pomiędzy datami wprost odnoszącymi się do tych historycznych wydarzeń. Radny nie wygłaszał ocen, nie szukał winnych, nie wzywał nikogo do sypania głowy popiołem. Tylko i wyłącznie poprosił o wyrażenie hołdu poległym.

Ilu ich było? Dokładnie nie wiadomo. Oficjalne dane dotyczące tłumienia robotniczych protestów w 1970 roku Gdańsku, Szczecinie, Gdyni, Słupsku i Elblągu mówią o kilkudziesięciu zabitych. Nieoficjalnie podaje się liczbę kilkuset. Stan wojenny to około 100 przypadków zgonów, które w oparciu o twarde dowody lub poszlaki uznaje się za śmierć o podłożu politycznym.

Kim są ofiary? Różnie. Zalicza się do nich uczestników strajków i demonstracji, ale także przypadkowych świadków ulicznych zamieszek. Należą do nich bez wątpienia ofiary skrytobójczych mordów politycznych. Bez dwóch zdań w tej kategorii mieści się także sierżant milicji, który w pierwszych dniach stanu wojennego zginął w czasie szamotaniny w autobusie miejskim z młodzieńcem, który chciał go rozbroić. Słowo ofiara, idealnie pasuje do tych robotników Stoczni Gdyńskiej, którzy o świcie 17 grudnia 1970 roku przyjechali kolejką miejską do pracy, odpowiadając na apel ówczesnego sekretarza PZPR Kociołka. Przed bramą stoczni zostali rozstrzelani.

Dlaczego warci są pamięci Polaków? Bo niezależnie od obiektywnej i naszej prywatnej, subiektywnej oceny historii, sympatii politycznych, różnic zapatrywań i poglądów ich śmierć przybliżyła nas do obecnej, niepodległej Polski. A w niej, na jednej sali obrad mogą się dzisiaj spotkać i pracować dla Świdnicy ludzie o skrajnie różnych rodowodach. Jest tu miejsce dla Grabowskiego, który organizował podziemną Solidarność, ale jest miejsce także dla Markiewicza, który w stanie wojennym ją zwalczał.

Z jakiego powodu propozycja radnego Grabowkiego została odrzucona przez radnych SLD? Czy ludzie, których ofiara życia przyczyniła się do zlikwidowania okupacyjnego, komunistycznego reżimu, nie zasługują na tak drobny gest szacunku, jak minuta ciszy?

Przypomniała mi się końcowa scena z filmu „Śmierć jak kromka chleba”. Oficer ze sztabu dowodzącego pacyfikacją kopalni „Wujek” domagał się bezwarunkowej kapitulacji strajkujących. Przywódcy strajku wprowadzili go do sali, w której położono ciała zastrzelonych przez ZOMO górników. Co zrobił ów pułkownik? Oddał honory poległym. Salutując pozostał w milczeniu przez dłuższą chwilę. Zrobił tak, chociaż przyczynił się do ich śmierci, był po drugiej stronie konfliktu, uważał strajkujących za przeciwników, może nawet wrogów. Dlaczego 29 lat później sześcioro świdnickich radnych, którzy chyba nie mają powodu źle myśleć o upominających się o chleb i wolność stoczniowcach, górnikach, studentach itp. sprzeciwia się symbolicznej chwili pamięci o nich? Czy wystarczającym wytłumaczeniem są słowa wypowiedziane przez radnego Markiewicza, że zgoda na proponowany gest byłaby równoznaczna z tym, że: „niedługo będziemy czcić spotkania sprzątaczek”.

Mam do tej sprawy bardzo osobisty stosunek. Ofiary stanu wojennego kojarzą mi się z czymś więcej, niż tylko z kronikarskim zapisem. Byłem uczestnikiem, świadkiem niektórych wydarzeń. Podczas pacyfikacji strajku w nocy 15.12.1981 na Politechnice Wrocławskiej zmarł pracownik uczelni pan Tadeusz Kostecki. W przeciwieństwie do innych ofiar tego czasu, nie został zatłuczony przez ZOMO. Nie wytrzymało chore serce, a zomowcy walili pałami nie jego, lecz osoby, które domagały się przywołania karetki pogotowia. Znajdowałem się o kilkanaście kroków od miejsca, w którym to się działo.
31 sierpnia 1982 roku we Wrocławiu podczas demonstracji ulicznej zastrzelony został pan Kazimierz Michalczyk, wracający z pracy tokarz z „ELWRO”. Stało się to na ul. Legnickiej. Byłem tam, ale nie wiem, kiedy dokładnie milicja otworzyła ogień. Widocznie w zawierusze ulicznej walki nie rozpoznałem strzałów ostrą amunicją. Czy ci dwaj ludzie zrobili coś złego, co powoduje, że radni SLD odmawiają im prawa do wdzięcznej pamięci współczesnych Polaków?

Albo, czy kogokolwiek przekonuje stwierdzenie pana Markiewicza o niedopuszczalności „upolityczniania” obrad Rady? Wiem, że grób Kazimierza Michalczyka na Cmentarzu Grabiszyńskim był kilkukrotnie dewastowany przez tzw. nieznanych sprawców. Po prostu umieszczony na pomniku orzeł w koronie zbyt „upolityczniał” cmentarz, który przecież, jako miejsce ostatecznego spoczynku różnych ludzi, z natury rzeczy, jest apolityczny. Jak wyglądały ze strony bezpieki starania o brak „upolityczniania” cmentarzy po wydarzeniach grudnia’70 na wybrzeżu, można było zobaczyć choćby w „Człowieku z żelaza”. Naprawdę nie umiem i nie chcę milczeć, gdy człowiek piszący w latach 80 tych listy pochwalne na cześć SB, sprzeciwia się, pod pozorem troski o apolityczność, oddaniu hołdu poległym w wyniku działań komunistycznego aparatu represji.

Daleki jestem od tego, aby stawiać znak równości, tam, gdzie ewidentnie nie powinno go być. Nie przypisuję nikomu z radnych jakiejkolwiek odpowiedzialności za przelaną przed laty krew. Przyznam jednak, że nie potrafię zaakceptować sytuacji, gdy ktokolwiek, choćby pobieżnie znając fakty dotyczące grudnia 70 i 81 roku, może zachować się tak, jak sześcioro radnych. I nie umiem znaleźć odpowiedzi, w jaki sposób oddanie czci ofiarom tych dwóch ważnych wydarzeń, zupełnie nieodległych w czasie, może przeszkadzać w obradach Rady Miejskiej. Wszakże toczą się one w sali nieprzypadkowo udekorowanej biało czerwonymi flagami, a na ścianie umieszczone jest państwowe godło.

I ostatnia rzecz. Nawet generał Jaruzelski, który dla wielu Polaków stanowi wręcz symbol bezprawia, przemocy i zdrady o poległych w stanie wojennym wypowiadał się, jako ofiarach trudnej historii. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek publicznie traktował ich z lekceważeniem lub poddawał w wątpliwość tragizm ich śmierci, stosując prostackie porównania do błahych wydarzeń (Markiewicz –spotkania sprzątaczek). Czy nie jest przejawem wyjątkowej pogardy dla tego, co wielu uznaje za świętość narodową – zachowanie radnych SLD. Panowie Markiewicz, Solecki, Szalkiewicz przed minutą ciszy ostentacyjnie opuścili salę obrad. Państwo Słaniwska-Moskal, Stefańska-Broda i Wołosz nie podnieśli z krzeseł swego dupska, gdy inni stojąc trwali w milczeniu.

Jedna minuta. Czy wystarczy nam w rozpoczynającej się kadencji Rady Miejskiej godzin dobrej pracy, żeby zrównoważyć zło, które się wydarzyło, jako sprzeciw przeciwko tej jednej minucie?

2 komentarze:

  1. Bardzo trafny komentarz. Wstyd mi,że tak wielu ludzi poparło w wyborach prostaków z SLD, którzy mają głęboko w poważaniu wszelkie świętości, naród i obywateli...

    OdpowiedzUsuń
  2. Strategia małych ustępstw, wy politycy, macie ludzi za mało wartościowych, uważacie, poniekąd słusznie że stanowicie klasę dla siebie, a w życiu jest mnóstwo innego życia niż Wasze. Nawet przydługi tekst o bezsensownych ofiarach grudnia odbierany jest tak jak zawsze, chcecie się wspiąć po nich na jeszcze większe szczyty, to są puste gesty, jak sam mówisz nic nie kosztujące, a ciągle prowadzą do poróżnień.

    OdpowiedzUsuń