środa, 4 sierpnia 2010

1 sierpnia

Godzina 17.00 Zawyły syreny. Pamiętamy? Chcę pamiętać. Chwilę zastanawiam się – jak? Sięgam po album zespołu LAO CHE „Powstanie Warszawskie”. Wielokrotnie go już słuchałem i zawsze mam wrażenie, że trafia w sedno. Współczesna stylistyka, agresywne brzmienie nie przypominają powszechnie znanych powstańczych piosenek. Mimo tego wywołują emocje, powodujące, że nie można być obojętnym. Myślę, że odwołują się do pewnego doświadczenia przekazywanego przez pokolenia powojennej Polski w tak niezwykły sposób, że nawet u ludzi urodzonych wiele lat po wojnie powstaje wrażliwość pozwalająca odczuć to doświadczenie, jako swoje własne. Co mnie w czasie przesłuchania płyty najbardziej poruszyło? Napiszę o dwóch rzeczach.

Fragment piosenki „Godzina W”:
Tramwajem jadę na wojnę.
Tramwajem z przedziałem: nur fur Deutsche.
Z pierwszo-sierpniowym potem na skroni.
Z zimną lufą Visa w nogawce spodni.
Siekiera, motyka, piłka, szklanka.
Biało-czerwona opaska moja- opaska na ramie POWSTAŃCA,
W kieszeni strach i tytoń w bibule.
Ja nie pękam, idę w śmierć ot tak – na krótką koszulę.

To takie nasze, polskie. Imperatyw moralny, przez który jest czymś naturalnym, wręcz oczywistym rzucić wyzwanie wrogim potęgom i odpowiedzieć na wezwanie w godzinie próby. Nawet, jeśli rozsądek lub intuicja podpowiadają, że składana ofiara będzie przeogromna. Dowódcy i uczestnicy Powstania nie byli szalonymi straceńcami. Wręcz przeciwnie, zadziwiać może stopień osiągniętej przez Państwo Podziemne samoorganizacji i racjonalność myślenia. Tyle tylko, że po raz kolejny w historii Polski mieli do wyboru wyjście złe i jeszcze gorsze. Więc poszli ot tak – na krótką koszulę. Niepotrzebnie, bez szans zwycięstwa, bez sensu? Chociaż Powstanie upadło, a może dlatego, że upadło, odpowiedź udzielana była potem wielokrotnie. Stąd wzięły się symboliczne polskie miesiące: czerwiec, grudzień, sierpień, znowu grudzień i ponownie czerwiec. A podczas tych miesięcy ogromna liczba ludzkich decyzji, żeby po raz kolejny założyć biało-czerwoną opaskę. Mimo kapitulacji Warszawy i dziesięcioleci walki komunizmu o wykorzenienie dziedzictwa Powstania, ono ciągle w nas jest. Stanowi, być może, najcenniejszy składnik naszego myślenia o Polsce.

To dotyczyło pozytywnego myślenia i dobrych emocji. Są także te gorsze, negatywne. Na przykład piosenka „Czerniaków”. Odnosi się ona do heroicznej obrony ostatniego przyczółka nad Wisłą, dzięki któremu mogła nadejść pomoc od stojących po drugiej stronie rzeki Sowietów. Nie przyszła.
Czekałem na Ciebie Czerwona Zarazo,
Byś była zbawieniem witanym z odrazą.
Czerwonych z nami nie ma, jest za to Czerwonka,
hej że, hej że ha, nasza ostatnia Wieczornica.
Chociaż lewi jesteście, na prawym rzeki brzegu kucnęliście.
Druzja (tłum. przyjaciele)………………skurwysyny, nie przyszliście.

Czy ktoś w Polsce w ciągu ostatnich dziesięcioleci inaczej myślał o „zaprzyjaźnionym” Związku Radzieckim i „bratniej” Armii Czerwonej? Jeśli, to wyłącznie margines, bo przecież innej oceny nie miała nawet część popierających dyktaturę w PRL. To nieludzkie oblicze komunistycznego imperium, podobnie jak cynizm Zachodu, były po 1944 roku wielokrotnie potwierdzane. Skąd, więc tak często spotykane dążenie, aby za wszelka cenę sprawić, nawet wbrew naszym interesom, żeby państwa „starej” Europy traktowały nas jak swoich? A nie traktują! A w odniesieniu do Rosji, skąd u wielu naiwna wiara, że Rosja nie postrzega nas, jako potencjalnej ofiary, którą z biegiem czasu należy podporządkować? A tak nas właśnie postrzega! Po wstrząsie 10 kwietnia pojawiła się chyba realna szansa zmiany naszych odniesień. Nie została wykorzystana. Wątpię, aby ktokolwiek, może poza osobami związanymi z rządząca elitą, miał dzisiaj złudzenia dotyczące szans rzetelnego wyjaśnienia okoliczności smoleńskiej katastrofy. Czego możemy się spodziewać, skoro nawet rosyjskie media określają prowadzący sprawę państwowy MAK, jako instytucję uzależnioną od politycznego establishmentu Rosji ( w tym służb specjalnych) i na wskroś skorumpowaną?

Cóż, po odzyskaniu niepodległości w 1990 roku nie stworzyliśmy idealnej Polski. Jednak nawet ta, którą mamy, jest lepsza od widzianej oczami kapitulujących powstańców, wychodzących ze zrujnowanej Warszawy. To jest niezaprzeczalny fakt, który daje nam szanse na przyszłość. Nie musimy o niej myśleć z taką goryczą, jak śpiewa LAO CHE:
Nam jedna szarża – do nieba wzwyż,
I jeden order – nad grobem krzyż.

Jak pokazuje historia, marzenia o lepszej Polsce mogą się spełnić, jeśli dostatecznie wielu z nas jest gotowych dla niej żyć. Dlatego nastawiłem płytę dosyć głośno, żeby słyszeli tę muzykę także pozostali domownicy. A ja? Mam jeszcze jedną więcej motywację, żeby mimo późnej pory, w której kończyłem pisanie, rano pójść z ochotą do pracy.

1 komentarz:

  1. Bardzo lubię czytać Pana bloga Panie Ireneuszu, tak trzymać! :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń